#48 ,,Długo się zastanawiałam nad tym, czy napisać tu moją - TopicsExpress



          

#48 ,,Długo się zastanawiałam nad tym, czy napisać tu moją historię. Kosztuje mnie to dużo, ale już nie zbyt dużo. Powrót do takich wspomnień to ciężki temat i ciężko pisać o tym normalnie i składnie. Pierwszą walkę odbyłam w wieku 5 lat, kiedy zdiagnozowano u mnie raka. Nie pamiętam tego zbyt dobrze, ale do dziś borykam się z wieloma problemami zdrowotnymi. Ale tak naprawdę początkiem moich problemów był gwałt. 6 lat temu, w wieku 12 lat. Przez to musiałam dorosnąć szybko, za szybko jak na taką dziewczynkę. Póki nie do końca rozumiałam co się stało, traktowałam to po prostu tak, jakby ktoś zabrał mi zabawkę mocno przy tym raniąc. Nie wiem dlaczego przez jakiś czas mogłam żyć przez to normalnie. Szok? ukryta depresja? trauma? cokolwiek to było, później wróciło z podwójną mocą. Lat 13 - pierwsza żyletka, pierwsze cięcie się. Nienawidzenie swojego ciała. 3 lata ciężkiej walki, to nie tylko próba dowiedzenie się kim się jest, co chce się robić, ale walka o zaakceptowanie siebie - to podstawa. W domu też nie było lekko. Kłótnie rodziców, nadużywanie alkoholu przez tatę, częste awantury po pijaku. Jako mała dziewczynka pamiętam jeszcze jak tata często bił mamę. To zabawne - na zewnątrz piękny obrazek, idealna rodzinka, śliczne opakowanie, a na wewnątrz wszystko gniło od środka. Zdrada taty, o której wiedziałam tylko ja, siostra z bulimią. Wszystko spadło na raz, za szybko. 3 lata temu odeszła nagle, szybko i bez pożegnania osoba, która jako jedyna mnie rozumiała, prawdziwy przyjaciel. Spoczywaj w spokoju, Aniołku. Ostatni raz po próbie samobójczej do szpitala trafiłam 2 lata temu. Od tamtej pory postanowiłam mimo wszystko walczyć - mimo wielu spotkanych fałszywych ludzi, fałszywych przyjaciół, którzy chcieli mnie tylko wykorzystać, pomiatali mną po podłodze jak zwykłą szmatę. Czy ktokolwiek wiedział, co przeżyłam? Nie. Wszyscy widzieli tylko, jak czasem mam złe humory i popełniam błędy (fakt, dużo ich było) i tylko to oceniali. Nikt nie widział, jak bardzo walczyłam z uzależnieniem od żyletki, leków uspokajających, jak rozpadałam się od środka. na zewnątrz zapewne byłam ciągle uśmiechającą, ale zadufaną w sobie zimną suką. bo płakałam tylko w środku. Myślę, że przeszłam długą drogę, jeszcze dłuższa przede mną, ale dzisiaj nie myślę o samobójstwie. Nie tnę się od 2 miesięcy, leki czasem jem, żeby nie zwariować, żeby nie trzęsły mi się ręce. W rodzinie w porządku, siostra dobrze się czuje, a ja mam cudownego chłopaka, dzięki któremu uczę się (tak, dopiero się uczę) ufać ludziom od nowa. Mimo tego wszystkiego cieszę się, że żyję, bo spotkałam wiele wspaniałych osób na mojej drodze. Często załamują mnie proste, błahe rzeczy: zła ocena w szkole, krzywe spojrzenie znajomej, coś co zrobię źle. Wiem jednak, że jestem silna, ale nie potrafię jeszcze kochać siebie, ale już daleko mi do nienawiści, którą długo żywiłam wobec samej siebie. Napisałam tę historię, bo jestem świadoma, że ktoś jest tutaj z takimi problemami i chcę pokazać mu, że mimo najgorszego syfu, depresji, żyletek i samobójstw, można wyjść. Nie, nie dzięki ludziom. Na ludzi nie możesz do końca liczyć, oni podadzą Ci rękę, ale za chwilę ją puszczą a Ty zaczniesz się topić. Z tego bagna wyjdziesz tylko wtedy, jeśli staniesz na własne nogi. Bez niczyjej pomocy, świadoma swojej siły i wartości - bo ją masz, tylko trzeba do niej dotrzeć. ___________________________ Jesteś na dobrej drodze, więc się nie poddawaj. Walcz do samego końca i przybij piątkę! (:
Posted on: Tue, 03 Dec 2013 13:23:11 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015