100 LAT UNIVERSAL PICTURES DRAŻLIWY TEMAT W czasach, kiedy - TopicsExpress



          

100 LAT UNIVERSAL PICTURES DRAŻLIWY TEMAT W czasach, kiedy wizytówką Universal Pictures były horrory z udziałem Borisa Karloffa i Beli Lugosiego, szefowie studia – pamiętając o rezonansie pacyfistycznego dramatu „Na zachodzie bez zmian” (1930) – nie rezygnowali z ambitniejszych przedsięwzięć. W 1934 roku postawili na ekranizację powieści Fanny Hurst „Imitacja życia” w reżyserii Johna M. Stahla – i słusznie: film kandydował do Oscara w trzech kategoriach – jako film roku, za nagranie dźwięku i za pracę asystenta reżysera Scotta R. Beala, który rok wcześniej zdobył statuetkę w tej kategorii. Dziś, wpisany do Rejestru amerykańskiego dziedzictwa narodowego, uważany jest za jeden z najważniejszych filmów hollywoodzkich, podejmujących tematykę rasową. „Imitacja życia” opowiada o losach dwóch niepełnych rodzin – owdowiałej matki i córki, Bei i Jessie Pullman, które próbują utrzymać się w trudnych czasach ze sprzedaży syropu klonowego, oraz ich służącej Delilah Johson z córką Peolą. Mimo wyjątkowo jasnej cery Peola jest Murzynką – jak jej matka. Początkowo panie zżywają się ze sobą, a przepis na domowe naleśniki, jaki zna Delilah okazuje się rewelacyjnym sposobem na poprawę bytu. Bea otwiera naleśnikarnię, która staje się popularnym miejscem spotkań mieszkańców Atlantic City. Mimo znacznych zysków, jakie uzyskuje Delilah, kobieta nadal pozostaje służącą Bei, co budzi sprzeciw dorastającej Peoli, która czuje się wyizolowana z czarnej społeczności i wraz z osiągnięciem pełnoletności opuszcza dom. Rzuca studia opłacane przez matkę i podejmuje życie takie, jak jej czarni rówieśnicy – zostaje kasjerką. Załamana matka prosi ją o powrót do domu. Czy dumna dziewczyna wysłucha jej próśb? Scenariusz filmu pisało aż ośmiu autorów, za reżyserię wziął się specjalista od melodramatów, John M. Stahl. Źródeł sukcesu „Imitacji życia” można dopatrywać się w wielu przyczynach, choćby w tym, że film trafił w swój czas: opowiadając o trudnych losach obrazował jednocześnie czas Wielkiego Kryzysu. Z drugiej strony ktoś dostrzegł wielkie podobieństwo do jednej z amerykańskich legend: scena, w której przyjaciel domu namawia Beę do otworzenia naleśnikarni, odczytano jako metaforę decyzji o powstaniu Coca Cola Company, której historia zaczyna się od sporządzenia domowego napoju orzeźwiającego. A poza tym film miał w obsadzie Claudette Colbert – gwiazdę, która w tym samym roku zdobyła Oscara za udział w „Ich nocach” Franka Capry, który to film pokonał „Imitację życia” w oscarowej rywalizacji. ZA CIOSEM Nawiązujący do tradycji „gorących filmów samochodowych” film sensacyjny „Szybcy i wściekli” (2001) okazał się kasowym przebojem – każdy z zainwestowanych weń dolarów zwrócił się sześciokrotnie. W Hollywood takich sytuacji się nie przegapia. Producent filmu, Neal H. Moritz, specjalizujący się w soczystym kinie akcji („Koszmar minionego lata”, „xXx”, „SWAT – jednostka specjalna” czy remake „Pamięci absolutnej”), nie zasypiał gruszek w popiele. Zanim opadł kurz po efektownych samochodowych pościgach filmowego pierwowzoru, ruszył z realizacją części drugiej. Wbrew pozorom nie było to łatwe. Zarówno charyzmatyczny Vin Diesel, który zagrał Dominika Toretto, jak i reżyser Rob Cohen nie byli zainteresowani powrotem na plan, zresztą obaj realizowali dla Moritza inny film, „xXx”, który stał się przebojem sezonu 2002/03. Ale w branży filmowej nigdy nie mówi się nigdy. Na biurka szefów Universal Pictures trafiły dwie wersje scenariusza – z udziałem Dominika Toretto i bez niego. Kiedy stało się jasne, że Cohenowi i Dieselowi nie uda się dołączyć do produkcji, uruchomiono realizację drugiej wersji, gdzie o Toretto jedynie się wspomina. Z LOS ANGELES DO MIAMI Ekipa przeniosła się z Los Angeles do Miami, a wraz z przeprowadzką zmieniła się tematyka filmu – „Za szybcy, za wściekli” nie odkrywali już pociągających tajników świata ludzi zajmujących się tuningiem samochodów i udziałem w nielegalnych wyścigach. Kamera została zwrócona w stronę równie nielegalnego świata zbrodni, charakterystycznego nie tyle dla Florydy, ile dla filmów, które się tam rozgrywają. Bohater filmu musi stawić czoło nie pojedynczemu gangsterowi, ale całemu przestępczemu światu, uwikłanemu po uszy w handel narkotykami, gdzie nielegalne wyścigi samochodowe stają się rozrywką gangów, testujących w ten sposób swoje kanały przerzutowe nielegalnego towaru. Aby spełnić trudne zadanie, od którego zależy przywrócenie jego dobrego imienia, agent po przejściach musi znaleźć sojuszników w środowisku pasjonatów sportu samochodowego. Ale czy zechcą z nim współpracować? REŻYSER Z MISJĄ Universal Pictures potraktował sequel „Szybkich i wściekłych” z całą powagą, na jaką zasługuje. Skoro Rob Cohen był zajęty, poszukano reżysera, którego udział w realizacji podniósłby rangę filmu: na reżyserskim stołku zasiadł John Singleton. Singleton był najmłodszym twórcą, którego nominowano do Oscara za reżyserię: kiedy ukończył „Chłopaków z sąsiedztwa” (1991), miał zaledwie 23 lata. Jego debiutanckie dzieło, podobnie jak następne, „Poetic Justice” (1993) czy „Studenci” (1995), wpisywały się w nurt tzw. nowego kina Czarnych, zwiastującego narodziny nowej generacji – ożywczej - kina etnicznego. Ale nurt szybko się skomercjalizował i dla reżyserów o ambicjach artystycznych zaczęło brakować propozycji. Szczęśliwie Singleton miał nie tylko świetnie opanowany warsztat reżyserski, ale i wyczucie rozmaitych gatunków: jego wideoklip do piosenki Michaela Jacksona „Remeber the Time” z płyty „Dangerous” uważany jest za jeden z ciekawszych w dorobku piosenkarza. Występują w nim Eddie Murphy, modelka Iman (żona Davida Bowie), hiphopowa grupa The Pharcyde oraz koszykarz Magic Johnson – wraz z Jacksonem dumna reprezentacja czarnoskórej etnicznej mniejszości, manifestacja kulturowej odmienności, która zyskała poklask całego świata. Na tym polega poczucie misji Johna Singletona: dowieść, że afroamerykańska kultura potrafi przemówić do każdego widza, także tego o odmiennym kolorze skóry. Podobną manifestacją były następne dzieła Singletona, chociaż w ich przypadku ważniejsze od misji były umiejętności warsztatowe. Niedawny artysta ekranu jest dziś specjalistą od kina sensacyjnego, twórcą takich filmów jak Shaft” (2001), remake kultowego filmu z 1971, „Czterej bracia” (2005) i „Porwanie” (2011). W przypadku „Za szybkich za wściekłych” przejawem misji było połączenie fabuły szybkiej jak gra wideo z przebojową muzyką czarnych raperów. TAŃCZĄCY Z RAPERAMI Co zrobić, by dowieść, że formuła „Szybkich i wściekłych” nie wyczerpała się po pierwszej części? John Singleton tak ustawił pierwszą sekwencję wyścigów samochodowych, by z jednej strony nabrać dystansu do fabuły, z drugiej zaś przekonać widza o nieprzeciętnej dynamice czekającej na niego opowieści. Gdyby jednak okazało się, że otwarcie „Zbyt szybkich, zbyt wściekłych” jest za mało atrakcyjne, reżyser sięgnął po posiłki. Obok Paula Walkera, którego pierwsza część cyklu wykreowała na gwiazdę pierwszej wielkości, postawił rozpoznawalnych wykonawców – niekoniecznie aktorów, ale cieszących się popularnością piosenkarzy. Vina Diesela zastąpił Tyrese Gibson, piosenkarz R&B, za swoje albumy dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy, który udanie zadebiutował na ekranie w poprzednim filmie Singletona, „Baby Boy”. Partneruje mu raper Ludacris (w roli Teja), który zastąpił innego popularnego wykonawcę hiphopu, Redmana. „To nie jest tak, że skoro jesteś dobrym muzykiem, będziesz też dobrym aktorem – mówi John Singleton. – Skoro wsiadasz do autobusu do Hollywood, musisz być gotowy na przestrzeganie obowiązujących tam reguł. A dla wielu artystów hiphopowych jest to zbyt trudne wyzwanie. Ci, którzy pracowali dla mnie, potem wystąpili w innych filmach. Bo praca ze mną nie jest łatwa, obowiązują ścisłe zasady. Każdy z nich dostaje swojego trenera, musi nauczyć się improwizacji i współpracy z innymi aktorami na planie. To coś w rodzaju obozu kondycyjnego na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć”. W ogóle muzyka jest jednym z atutów „Za szybkich, za wściekłych”. Choć utrzymana w hiphopowym rytmie, napisał ją Brytyjczyk David Arnold, twórca ponad 60 partytur filmowych, w tym pięciu do filmów z Jamesem Bondem (m.in. „Casino Royale” i „Quantum of Solace”), a także do „Dnia Niepodległości” (1996) Rolanda Emmericha, za którą otrzymał nagrodę Grammy. Arnold współpracuje z Singletonem od czasów „Shafta”, a efektem tej współpracy jest kilkanaście branżowych nagród, w tym wyróżnienie za „Za szybkich, za wściekłych”. SAMOCHODOWE SZALEŃSTWO Ale najważniejsze w kadrze są samochody. Tak jak w każdym filmie z serii najwięcej emocji wzbudza rywalizacja pasjonatów tuningu i niebezpiecznych wyścigów. Na planie znów odbywa się pojedynek samochodów amerykańskich z wozami z importu, głównie japońskimi. Serca widzów są po stronie marek amerykańskich – fani stawiają na Dodge’a Vipera SRT 10, Chevoleta Camaro model 1969 czy Dodge’a Challengera R/T z 1970, jednak mistrzowie tuningu darzą sympatią modele japońskie – Mitsubishi Lancer Evolution, Mitsubishi Eclipse Spyder czy Honda S2000. „Musiałem się wiele nauczyć – przyznaje John Singleton – aby to wszystko wyglądało naturalnie. Zawsze chciałem nakręcić film, gdzie tak wiele zależy od kreatywności twojej i kaskaderów: fabuła jest bardzo dramatyczna, potrzebowałem czegoś, co pozwoliłoby mi zachować przygodowy charakter opowieści. Udało się i to niemal wcale bez efektów specjalnych. Jestem pełen podziwu dla naszych kaskaderów, potrafią naprawdę dużo. Kiedy nasi aktorzy próbowali ich sztuczek, jak Paul Walker, który chciał obrócić auto o 180 stopni, trzeba było próbować nawet kilkanaście razy… Nie inspirowałem się żadną samochodową grą wideo, za to nałogowo oglądałem japońskie anime i „Mad Maksa 2” – moim zdaniem , najlepszy samochodowy film wszechczasów. Ale wszystko zmieniło się na planie. Zrozumiałem, że za długo byłem poważnym filmowcem, że pora na odrobinę szaleństwa. A mając takie zabawki, jak te auta, o szaleństwo nie jest trudno!”. POLICJANCI I ZŁODZIEJE Z MIAMI Po umożliwieniu ucieczki ściganemu przez policję Dominikowi Toretto Brian O’Conner nie miał czego szukać w Los Angeles, przeniósł się więc na drugi koniec Stanów i rozpoczął nowe życie w Miami, gdzie uczestniczy w nielegalnych nocnych wyścigach. Zatrzymany przez policję celną, otrzymuje propozycję nie do odrzucenia: zatrze swoje winy, jeśli wystawi organom ścigania Cartera Verone – podejrzanego o pranie brudnych pieniędzy argentyńskiego handlarza narkotyków, mającego ścisłe powiązania ze środowiskiem uczestników nielegalnych wyścigów. Brian zgadza się i dobiera sobie partnerów – jednym z nich jest przyjaciel z dzieciństwa Roman Pearce, mający własne konflikty z prawem do rozliczenia, drugą – Monica Fuentes, agentka policji celnej, która udaje zaangażowanie w związek z Carterem. Wkrótce mężczyźni, wyposażeni przez policję w odpowiednie samochody, docierają poprzez środowisko nocnych kierowców do Verone. Zdobywają zaufanie gangstera, który powierza im transport swoich pieniędzy, przeznaczonych do nielegalnego transferu z USA, co w istocie oznacza, że obaj partnerzy działają pod okiem zauszników Verone. Także obserwujący misję agenci policji nie wierzą w ich lojalność, co może skończyć się przedwczesnym wkroczeniem sił porządkowych. Policyjny pościg natrafia jednak na nieoczekiwaną przeszkodę – zjazd miłośników nielegalnych wyścigów, którzy uniemożliwiają funkcjonariuszom prowadzenie dalszej misji. W tym samym czasie Brian i Roman pozbywają się swoich aniołów stróżów od Verone, przekazują policji celnej dowody na nielegalną działalność gangstera, sami zaś spieszą z pomocą Monice, zdemaskowanej przez bandytów. DALEKO DO METY “To była wspaniała robota – wspomina realizację John Singleton. – Spędziliśmy osiem miesięcy w uroczym Miami, pracując po siedem dni w tygodniu, ale nie odczuwaliśmy trudów tej pracy”. Krytycy byli nieco innego zdania: „Za szybcy, za wściekli” – według ich opinii – okazali się nie tyle sequelem, ile ekranizacją popularnej gry samochodowej. Z drugiej jednak strony Roger Ebert, guru amerykańskiej krytyki, podkreślał warsztatową sprawność utworu. Docenili ją widzowie: zrealizowany kosztem 76 mln dolarów film przyniósł prawie 240 mln w dystrybucji kinowej. Blask sukcesu przyćmiły wprawdzie dwie nominacje do prześmiewczych Złotych Malin (jakkolwiek samo zauważenie filmu przez grono jurorów tej nagrody jest w środowisku nobilitujące), ale Neal H. Moritz zaryzykował realizację trzeciej części cyklu – tym razem w Tokio.
Posted on: Fri, 23 Aug 2013 13:04:11 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015