1968. Dobry dzień, aby poleciał ten klasyk. Blue Cheer - tak - TopicsExpress



          

1968. Dobry dzień, aby poleciał ten klasyk. Blue Cheer - tak nazywał się kwasik, który w domowym zaciszu produkował Owsley Stanley, duchowy patron sceny San Francisco lat 60, mentor Grateful Dead i undergroundowy chemik-rewolucjonista. Zapewne był to dobry towar, skoro chłopaki wzięły go sobie na sztandar. Musiał być dobry. Po słabym by takiej płyty nie nagrano. Miarą wpływowości zespołu nie są cyferki na listach sprzedaży. Jest nią to, ilu przyszłych próbuje sobie przybić na maskę twoją podobiznę. A Blue Cheer przybijali sobie wszyscy. Jim Morrison twierdził, że w życiu nie czuł takiej mocy, jak na koncercie autorów Vincebus Eruptum, za rodziców brali ich także wszelkiej maści psychodelicy, eksperymentatorzy, brudni metalowcy i jeszcze brudniejsze punki. Do dziś zresztą biorą. Biorą... hehehe.
Posted on: Sat, 16 Nov 2013 22:06:34 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015