Co łaska – czyli ile koszuje ślub kościelny? Kto brał - TopicsExpress



          

Co łaska – czyli ile koszuje ślub kościelny? Kto brał ślub kościelny i załatwiał formalności z nim związane stanął w obliczu konieczności ustalenia wysokości ofiary za udzielony sakrament. I tu często zdarzają się sytuacje kłopotliwe, nieprzyjemności a czasem dziwaczności wręcz. Pochodzę z małej miejscowości na Podlasiu. To jedno z takich miejsc, gdzie wszyscy się znają z imienia, nazwiska i całego rodowodu do trzech pokoleń wstecz. Jest tylko jedna, nieduża parafia, która ma ogromny wpływ na życie mieszkańców, czy sobie tego życzą, czy nie. Proboszcz to postać kuriozalna, ale mentalność takich miejscowości już taka jest, że księdza trzeba szanować, za sam tylko fakt pełnionej funkcji. Ludzie starają się dobrze żyć, a brudy prać w zaciszu własnego domu, bo kto raz trafi na języki, ten prędko z nich nie zejdzie. Moja kuzynka brała ślub w tej parafii dwa lata temu. Ona – świeżo upieczona pani pedagog, on – filozof jeszcze w trakcie robienia licencjatu. Sytuacja materialna gorzej niż kiepska, wynajmowana kawalerka, kanapki z dżemem na drugie śniadanie, umowa zlecenie za psie pieniądze. Wesele – kameralne przyjęcie dla najbliższej rodziny w tutejszej remizie strażackiej udostępnionej za symboliczne 100 zł ze względu na konotacje rodzinne, kredyt w SKOKu, swojski świniak na wędliny, sukienka ślubna w spadku po bogatszej koleżance, pożyczony welon, obrączki przetopione ze złotych błyskotek ofiarowanych przez bliskich – ogólnie cięcie kosztów jak i gdzie się da, skromnie do granic możliwości. Gdy poszli na plebanię dać na zapowiedzi ksiądz bez żadnych ceregieli przedstawił im dokładniutki cennik usług. Minimum 700 zł za ślub (mimo, że sakramentu miał udzielać kuzyn pana młodego, też ksiądz, więc tak na dobrą sprawę to jest cena za udostępnienie świątyni na sześćdziesięciominutową ceremonię), kościelny, organista, kwiaty to kolejne trzy stówki. Jakoś tak nie wypada targować się w kościele, ale ze względu na niewesołą sytuację materialną spróbowali – proboszcz obrażony stwierdził, że przecież sakrament jest ważniejszy od imprezy, no przyjemniej dla pobożnego katolika być powinien. I skoro organizują przyjęcie, to jemu też muszą zapłacić. Tak też zrobili, choć niechętnie i z poczuciem niesmaku. W przyszłym roku ślub bierze moja siostra. Też po kosztach, bo młodzi, jak to zwykle bywa w dzisiejszych czasach, nie mają ani dobrej pracy, ani jakiś większych na nią perspektyw. Ksiądz nie spuścił z tonu – stwierdził, że jak zapłacą z miejsca to 700, a jak będzie przed ceremonią to nie wie, może ceny u niego pójdą w górę, bo jest kryzys. Nie wiem czy przyszło mu do głowy, że ten kryzys dotyka nie tylko plebanię i jego własną kieszeń, a największym stopniu właśnie młodych ludzi. Z których próbuje zdzierać pieniądze. Krew mnie zalewa na taką pazerność, ale taki już urok małych miasteczek, że niewiele można z tym zrobić – spróbuj no tylko zwrócić księdzu uwagę, a wypowiesz wojnę i kolejnej niedzieli z ambony usłyszysz swoje nazwisko okraszone stosownymi epitetami i żalem kapłana nad rozpasaniem i zanikiem dobrego obyczaju wśród wiernych. Nie byłbyś z resztą przypadkiem odosobnionym – szczególnie często takie wiązanki puszczane są po kolędzie. Ksiądz wymienia domy i ulice, gdzie mieszkają lepiej sytuowani parafianie i wyraża wielkie ubolewanie nad mizerną zawartością kopert, które od nich dostał. Bo skoro przed domem stoi BMW, a jesienią wstawiłeś nowe okna, to znaczy że cię stać, by księdzu odpalić działkę ze swego dobrobytu. Postanowiłam jednak spróbować wpłynąć na tutejsze zwyczaje ślubne. W tajemnicy przed rodzicami i dziadkami, bo chyba by mnie żywcem pożarli za taką bezczelność, wysłałam do kurii anonimowego maila z dokładnym opisem kuriozalnych zwyczajów miejscowego proboszcza i prośbą o interwencję w tej sprawie. Odpowiedź przyszła po kilku tygodniach – a w niej pytanie o moje nazwisko. W kościele dzieje się źle – to wiadomo od dawna, to jest temat na osobną notkę, jak nie na całego bloga, więc nie będę się nad tym zbędnie roztrząsać. I choć daleka jestem od jakichkolwiek bliższych z kościołem związków, to cieszę się niezmiernie, na wieść o kontrowersyjnych poczynaniach nowego papieża Franciszka, które to chyba stają się źródłem zgryzoty w szeregach zwykłych księżulków. Nawoływanie do zaprzestania dyskryminacji osób homoseksualnych zabrzmiało jak zapowiedź rychłego przebudzenia kościoła ze stanu skostnienia i ignorancji, teraz jednak papież zrobił na mnie wrażenie dużo większe, apelując do księży, by przestali żądać od wiernych gratyfikacji finansowej za udzielanie sakramentów. W końcu „darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Podejrzewam, że ten apel papieża wywoła jeszcze większy bunt na pokładzie. I wtedy dla wszystkich stanie się jasne, co w kościele jest wartością nadrzędną, a co tylko dodatkiem do jego funkcjonowania – forsa, czy sakrament. Powiązane notki: A może by tak ślub?
Posted on: Sun, 22 Sep 2013 16:06:07 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015