Część z was dodała już może do zakładek nową stronkę z - TopicsExpress



          

Część z was dodała już może do zakładek nową stronkę z recenzenckimi wpadkami – krytykamuzyczna.txt (krytykamuzyczna.tumblr/). Automatycznie nasuwa się porównanie z Czytam polską prasę muzyczną dla beki, ale także pewna obawa. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, to wypada się tylko cieszyć: Marek Sawicki wydaje się nie mieć zahamowań w doborze cytowanych źródeł; ma szersze spektrum zainteresowań – poza oczywistymi uchybieniami merytorycznymi zwraca uwagę także na buble stylistyczne i ma ogromne wyczucie intencji, dzięki czemu jest w stanie zdyskwalifikować tekst z trafnie postawionymi przecinkami, ale kłamliwy; jest chuliganem i ma poczucie humoru – wstawiwszy kilka przykładów, które miały mówić same za siebie, znudził się i zaczął je krótko komentować. Jedyne, czego brakuje, to fan page, żeby strona pozyskała więcej odbiorców i zapewniła im możliwość interakcji. I tu właśnie wypływa kwestia nr 2. Nieunikniona popularność tego rodzaju inicjatyw może unieważnić inne – (chyba) cenniejsze – aktywności Marka, a w połączeniu z jego gorliwością i poczuciem humoru położyć *zbytni* nacisk na mnogość błędów i nieporozumień związanych z pisaniem o muzyce. Inicjatywa będąca wyrazem troski o jakość „sceny” może – chcąc nie chcąc – zbyt jaskrawo uwydatnić stereotyp krytyki muzycznej jako aktywności skazanej na porażkę. Nienawistne powiedzonko o „tańczeniu o achitekturze” zyskuje rangę faktu tam, gdzie gimbusy z MusicIs stoją w jednym szeregu z redaktorami profesjonalnego – bądź co bądź – serwisu, jak Pitchfork. Poklask, jaki zdobywają tego rodzaju inicjatywy jest zrozumiały i ludzki, trudniej pogodzić się z nieuniknioną NIEatrakcyjnością odwrotnego przedsięwzięcia, które gromadziłoby najlepsze wyimki z recenzji (zalety tekstów są o wiele trudniejsze do sformułowania, niż ich wady, a także bardziej arbitralne i mniej „medialne”). Jasne, że dobry autor zostanie prędzej czy później zauważony, ale jednak – uderzający brak symetrii. Ludzie organizują strony rozpowszechniające linki do słabych tekstów (nawet nie śmiesznych – słabych), a te dobre często im umykają. W ten sposób recenzenckim bohomazom nabija się oglądalność, a pod koniec miesiąca – kiedy podlicza się kliki – to właśnie im niektóre portale zawdzięczają bonifikaty. Do tego krytykancka optyka staje się nawykiem i teksty o muzyce czyta się niemal wyłącznie po to, by wykryć niedostatki warsztatu ich autorów. Nie mówię, że wycofuję swoje poparcie (fightsuzan.blogspot/2011/05/czytam-fightsuzan-dla-beki.html) – po prostu głośno myślę. Wszedłszy w posiadanie hipertrafnego gifa z rozchichotanym czytelnikiem „Sensible Chuckle”, nie ma się zbyt wielkiego wyboru; zastanawiać się, po co „km.txt”, to jakby dziwić się Alladynowi, że potarł lampę.
Posted on: Sat, 31 Aug 2013 16:55:41 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015