INTROWERTYCY POSZUKIWANI niech żyją odludki … Sypiesz - TopicsExpress



          

INTROWERTYCY POSZUKIWANI niech żyją odludki … Sypiesz anegdotami jak z rękawa, na zebraniach brylujesz, masz pół tysiąca znajomych na Facebooku? Twoje panowanie na salonach i w biurze dobiega końca. Nadchodzi epoka samotników. Susan Cain, znana nowojorska prawniczka, jeszcze dwa miesiące temu zajmowała się głównie dziećmi, dla których zrezygnowała z pracy, i blogiem, który mało kto czytał. Dziś jest bohaterką internautów, pracowników korporacji, a nawet czołowych intelektualistów. Właśnie wygłosiła wykład podczas prestiżowej konferencji TED, na którą zapraszani są najbardziej cenieni na świecie naukowcy. Jej wydana ostatnio książka „Quiet: The Power of Introverts in a World That Can’t Stop Talking” (Cisza: Siła introwertyków w świecie, który nie przestaje gadać) w ekspresowym tempie znalazła się na szczycie listy bestsellerów „New York Timesa”. Autorka ma jednak pewien problem z tą falą popularności. Jako zdeklarowana introwertyczka, zamiast oddawać się pogawędkom na bankietach, najchętniej zamknęłaby się w domu. Przez lata walczyła z tym naturalnym odruchem. I wcale nie dlatego, że jest nieśmiała. Introwertycy po prostu funkcjonują najlepiej, gdy bodźców z otoczenia – również towarzyskich – jest niewiele. Przypływ energii czują, gdy są sami, a od gromady znajomych wolą świat uczuć i wrażeń. Choć nie muszą być odludkami, rzadko bywają duszą towarzystwa. Zamiast rzucać błyskotliwe riposty, korzystają z pamięci długotrwałej, więc w czasie rozmowy często czują w głowie pustkę. Zyskują za to w mniejszej grupie. Lepiej zapamiętują, dobrze słuchają i są mistrzami we wszystkim, co wymaga skupienia. Jednak często, podobnie jak Susan Cain, uważają, że coś z nimi jest nie tak. Autorka marząc o wieczorze z książką, chodziła na imprezy, a zamiast zdawać na ukochane literaturoznawstwo, poszła na prawo. Wszystko po to, by nie wyjść na dziwaczkę. – Padłam ofiarą terroru ekstrawertyzmu – mówi Cain. – Od dziecka uczy się nas, że powinniśmy być otwarci, wygadani i towarzyscy – dodaje. Samotny, skryty i co gorsza niepopularny uczeń traktowany jest jak odchylenie od normy – nieudacznik albo trudny przypadek wychowawczy. Republika hałasu W Stanach Zjednoczonych kult ekstrawersji osiągnął takie rozmiary, że grupa naukowców związanych z Amerykańskim Towarzystwem Psychologicznym forsuje nawet uznanie introwersji za przesłankę do diagnozowania chorób psychicznych. – W praktyce introwersja już traktowana jest jak skaza – twierdzi Diana Senechal, znana amerykańska specjalistka od edukacji, autorka wydanej w styczniu głośnej książki „Republic of Noise: The Loss of the Solitude in Schools and Culture” (Republika hałasu: brak samotności w szkolnictwie i kulturze), w której wytyka szkołom, że wychowują pokolenie pustych krzykaczy. Nauczyciele owładnięci ideą pracy grupowej mimochodem promują najbardziej wygadanych i przebojowych uczniów, bo to oni są w stanie szybko pokierować zespołem. W pracy jest podobnie. Od lat 70. przestrzeńprzypadająca w biurze na pracownika skurczyła się średnio o trzy metry kwadratowe, więc w halach open space introwertycy cierpią od nadmiaru bodźców. Szefami zostają częściej ekstrawertycy, bo to oni brylują na spotkaniach i najszybciej forsują swoje idee. Niesłusznie, bo – jak twierdzi Cain – to, że ktoś jest wygadany, nie oznacza, że ma pomysły, które sprawdzą się w firmie i zwiększą jej zyski. W kulcie niedouczonych przebojowych krzykaczy,którzy opanowali gabinety prezesów największych przedsiębiorstw, upatruje się też jednej z przyczyn światowego kryzysu gospodarczego. Wielu szefów firm z Wall Street przyznało w rozmowach z Cain, że bardziej ostrożni, skupieni i introwertyczni pracownicy zapewne szybciej zauważyliby symptomy nadciągającego krachu. To ważna nauczka na przyszłość, ta bowiem może należeć do introwertyków. Już dziś zachodnie firmy muszą wiele uwagi poświęcać konkurentom z Azji. Niektóre są wręcz przejmowane przez Chińczyków czy Koreańczyków. A w kulturze azjatyckiej introwertyzm jest znacznie wyżej ceniony niż ekstrawertyzm. To nie wszystko. Dzisiaj największe dochody przynoszą inwestycje w branże, które opierają się głównie na pracy wykształconych specjalistów introwertyków. To oni mogą stworzyć następne iPhone’y, zaprojektować samochody przyszłości czy leki nowej generacji. Świetne wiadomości dla samotników mają również naukowcy. Z ich badań wynika, że popnaukę z poradników psychologicznych, zalecających introwertycznym pracownikom sztucznie podkręcać zdolności społeczne, można włożyć między bajki. Adam Grant, profesor szkoły biznesu na Pennsylvania University, w badaniu nad 130 przedsiębiorstwami wykazał, że introwertyczni szefowie są o wiele bardziej skuteczni w zarządzaniu. To im najczęściej powierza się tworzenie nowych produktów albo wymyślanie strategii wyjścia z trudnej sytuacji. Co więcej, prof. Grant udowodnił, że spokojniejsi, cichsi i mniej atrakcyjni towarzysko pracownicy podejmują mniej ryzykownych decyzji rzadziej narażają firmy na straty. Introwertycy są ciekawi swoich pracowników, świetnie ich motywują i częściej chwalą. Natomiast ekstrawertycy zazwyczaj nie słuchają podwładnych i tym samym nie potrafią wykorzystać ich potencjału. Co gorsza, często czują się zagrożeni przez dobrych pracowników, których – ze stratą dla firmy – eliminują. W efekcie tam, gdzie zatrudniono kreatywnych podwładnych, ekstrawersja szefów sprawiała, że zyski były niższe o 14 proc. Ogniwo ewolucji Najbardziej kreatywne przedsiębiorstwa już zaczynają te teorie przekuwać w praktykę. W Backbone Entertainment, firmie zajmującej się tworzeniem oprogramowania do gier komputerowych, dział HR postanowił dogodzić inżynierom introwertykom. Przestrzeń open space przedzielono ściankami z płyt kartonowo-gipsowych. Początkowo szefowie obawiali się, że z tego powodu zmniejszy się kreatywność, bo przecież trudno jest wspólnie wymyślać nowe rozwiązania, gdy każdy ukrywa się we własnym pokoiku. Okazało się jednak, że po zmianie wystroju biura wzrosła zarówno produktywność, jak i kreatywność pracowników. Do owocnej współpracy wystarczały im cotygodniowe spotkania. Opłaca się zatem zadbać, by introwertycy mieli jak najlepsze warunki pracy. Statystyki organizacji Center for Applications of Psychological Type pokazują, że choć średnio w społeczeństwie jest ich niecałe 50 proc., stanowią większość wśród najzdolniejszych. Introwertycy zdobywają lwią część stypendiów naukowych, a w porównaniu z bardziej „inteligentnymi społecznie” o wiele więcej wiedzą. W badaniach psychologów Erica Rolfhusa i Philipa Ackermana samotnicy pobili ekstrawertyków na egzaminach z 19 spośród 20 przedmiotów (ekstrawertycy byli lepsi jedynie w plastyce). Nikt nie twierdzi, że są mądrzejsi od bardziej przebojowych i towarzyskich kolegów. Być może po prostu mieli więcej czasu na naukę, bo nie zajmowali się rozwijaniem inteligencji towarzyskiej w barach. Steve Wozniak, współtwórca Apple i zdeklarowany introwertyk, do dziś cieszy się, że nikt na siłę nie próbował zrobić z niego typowego nastolatka. Był samotnikiem, siedział zamknięty w pokoju, czytał i rozmyślał. To go ukierunkowało, a później dało podstawy, by zbudować pierwszy komputer osobisty. Introwertyzm, choć dziś tak niepopularny, może być ważnym ogniwem ewolucji – uważają naukowcy. Prof. David Wilson, biolog z Binghamton University, twierdzi wręcz, że wśród przedstawicieli każdego gatunku 15 proc. zwierząt stanowią introwertycy. Ich recepta na przetrwanie to spokój, wyważenie i obserwacja. Zupełnie inną mają osobniki impulsywne i ciekawskie. Na pierwszy rzut oka wydają się bardziej inteligentne, ale to tylko pozory. Aby to udowodnić, Wilson podczas serii eksperymentów na rybach słonecznicach pstrych wkładał do akwenu metalowe klatki. Ekstrawertyczne ryby od razu interesowały się nowym przedmiotem. I wpadały w pułapkę. Gdyby nie rybi introwertycy, ławica by nie przetrwała.Sytuacja odwróciła się jednak, gdy Wilson wszystkie ryby przeniósł do akwarium. Ekstrawertyczne szybko przystosowały się do nowych warunków. Zaś spokojniejsi przedstawiciele gatunku nie tykali pożywienia nawet przez pięć dni. Wyniki eksperymentu dowodzą, że w ewolucji obydwa style zachowania są niezbędne. Nie ma gorszych i lepszych charakterów. Do przetrwania i efektywnego działania potrzebujemy zarówno milczków, jak i krzykaczy. Zresztągdyby wszyscy wyrośli na wygadane lwy salonowe, mielibyśmy spore problemy. Z badań Daniela Nettle’a, psychologa ewolucyjnego z Newcastle University, wynika nawet, że ekstrawertycy częściej trafiają do szpitali i częściej zdradzają żony, a ekstrawertyczni kierowcy autobusów częściej powodują wypadki. Era cichszych znajomych Jak to więc możliwe, że zamiast wspierać jednych i drugich, postawiliśmy tylko na ekstrawertyków? Susan Cain twierdzi, że era ekstrawertyzmu zaczęła się w pierwszej połowie XX w., kiedy zachodnia gospodarka zaczęła się przestawiać z małych gospodarstw i rodzinnych biznesów na wielkie koncerny, a ludzie masowo przeprowadzali się z prowincji do miast. – W tłumie bardziej niż charakter zaczęły się liczyć cechy widoczne na pierwszy rzut oka: charyzma, umiejętność nawiązywania kontaktu, elokwencja – tłumaczy Cain. Przez lata tak te cechy hołubiliśmy, że przestały być cenione jako użyteczny dodatek do innych zalet czy umiejętności, ale stały się wartościami same w sobie. – Czas więc powiedzieć: dość. Nie tylko dla dobra tych cichszych znajomych, lecz także dla dobra cywilizacji, która potrzebuje talentu i ciężkiej pracy – nawołuje Cain. Dodaje, że mówi to bardzo cicho, bo wielu z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, jak gadanina połączona z nachalnością i kultem towarzyskiej atrakcyjności może mierzić introwertyków. Według Cain, po cichu też można być szczęśliwym, spełnionym, a nawet bardzo znanym. W końcu – jak napisał Winifred Gallagher, ceniony publicysta naukowy – ani wzór E = mc2, ani „Raj utracony” nie wymsknęły się jakiemuś lwu salonowemu podczas towarzyskiej pogawędki. /autor:Maja Gawrońska źródło:Newsweek/ /przygotowała: nika_blue/
Posted on: Wed, 19 Jun 2013 20:43:24 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015