Jest to pora kiedy w kierunku obowiązków idzie mi się - TopicsExpress



          

Jest to pora kiedy w kierunku obowiązków idzie mi się najdłużej. Czasami potrafię nawet wydłużyć sobie drogę, albo będę tak delikatnie przesuwał nogami, że i tak się spóźnię. Poniedziałkowa poranna pora to swego rodzaju uosobienie psychologicznego thrillera, z kilkoma wątkami gore. Co prawda nie ma mi na mdłości, ale nigdy w poniedziałkową poranną porę nie mogę być pewien swojego żołądka. Przyjmuję poranną dawkę wapna, witaminy C, jakiś kilku innych mniejszych: Nifuroksazyd, Neopersen Forte, aby wyregulować rozszalałą gospodarkę nerwów. Czasami zagram Thiocodinem, ale nie trułbym się żadną z tych tabletek gdybym mógł zagrać klinem #rympodwójny. Praca i syndrom nagłego odstawienia alkoholu, cóż za wyrodne połączenie. Eskalacja tego nitu ma miejsce głównie w poniedziałek. Do pracy wchodzisz jak duch, próbujesz, marzysz. Jednakże zewsząd już kleją się te ciekawskie spojrzenia: Ułaaa, ale popił, ledwo lezie... Mówi spojrzenie podstarzałej księgowej. Imprezka, co? Rówieśniczka z pokoju obok, z zastępami brudnych kubków z piątkowych kaw i zielonych oczyszczających herbat. - Pali rurka, haha, młody, co! Zahartowany konserwator, od którego zaleciało zbawiennym klinem Do tego dochodzą wspomnienia z piątku, które tak rychłe (pozdro Olka) zakończenie mają w momentach gdy zaczyna się ta przygoda, w tym samym miejscu, o mojej ukochanej porze: piątek popołudniu. Otóż imprezy firmowe, czy bankiety, mają przede wszystkim integrować. Istnieje jednakże ryzyko - o czym osoba o moim melanżowym stażu wie najlepiej – że mogą, niekiedy pomóc w wypchnięciu kogoś poza nawias, na dobre. Szczególnie jest to łatwe, gdy szczerze nie trawisz swojej pracy, lub w ogóle pracy. Wejście na salę należało do jednego z najbardziej drętwych w historii moich jakichkolwiek imprez, aczkolwiek z tymi pierwszymi, aby sięgnąć pamięcią, byłby problem. Więc to mogłoby – jeśli, już – stanąć z nimi w konkury. Wejście na piętro zaczynało się stołem, a kończyło parkietem z disc-joker-ką, znaną z większości wesel, czyli keyboardem. Więc orkiestra, jak już wspomniałem – była. Sensu nastrajać się nie było, skoro niemal każdy instrument tonował guzik „play”. Na stół wjechało wino, naprawdę, wino. Zwyczajnie się przestraszyłem, ze przyjemność tańca spotka mnie po winie, rzecz jasna przyjemność wątpliwa wnet. Po chwili jednakże dołączyła reszta pracowników, jeden z najbardziej postawnych facetów huknął: - Kolego! I już dźwigałem siatki wódki na górę, wtórowało mi jeszcze trzech facetów, którzy trzymali zgrzewki napoi. Generalnie gorzała się pilnuje mnie. Z początku uznałem picie za pomysł, co najmniej niestosowny, w obliczu skłonności do nadużywania. Ale po prostu gęstość atmosfery, w którą można było walić pięścią z drewnianą akustyką, zmusiła mnie. Poza tym wyszedłbym na szpicla, a później kabla i tak bym musiał odejść. Suma summarum prawda jest taka, że chciałem pić, mieliśmy piątek i to mój szwung. Błyskawicznie znalazłem się na parkiecie w remizowych pląsach, co rusz podjadając z wiejskiego stołu i pochłaniając kolejne kieliszki monopolówki. To rozpędza zabawę, zgadza się, coraz hulaszczą, podają kolejny obiad. Wylewają się kolejne butelki, po czym następuję znany – chcąc, nie chcąc – motyw z wesel: brudzie. Bruderszaft to niezwykle groteskowa czynność, kobietom chyba na ogół musi chodzić o pocałunek, a mężczyznom o powód do wybicia – kolejny. Sama idea rozluźniająca stosunek między stanowiskami na firmowych bankietach, jest słuszna, tak się zdaje. Lecz i tak trwa do niedzieli po imprezie, później przy poniedziałku celebrowana jest - powszechna wśród zgromadzonych - zmowa milczenia i kolejny raz sobą będziemy na podobnym korpo-party. Na brudzie należy zwrócić uwagę w kontekście dysproporcji jaka panowała w stosunku dżentelmeni kontra damy. Nas było czterech, kobiet trzydzieści, a same ze sobą brudzi nie trzaskały. Kolejki, brudzie, toaleta – gdzie odświeżam wodą twarz, zapach papierowego ręcznika trochę cuci. Wracam na parkiet, w takich chwilach imprezy, tańczysz już na ogół z kimś częściej niż powinieneś, pamiętasz mniej niż powinieneś, powinieneś powoli się żegnać i przede wszystkim nie powinieneś z nią wychodzić. Nie ważne czy jest to rówieśniczka, czy obiekt Twojego głodu namiętności na korytarzu, oraz pani kierownik w kusej sukni, o sekretarskiej aparycji, po prostu do domu Ale tu nie ma opowieści o zdrowym rozsądku. Tu jest spacer w drodze do domu, frywolne umizgi i brutalne rozładowanie bankietu, w najciemniejszej z bram. Niedostępnej dla oczu, dla myśli i najchętniej do wspomnienia. Wracasz do domu, gdzie czeka już kolejna butelka, w towarzystwie kogoś dużo Ci bliższego. W progu wspomnisz tylko te chytre uśmiechy wszystkich, których zapytałeś, a co takiego dzieję się na takich bankietach, delegacjach? – o czym ja stary wiarus mogę nie wiedzieć! Zebrani mrukną porozumiewawczo z bałamutnymi minami. Wracam na ziemię: Kochanie wróciłem, polej mi też drinka!
Posted on: Wed, 04 Dec 2013 22:09:34 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015