Legendy Królestwa Zmarłych Nie wysłuchany dotąd nigdy - TopicsExpress



          

Legendy Królestwa Zmarłych Nie wysłuchany dotąd nigdy świecie Upiorów, dyktuj mi tę pieśń czerwoną... (Król Duch J. Słowacki) Welemir ~ Duch Świata Syn Czasu Władca Upiorów Zdarzyło się to w czasach kiedy Nidę nazywano jeszcze Nedą, a Łysą Górę zwano Świętą Peuką, półtora stulecia przed upadkiem imperium rzymskiego, a niewiele lat po śmierci Hamona Ojca i Ducha Świata, kiedy trzech bezśmiertnych starców, Atryarchów z świątyni kręgów czasu z Peuki inaczej zwaną Górą Ziober, podróżowało przebranych za zwykłych klechów. Kiedy to owi po dotarciu do przysiółka Mahierowa pod Dzierową, od ubogich wieśniaków kupili otroka. Na pozór był to zwykły chłopiec, może tylko bardziej dorodny niż inne dzieci, którego matka urodziła szczęśliwie z większym niż to zwykle bywa wysiłkiem, tak, że po wszystkim nieźle już zaniepokojona położna powiedziała z podziwem trudno było ale nic dziwnego taki chłop... Rodzice nie za bardzo chcieli sprzedać chłopca, ale zwyczajowe prawo nakazywało ulec prośbom mnichów jeśli zawarowali oni w akcie kupna obietnicę przysposobienia chłopca na klechę, poza tym za sumę jaką zapłacili mnisi, mogli sobie kupić dziesięć krów. Później zaczęło wychodzić na jaw dlaczego zdaje się zwyczajni słudzy świątynni, zapłacili tak wygórowaną sumę za kilkuletniego brzdąca, bowiem nim zaproponowali odkupienie dziecka dowiedzieli się u zila, tutejszego pisarza gminnego, dokładnie co w tabach o czasie urodzenia dziecka zapisał... wreszcie w przyjacielskiej rozmowie z domownikami usłyszeli prócz różnych mniej zastanawiających historii z krótkiego życia dziecka, taką która ich przekonała że, jest to te dziecko którego szukali, mianowicie ledwie dziecko nauczyło się mówić podczas nocnej wędrówki od krewnych, zaczęło domagać od niosących go rodziców księżyca jaki jaśniał na nocnym niebie, wreszcie z kilkudziesięciu zabawek jakie niby przypadkiem mieli ze sobą podróżni, chłopiec wybrał niepozorną szarą opaskę na głowę z półksiężycem, nieudolną atrapę typowego diademu... Enyji zwanego Welesem i innych Partyjskich książąt. To przesądziło sprawę, tak jak i w kilkunastu innych tego typu przypadkach. Tym samym Świątynia Dziewięciu Kręgów, zebrała tym niewyszukanym acz skutecznym sposobem, tych kilkunastu chłopców ze znamieniem odrodzenia zmarłych, którzy urodzili się w dniu i godzinie śmierci Ducha Świata i Boga Hamona władcy Chrobatów. W świątyni na czarnej górze, Bezśmiertni Starcy czynili nad nimi znaki, i odprawiali modły, nadawali im święte imiona Montymir, Świętopełk, Baramont, Walgierz czy Widimir, naszemu chłopcu nadano imię Welemir, ale zakazano mu komukolwiek je wyjawiać, dla ludzi zwać się miał synem trzech. *2* Do świątyni Wele Hamona, przybyli pątnicy wszelkiego stanu, by złożyć ofiarę z synów... przez płonącą bramę wodną Atraakwasu, weszło do heramu czterystu chłopców wybranych według cechy wzrostu, szybkości i siły, nagich przepasanych tylko zielem byla, a reszta niepocieszona z opiekunami wróciła w rodzinne strony. Zwano go Trzechsyn, nie pamiętał już swoich prawdziwych rodziców, był Wiekiem synem Czasu tak jak inni którzy znaleźli razem z nim w świątyni Kamiennych Kręgów, jednak on był tu przygotowywany do władzy książęcej, a nie jak inni, których chowano tu tylko do walki, w obronie drzewa życia Ledian, Ludu Lodu, zawsze kończącej się bohaterską śmiercią, choć trudno powiedzieć po ilu bitwach, bo nie wierzyli oni w przeznaczenie, a zdawało się wybierali je sami. Wharhara w której trwała nauka blisko pięciuset chłopców chowu wybranego, znajdowała się niewielkim umocnionym wzgórzu, w trudno dostępnej części kraju, w miejscu z natury obronnym i rzadko odwiedzanym, choć osady służebne i pasterskie znajdowały się tylko o kilka godzin drogi. Nauka wiedzy koblinów była żmudna i nie odpowiadała usposobieniu, chłopców karmionych codziennie krowim mlekiem i krwią młodych byków, ale odczytywanie węzłów notacji kobalnej, świętego pisma Chrobatów należało do zwyczajowej inicjacji kniazi i nikt nie mógł zostać zaliczony w poczet książąt, bez biegłej znajomości tarkanów tej starożytnej notacji. Dużo lepiej szła im wszystkim nauka szyrmowania szerokim mieczem czy długą bardą, tutaj wychodziła z wybrańców długo doskonalona w świątyni czasu hodowla wojowników, to tutaj te jeszcze dzieci chowu walnego, zbyt umięśnione i masywne by ktokolwiek je lekceważył, zmieniały się w hufiec doborowy, ten huf walny który ostatecznym uderzeniem rozstrzygał bitwy jakie prowadziło państwo chrobów ~ Paralatów Lechina, Dzierusów, najwaleczniejszego narodu Scytów, szlachetnego ludu Siemnonów jak powiadają ludu starszego od nieśmiertelnych bogów. *3* Welemir i kilkunastu jego rówieśników siedziało w ławach, ustawionych w podkowę pod ścianami na których zawieszono dewany, na podobnie ustawionych stołach przed nimi leżały ich osobiste rylce i czarne tabliczki woskowe do notatek, uczyli się pieśni i legend poznając przeszłość królestwa zmarłych jak i pradziejów ludzkości. Czernoryziec jak nazwano czertorytnika od czasu do czasu rzucając spojrzenie na lica czarnych kszog, perorował właśnie o końcu Związku Królestw Atlądu. Końcu mówiąc górnolotnie, będącym zarazem początkiem zstąpienia Ognistego Triglawa i rządów tego pierwszego, Jedynego w Świętej Trójcy Władcy Empireum, czyli iście Wele Hamona, Mitry i Ducha Świata, a którego kurhan zwany pospolicie Górą Trzech Św. Obrzymów, znajdował się niedaleko dolnego biegu rzeki Istli, na skraju osady Khałdus, co nazwa od hałdy kurhanu. Powiedzcie dlaczego został wskrzeszony trójgłowy Kagan, ~ czarnoryziec zwrócił się bezwiednie do uczni, ~ dlatego ~ sam odpowiedział ~ że, rządy Kozyrsów wybieranych z łona wielkich dziewięciu tyranów, doprowadziły Wharat wielkiej ludzkości, do wielu nieszczęść, a każdy tyran i tak robił co chciał... Welemir miał swoje zdanie na ten temat i uważał, że Duch Świata to właśnie wcielony Kozyrys... który z jakichś powodów musiał dokooptować Hamona i Mitrę do sprawowania władzy w Empirium Niebieskim, i był to jego błąd, bo władzę boską sprawowali dziś syn Mitra i ojciec Hamon, a Duch Świata mimo tego, że należał do wielkiej trójcy, był tylko spętanym niczym rab kobalny, bezlitosnym boskim akonem wodzem. Choć zwany był sudomirem oraz straszliwym valter ego Hamona, był też bez wątpienia najwyższym boskim władcą zastępów Landzielskich, najpotężniejszego narodu Scydów ~ ale nie zdradził się z tym sprzecznym, z dogmatem wiedzy i obowiązującej arii, poglądem. Skąd wziął ten pogląd, bo nie tylko słuchał starych pieśni ludu, a też posiadł wiedzę tajemną zachowaną w starych dewanach, Świątyni Kronik Kronosa ... Za to Welemir spytał czernorizdzca, który był zbyt zadowolony z swoich wywodów, za którego to Kozyrysa, sentymentalnego władcy zmarłych, Cydowie drugi raz zdobyli władzę nad całym światem... bo kiedy zdobędą trzeci raz, to jeszcze nie wiadomo... Jednak nie tak łatwo czernorizdzca zbić z pantałyku, odpowiedział, że proroctwa za to mówią kiedy stanie się to czwarty raz, mianowicie wtedy kiedy dobry smok ognia, powróci na czarną Górę Boga. Skutki zwycięstw mogą być różne, niekiedy smok wyrodnieje zmieniając się w złego smoka, Welemir milczał, bo dziś przecież, dobry smok strzeże Góry Boga, a polemika na temat tak odległej przyszłości nie miała większego sensu... *4* Nadszedł dzień popisu, w skartabellu zapisane były wszystkie imiona tych którzy mieli dzisiaj dzień próby, świątynia zakupiła pięciuset jeńców, byli to głownie rzymianie i ich najemnicy często z egzotycznych krajów, wypielęgnowani i dobrze odżywieni, otrzymywali broń którą sami wybierali wychodząc na wysypany piaskiem i trocinami, plac pojedynków, ci z jeńców którzy by zwyciężyli swego przeciwnika mieli obiecaną wolność... Koło sztucznego wzgórza z wiązek chrustu zwożonych tu corocznie z całego powiatu, wzniesienia o płaskim wierzchołku na tym samym miejscu gdzie co roku składano ofiarę mieczowi z jeńców, miał się odbyć egzamin idących torem miecza, tak zwane dorzynki od imienia Dorzyńców zdobywających tu swoją pierwszą skórę skalpu. Legionista Afranius, patrzył zza tarczy na nagiego szaleńca z szerokim mieczem, ufał swemu pancerzowi i gladiusowi, głowę osłaniał mu hełm, ale niepokoiła go długość miecza wysokiego umorusanego sadzą barbarzyńcy, słońce już zaszło, szarzało, ale było jeszcze dość widno, a i ogień płonął w kagańcach oświetlając boisko. Barbarzyńca pomyślał przyjmij panie tą ofiarę ode mnie, jeśli ją przymniesz, niech ci jego zbrojne ramię służy na wieki. Na uderzenie gongu ruszyli na siebie, Radogost uderzył pierwszy, miecz z łoskotem spadł na tarczę w cięciu bocznym, drugie uderzenie z góry wymierzone było w hełm legionisty, który chciał przyjąć je na uniesiony do góry okuty brzeg tarczy, wykonując drugą ręką pchnięcie, podrzucił tarczę, wtedy stracił na chwilę przeciwnika z oczu, Radogost zrobił szybki krok w lewo i jego miecz spadł mijając tarczę, na przedramię, trzask łamanej kości wrzask legionisty zabrzmiały jednocześnie, gladius z zaciśniętą na nim kurczowo dłonią i kikutem przedramienia spadał bryzgając krwią w trociny boiska, gdy Radogost nie wytracając pędu uderzył trzeci raz, spuszczony na rzemieniu zawiązanym na nadgarstku miecz, kręcąc młyńca, tuż przed cięciem w kark, huknął jak z bata strzelił, koniec miecza na chwilę był szybszy niż dźwięk, załomotało o blachy pancerza i hełmu, głowa w hełmie potoczyła się po boisku znacząc je krwawo, bezgłowy korpus runął w przód, zatrzepotał kończynami, śmiertelne skurcze rzucały nim jeszcze długą chwilę, nim się wykrwawił i zastygł ostatecznie... Radogost zawył jak wilk i uniósł do góry odcięty czerep, nie wiedział czy wypić z niego krew czy zdjąć skalp, w końcu zadowoli się tylko skalpem... Podobne pojedynki toczono do rana, jednak żaden z jeńców mimo tego, że często byli to weterani wojenni, nie odzyskał wolności, żaden z nich nie pokonał młodego Cyda w bezpośrednim starciu, choć było kilka pojedynków bardziej wyrównanych, niż pojedynek Radogosta z Afraniusem. Nic w tym dziwnego, jeden z bogów południowców ustami swego proroka mówił o Scytach: Naród to niezwyciężony, Naród to odwieczny... mocarzami są wszyscy..., cóż odpowiednie odżywianie, mięso, krew, mleko, jak to zwykle bywa u hodowców bydła... i wyrasta naród olbrzymów i mocarzy. Rusałki wszystko to knuły w koby dewanów, a w notach i węzłach tych kobierców pełno było podobnych opowieści, zwisały one ze ścian czytelni świątyni boga czasu, gdzie każdy może o tym przeczytać... Oblężenie Welegardu Licarz obudził się o zmierzchu, muskany pocałunkami spragnionej pieszczot niewolnicy, podniecony wziął ją prawie natychmiast, ale nie miał czasu na pieszczoty więc dość krótko zaspokajał swoją cielesną potrzebę, druga jego niewolnica przyniosła mu misę z wodą w której się umył, uczesał włosy wiążąc je w kok, potem odruchowo założył na oczy czarną opaskę gogli, tak by wychodząc z swojej ciemnej alkowy nie narażał swego nadwrażliwego wzroku, nawet na mocniejsze światło domowego ogniska, czy też na to by rozproszone promienie zachodzącego Słońca, nie raziły jego lelkowatych przyzwyczajanych od dziecka do ciemności oczu. Tak jak każdy duch aczi, Sygniew wstawał zawsze gdy inni domownicy kładli się spać, jeszcze tylko jego matka czuwała przy ogniu, by podać mu niezbyt gorącą mięsistą strawę którą błyskawicznie połykał, potem założył szeroki pas harów, przypasywał karwat, krótki acz i szeroki miecz ze zbroczem typowy dla Empirów, potem znikał w ciemności matki Harów, Nocy. Wcieleni w Żmija Ogiennego, zbierali się zawsze koło miny, kamienia miru, miejsca saboru kilku najbliższych osad, razem było ich tylu, że dowodził nimi setnik, dziesięć gmin tworzyło powiat tak jak to było w innych częściach Słewi. Tej nocy, dowiedzieli się o rozkazie przysłanym w imieniu Wele Hamona ze Żmijgrodu naddnieprzańskiego... zwyczajowo ciągnęli losy, co czwarty z nich miał się pożegnać z rodziną, bo następnej nocy miali wyruszyć jako wzmocnienie załogi Welegardu, któremu groziło oblężenie ze strony federatów imperium rzymskiego. Powróciwszy do domu wypił kwartę świeżo utoczonej krwi byka, a potem w półmroku alkowy zaspakajał przez kilka godzin siebie i swoje niewolnice... i kochał je tak jakby miał jutro umrzeć, te ukochane dziewczęta, których być może już nigdy w tym wcieleniu nie zobaczy. Trzeciej nocy po przebyciu trzydziestu mil lendziańskich, wojownicy dotarli do bram warowni duchów, jak tłumaczono sobie nazwę Welegardu, i oddali się pod dowództwo Cydobura, a tuż za nimi wjechały wozy z zaopatrzeniem, po dwóch dniach nadciągnęły hordy Niemietów wspierane przez rumskie kohorty. Potyczki zaczęły się nieomal natychmiast po tym, jak kilkuset Niemietów, podsunęło się pod południową bramę grodu, usiłując zablokować drogę do niej, bowiem po potyczkach harcowników, wypadała z grodu lekka artyjska jazda podjeżdżając pod Niemietskie prowizoryczne stanowiska i zasypując je gradem strzał. Ze zmierzchem wyszli z grodu wojownicy, opasani plecionymi ze słomy, warkoczami świec dymnych, szli jak na rusalije, nadzy jedynie z mieczami i miechami dud po pachą, uderzając z wyciem wilków, jazgotem orkanu, jak wściekła chera, poszli w dym, walcząc dzielnie, zabili wielu niemietów, a ich umocnienia obracając w popioły, spalili eterem wysyganym z dud. Jednak gdy nadciągnęły główne siły wrogów, legiony imperium rzymskiego, pozycja Welegardu wyraźnie się pogorszyła, legiony rzymskie rozpoczęły, metodyczne oblężenie, wróg wybudował podwójne przeciwwały odcinając gród od wszelkiej pomocy, i założył wielki umocniony obóz pod Welegradem... po miesiącu w osaczonym grodzie, zaczęto jeździe wyjadać konie... Wskrzeszenie Mitra był bystrym młodzieńcem, dlatego od razu poparł Starców z Góry Anyi, którzy przybyli do niego z prośbą by wsparł, ich starania, o niezwłoczne wskrzeszenie władcy zmarłych, zapewnił ich, że osobiście przybędzie i przekaże przynależną Duchowi Świata pochodnię, jeśli tylko go Gogowie Ognia wskrzeszą. Sam Mitra, choć był bogiem nienawidzącym kłamstwa, walczącym o prawdę i dobro, to nie był za pewny swojej obecnej pozycji syna bożego, następcy boga, i ograniczenie władzy ojca, jakie wiązało się z wskrzeszeniem boga Nawów, było mu na rękę, bowiem słowo Nyji w względzie uznania wcielenia Mitry, wiązało samowolę Kagana Hamona. Mitra spoczywał na sofie, na jego sinym od tatuaży ciele, wyróżniał się tatuaż oplatającego go węża, spojrzał ponuro spod swego diademu z gwiazdą, w ogień stosu świątyni, na mój miecz pomyślał, gdy się to dopełni, mój ojcze Królu Węży będziesz umniejszony, w władzy przez przerażającego Smoka Kurhanów. A kiedy wzeszła gwiazda wieczorna której nie odróżniano tu od Jutrzenki, do sypialni Mitry weszła boska Lucyferyna... jak zwano Wenus, Święta Żona Mitry, a niektórzy twierdzą, że Lucyferyna zwana czule przez Mitrę, Lucynką to mężczyzna, co za niedorzeczność... *2* Nad grodem dominował jaśniejący oknami zamek boga, na gwarnym dworze Hamona, trwała w najlepsze wesoła biesiada weselna, właśnie nowo poślubiona żona boga straciła publicznie dziewictwo, najstarsza z czterdziestu państwowych żon boga, odprowadziła zwiastowaną pannę młodą na właściwe jej miejsce, na olbrzymiej tronołożnicy, obciągając przy tym na jej goły zadek suknię, więc jeszcze mocno podniecony bóg władca, wykorzystując nie wygasłą chuć, dobrał się do swojej siedemnastej żony, która widząc, że się chce do niej zbliżyć, nachyliła się i usłużnie zadarłszy szaty, wypięła mu kształtne pośladki... na szczęście ponad dwadzieścia żon jest w widomym błogosławionym stanie ~ pomyślał bóg ojciec, który nie lubił na takie, marnować nasienia i wbiwszy się w nią, ciężko sapiąc, zaczął przyspieszać ~ jakże ciężkie są powinności, wobec elemu i państwa ~ przeleciało mu jeszcze przez głowę, a potem nadeszło lędźwi wyzwolenie. Na ten boży ambaras, do sali weszło trzech nieśmiertelnych starców z Świętej Góry, towarzyszyło im zwyczajowym prawem dziewięciu zbrojnych w labrysy wodzów świątyni i dziewicza kapłanka ziemi, idąc w stronę wysadzanej drogimi kamieniami trybuny tronu, mijali kolejne ławy, a rozbawione głosy stołowników, milkły tak jakby wszystko ścinał lód, więc kiedy dotarli do stóp tronu zamilkła prawie cała hala, ostatni zamilkł mocno już podchmielony tarhanioł Mszal, który z dzbanem wina w ręku wznosił toast krzycząc frywolnie... Potencja boga! Potęgą świata! ~ przypijając do boga władcy. Bóg który w tym momencie znajdował się akurat w stanie euforii, bo zrobił to dzisiaj dziewiąty raz, dopiero po chwili skojarzył, zaległą ciszę z dziwną grupą, przed wyściełanym, kobiercami tronem. Wreszcie wzrok mu się wyostrzył, nastąpiło prawie olśnienie, poznał leszych... przeleciał mu po grzbiecie zimny dreszcz i otrzeźwiał, trupy opuszczały Górę Ziober tylko w wyjątkowych sytuacjach ~ krwi ~ wrzasnął na podczaszego. ~ A dla moich czcigodnych gości, stawiać stół, nań obrus i strawę ~ na tą drugą dagację ruszył się w podskokach podstoli. ~ Witajcie, świętobliwi co tam, słychać w kuźniach piekielnych ~ bóg ojciec zwrócił się uprzejmie do starców. W tym czasie podstoli wydając polecenia zwijającej się jak w ukropie czeladzi, nadzorował błyskawiczne ustawianie ław i nakrywanie do stołu, a podczaszy podał bogu czaszę z żywą wodą, zwaną też nektarem, czyli kielich krwi byka którą syrulik właśnie świeżo utoczył. ~ W państwie chrobów nie najgorzej, Panie ~ rzekł Uglesz starzec z kosturem zwieńczonym orłem ~ żelaza i węgli mamy dość, a i daniny dochodzą na czas, ale doszły nas słuchy, o niepowodzeniach, ba klęskach jak ta pod Niszem zwanym też Naissus, waszych boskich zastępów w wojnie z imperium Rzymskim. Bóg związku Antów Kagan Lest, zwany gdzie indziej królem Partów lubo Scytów, obruszył się na te słowa ~ przecie to wasza wina, świętobliwi ~ wszak to państwo grobów, przysyła ledwie czwartą część swych wojsk, pod dowództwo związku Antów ~ tak więc, dlaczego do nas przynieśliście te pretensje o te drobne porażki. ~ Jak wiadomo z umów banatu, Panie ~ rzekł Harlesz drugi starzec ~ całość sił obronnych Dzierusów, poza granice państwa chrobów, może wyjść tylko pod dowództwem boskiego Nyji, a nie byle tarchanioła, bo takie są święte prawa zmarłych. A do powrotu z otchłani czasu nowego wcielenia władcy zmarłych, twojego alter ego Panie, jak sądzę wiesz, potrzebny jest twój udział, Panie ~ dla dobra twego świata i spolitej Antów ~ dodał z naciskiem. ~ Czyżbyśmy słyszeli sugestię możliwości, samowolnego wskrzeszenia, władcy przez państwo zmarłych ~ bóg pomyślał, ~ łatwiej go będzie w razie czego obalić, ~ szybko podął decyzję ~ taaa, macie taką moc, są takie prawa, które na to pozwalają, intronizujcie kogo chcecie, któż to wie gdzie nasienni Wcieleiowie coś posiali, na pewno wodzem będzie wielkim, nie mam ochoty na dalszy dyskurs z wami, jak i na spotkanie z górą szkieletów, lubo jej przedpotopowymi obrzędami, jak wiadomo znacznie w czasie wyprzedzającymi narodzenie bogów ~ cóż, bóg nie był tradycjonalistą, zadowolony z swego konceptu, skinął na koniucha, a ten podprowadził do tronu konia, bóg wskoczył na konia z tronu nie dotykaj stopami ziemi. I już z konia zakrzyknął ze śmiechem ~ miłej zabawy ruda jeszcze wiestko, dziewicza kapłanko ziemi, a niedługo Anyu, martwa lub żywa, kochanico Nyji, jurnego i upiornego ducha xiężyca, ostatni raz patrzysz na Słońce czyli na Mnie ~ na te słowa, ledwie odtajała sala, wreszcie rozbrzmiała śmiechem. Bo zdano sobie sprawę z tego o czym prawi bóg Antów. Starcy wiedzieli, że ich wyjście będzie znacznie mniej efektowne od wejścia, ale nie bardzo się tym martwili, choć w powszechnej opinii i tak byli martwi, bo Lest zwany przebiegałą, tym razem przechytrzył, jeszcze tylko w kolasie podczas powrotnej drogi jeden z atryarchów rzekł ~ choć, jednak Hamon musi być bardzo mądry, niby cin tor po kolana, a intrygi przędzie jak kobieta... rozległ się tłumiony śmiech, ~ w samej rzeczy, większość podczas igraszek cielesnych w ogóle nie myśli, bo jak dowodzi wiedza wiedźm, cała krew takim z głowy w przyrodzenie odpływa ~ dodał Trupimir, trzeci z wodzów ognia, będący najczęściej roztargnionym, co naturalne u oczytanych miłośników dewanów. Potem zaległo ciężkie milczenie bo jak wiadomo, Słońce może się bezpiecznie spotkać z Xiężycem, tylko w podziemiach Góry Świata, gdzie indziej groza śmierci przejmuje Słońce, bo kończy to straszne spotkanie Xiężyc, krwawym zaćmieniem, starego Słońca, i dla nikogo nie jest to bezpieczne. *3* W przedczasach... duch mój... śród ciemnego piekła Czuł się jak mgła powstająca z ziemi ... na dnie zimnej ołowianej skały... Naprzód jak anioł w odłamie kamienia Potem wąż ~ potem skrzydła sobie stwarza, W ciemności nocy, w poświacie żarzących się węgli w żelaznych koszach kagańców, leży w żlebie żywy wiek, przykuty do głazu, spętany łańcuchami, zdradzony, ten wiek którego ogień żywota przywołano z otchłani giń ~ śmierci, nowo narodzony Xiężycowy Xiążę, wskrzeszony... by bronił drzewa życia, ten bez którego tron Trojana, trójboga Landzielskiego przewrócić może byle uzurpator. Wiele dni i nocy smagało go powietrze, wietrznych lochów, grobowca władców Góry Anyi, spowity w mgły i opary, dymy kadzielnic... na dnie uwalu, porzucony przez wszystkich w mrokach. Wreszcie w ciemności, wiek syn czasu zobaczył, ognik kaganka, a w jego świetle dostrzegł postać wiesty, schodzącej po schodach na dno skalnego żlebu, miała płócienną koszulę do kostek i zwyczajem wiest rozpuszczone rudawe włosy, zdała mu się nieziemsko piękna, i była chyba jego wybawieniem... Iza Wela... jeszcze dziewicza kapłanka wód ziemi, schodziła, przedwiecznym zejściem duchów kamienia, na dno sztolni ku ciemnej, choć ciepłej od żaru kagańców wykutej w górze Anyi jaskini, tam gdzie rodził się bóg... trzej starcy nakłonili ja prośbą i groźbą, by ryzykując życiem wyrzekła się czystości i kapłaństwa, budząc ducha kamienia, boga nawów, wreszcie dostrzegła męża, marmurowym posągom podobnego, przykutego łańcuchami do głazu, był przytomny i patrzył na nią gorejącymi oczami, usłyszała jego głos ~ spodziewałem się, że uwolni mnie Lestek... lub miecza w serce ~ ale to będą znacznie ciekawsze czasy, pomyślał. ~ Ale ciebie moja piękna, spodziewałem się tylko w snach... Podała mu do ust brzeg dzbanka z żywą wodą, którą wypił duszkiem. Uświadomiła sobie, że ma już mokosz, długo tłumiona cielesność wzbierała rzeką pragnień, zadrżała, gotowa na zbliżenie ~ Już mnie uwiodłeś panie, ale wiesz, że muszę cię panie o coś prosić, nim cię uwolnię... Podobny był w tym do Lesta, nie miał ochoty tego przedłużać, znał dobrze wiedzę rytów. ~ Nim, mnie tu złożono do grobu, piękna ~ przybito mnie na dziewięć dni do rei drzewa życia, wiem co należy do obrzędu, obiecuję Ci, że zostaniesz moją Świętą Żoną, więc nie mniej obaw, że cię wodzowie ognia, złożą w ofierze, bo oddadzą ci pokłon... Iza Wela musiała powiedzieć coś jeszcze ~ Twój przyjaciel oskarżył cię o bluźnierstwo... wobec bogów wcielonych... Dostał za to skrzynkę dudków, a żona moja mnie zdradziła, pomyślał. Tuż po tym, jak go pojmano, Starcy dali mu potrzebne, do wcielenia słowa, tajne księgi opisujące historię przeszłych jego wcieleń, czytał biegle, ale minęło kilka miesięcy, nim je przetrawił i pojął, kim był i dlaczego to z nim czyniono. Nie dał jej skończyć ~ więc bluźniłem sam przeciw sobie, a co mam z bogami to moja sprawa... wiesz przecie, kiedy uwolnisz mnie, moje słowa będą słowami boga będą prawem mego świata, a ze światem żywych, nie łączy mnie, ni miłość, ni nienawiść. Władza króla Landzielskiego, jest tak na prawdę tylko atrapą władzy tego kamienia, z którym w współczesności związano mnie... ~ ~ A i poza czasem tego świata, nie myśl też, wiesto, że to ci trzej leszy ubrali mię w grozę i majestat przerażenia, to kazał im Duch Czasu, kiedy zobaczyli na mnie znamię Zeruana. To chronida zaświtało jej w głowie, bo znaki wcielenia prawowitych władców, wcielających się wśród ludu wieków, może mieć tylko bóg prawdziwy, zaniemówiła, zazgrzytał klucz w zamku kłódki, opadły z boga krępy i łańcuchy, nektar i podniecenie bliskością dziewicy, spowodowało, że nie czuł omdlenia, gotowy ją rozwiastować... a potem gdy przestała być wiestą... syn czasu, założył sobie upierzony hełm grozy, Xsiężycowego Xięcia, który uczynił twarz jego straszliwą, na pohybel wrogom Świętych Gór ~ Gór Świata, a może bogom siedmiu niebios i światów. Rozległ się głośny krzyk tysięcy lelegtorów, miecze uderzały o tarcze, dopełniał się kraczun, w blasku ogni kagańców i dymach kadzielnych, wychodził z krypty na halę Peuki Krak, wsparty na szoszce, przyświecał mu sierp xiężyca w nowiu, a lud giął przed nim kolano, Mitra stojąc w świątyni Harawaty, zapalił jedną z swoich pochodni ogień w wielkim kagańcu, dym i skry poprzez komin, wzniosły się ognistoszarym słupem ponad jej dach, rozbrzmiały pieśni wskrzeszenia, kraczun był wielkim świętem w całym państwie Chrobatów, wszędzie na nowiu xiężyca, przed domami ustawiono stosy ognisk, weselono się, śpiący licarze z kitarami śpiewali pieśni o walce dobrego smoka z uciskim i niewolą, biesiadowano i koliedując Leli Leli Lama, sławiono narodziny płonącego smoka, skacząc przez ognie. Przed Wele Krakiem i za nim, stanęły szeregi wychowanej z nim etery boga, która klęła się na perunowy kamień tronu, że będzie wierna mu do śmierci i po śmierci, bo tam gdzie legnie głowa wodza boga, tam i głowy drużyny jego legną, bo bohaterzy to atar ~ ogień boga, ognisty mur ubrany w szare aldziery spod których wyzierały blachy pancerzy, to ci którzy w przyszłości zawojują pół świata. A kiedy syn boży Mitra wręczył, Władcy Empirów pochodnię i spojrzał w szare oczy syna czasu, stracił resztki pewności, co do słuszności swoich poczynań, bowiem zrozumiał, że nie był to jemu posłuszny czas... Holopagus ~ Całożerca Do stolicy dotarły pierwsze, niepewne wieści o upadku Welegardu, który otoczony przeciwwałami, miał upaść jeszcze na tydzień przed wskrzeszeniem Nyji, rzymskie legiony i ich niemietscy federaci, zastosowały jedyną skuteczną wobec Cydów metodę, wzięcie grodu głodem, ograniczając się do ścisłej blokady Welegardu, bowiem wodzowie rzymscy zrezygnowali z wzięcia warowni atakiem, po doświadczeniach paru szturmów, po których ich żołnierze, wracali coraz bardziej przerażeni... mówiąc, że nie chcąc być karmą upiorów. Cydowie bowiem wpuszczali do grodu szturmujących, tylko po to by następnie w osłonie dymów, rzucać się na nich z mieczami, potem Cydowie zaspakajali swój głód spijając krew, spływającą po zbroczach swych szerokich mieczy, wbitych w ciała swych wrogów. Po ustaniu ataków, strażnik lasu śmierci Cydobur szukał jeszcze szansy na przełamanie, lub rozluźnienie, pierścienia oblężenia, w nocnych wycieczkach, jednak straty były zbyt duże by to trwać miało długo, wreszcie gdy zostało ich tylko kilka setek... wódź powiedział ~ opadliśmy z sił, odsieczy nie widać, a musiałaby być przeprowadzona dużymi siłami, by nas uwolnić z tej matni, nie zhańbimy ziemi ludzkiej poddaniem, dziś z wieczora podpalimy gród, a kiedy dymy z pogorzeliska dotrą do rumskich przeciwwałów, będzie z nimi i Lud mgieł, mówią, że to upiory prowadzą mgły, niech mgły poprowadzą nas, jeśli ktoś się przedrze opowie co się tu dokonało, inni nie mogą dać się wziąć żywcem... Zapłonął gród upiorów, ci Cydowie co zginęli wcześniej płonęli na jego stosie, a nad nimi unosiła się chorągiew z znakiem góry, znamieniem Chrobacji, piorunowe oko w trójkącie, z którego wyrastają ku niebu gałęzie drzewa życia, a znawca w wstędze pod trójkątem dostrzegł jeszcze chrobackiego smoka, reszta tuzów moru w nisko snującym się dymie ruszyła szukać śmierci na wały wrogiego obozu... *2* Brylant Żmije Oko, miedzy czterema rubinami, na siedmiu perłach leży w błyskotliwym, srebrno diamentowym diademie. A ów słoneczny diadem leży na czerepie Chaściska Władcy Węży ~ Lesta, Boga Antów. Hamon Góra Świata, stał ponury jak gradowa chmura, trawił dwie wieści, które każda z osobna może były by do przełknięcia, razem zdawały się złowieszcze, zwłaszcza, że ta pierwsza o zniszczeniu Welegardu przez siły rumskie, olbrzymiała z godziny na godzinę i zdawała się być wieścią o coraz większej klęsce. Drugi złowieszczy zgrzyt, to zagadkowy udział jego syna Mitry w wskrzeszeniu Welesa, co stanowiło uznanie boskiej natury wskrzeszonego, tak, że nie można było derogować tego kraczunu, i to w żaden sposób. Bóg Hamon wietrzył w tym spisek, tak klęska w wojnie, powódź, grad, czy nieurodzaj, to zawsze winią mnie Boga Ojca, ~ myślał. Jeśli dolegliwości tego będą dla ludu zbyt wielkie, ani chybi złożą mnie w ofierze... miał wieszczą wizję, Xiężycowy Xiążę, zaćmi słońce, a gdy go odsłoni, świecić będzie ono płomieniem nowego życia... Całe życie stanęło mu przed oczyma, gdy był młody, czegoś chciał dokonać, jeszcze w mitrze następcy tronu namówił swego Ojca Hamona by wysłał wielką wyprawę po wodzą Kniwy, jego niszczyciele zdruzgotali armie romaji w Tracji, zginęli wówczas jacyś wielcy wodzowie romajscy zwani cezarami, ale ostatnie lata, minęły mu na przyjmowaniu hołdów, darów, gromadzeniu złota i klejnotów, miło trwonił czas, korowód kobiet, morze wypitego wina, pochwalne śpiewy pochlebców, a przecież niebo kocha bohaterów... owoc wiecznie zielonego krzewu ruty, przejrzał i runął w popielnik ofiarny ołtarza, sam utuczyłem się na ofiarę, a może mnie tu od początku na to hodowano jak byka zarodowego, a teraz ofiarnego, westchnął, ~ okrutne są prawa królestwa Sinych ~ Venetów. ... po czym bóg wezwał tarhanioła Mchala, i nakazał, zebrać wojska i ruszać pomścić Welegrad, tarhanioł żachnął się, coś tłumaczył, że wojsk mało, droga daleka ~ trudna... zamilkł i zrozumiał, co się w państwie sinych święci, dopiero gdy Lest, rzekł mu ~ gdyby nas miało być tylko czterystu, a choćby nas było tylko dwóch, zaprawdę powiadam ci lepiej będzie jeśli tam zginiemy. Tak pomyślał tarhanioł, ~ tylko wskrzeszono upiornego Welesa grabarza bogów, a już cień smoka grobów, padł na boga słońce. Panie, ~ przełamując zaciskającą się na gardle, żelazną obręcz nieznanego mu uczucia ~ strachu... tarhanioł wycharczał ~ zemstą niech zajmie się Nyja, władza jego nie sięga do Grodu Hamona, na pewno nasze obawy są przedwczesne, nie chcemy iść jeszcze w twój wieczny kurhan, zaręczam Panie, wielu wojowników będzie chciało walczyć z goliadami Nyji w obronie twego tronu... Odpowiedzą było, milczenie boga... który wspomniał sobie słowa hymnu Kniwy: Jam odszedł... moją płomienną koroną Trwożąc upiory... straszny ~ choć umarły. Który po śmierci Hamona, którego był valterem ~ zastępcą, popełnił rytualne samobójstwo, wierny rytualnym prawom królestwa kurhanów... *3* Tymczasem, w części Scyti zwanej partą Nyji, na sztolniach i jaskiniach Góry Ziober trwało przesilenie czasu, najpierw nowo wskrzeszony bóg nawów, wiódł dyskusję z trzema leszymi, która była bardziej indagacją, coraz mniej przyjemną dla nieśmiertelnych starców, bo uświadomili sobie kto jest panem, a kto sługą na górze śmierci, bóg zaś uświadomił sobie, że państwo uległo rozprzężeniu i jego nawa dryfuje na mielizny rzeki czasu. Duch Świata, miał absolutną władzę boga Świętej Góry Zmarłych, był władcą smoka kurhanów, bogiem który swym wyrokiem przecinał nici żywota ludzi, bogów i światów, za nim stała armia kościoboków, licząca dziewięć tysięcy pancernych i dziewięćdziesiąt tysięcy płonących tuzów, a setka tych wojowników, była warta tyle, ile dziesięć secin wojowników innych armii, jeśli by zechciał mógłby przeciąć nić żywota, nawet tego świata którym władał. Nakazał leszym by zaprowadzili go do nawy grobowej, Kiejzara Kazi Mira... przed katakumbą na dyszlu raksy wielowiekowego rydwanu, znaleziono kiedyś biegle zawiązany w kulę węzeł, notacji kobalnej, dziś zrósł się w nieczytelną zetlałą masę, która pod dotknięciem, kruszała i rozsypywała się w pył. Rozebrano kamienną ścianę wejścia, w korytarzu prowadzącym do komory grobowej nie było pułapek, na katafelku spoczywał szkielet, na którego piersi leżała kolia sznurowa, rozłożona półksiężycem miedzy ramionami sięgając zapadłego w nicość brzucha, znamię starych bogów Wharatu, z brązowo złotego hełmu, wysuwała się podążając w stronę schnącego i kurczącego się ciała duża czaszka, na hełmie w świetle pochodni, z złotego trójkąta połyskiwało szmaragdowe oko cyklopów. Tyle pozostało z mocarnego niszczyciela światów, pomyślał Welemir, jednak podniosę i przyjmę ten znak, późnej nakazał leszym, by w kuźniach góry, wykuto dla niego taki sam hełm, gdy nadejdzie czas się przyda nie jemu to następcy... Potem Nyja, rozmyślał nad przyczyną wyraźnych oznak, kryzysu w związku Antów, spadło zaludnienie, świeciły pustkami obejścia wiejskie, uciskano uboższych, możni przyjaźnili się z kupcami wrogich nacji, ba nawet wchodzili z nimi w koligacje, choć takie związki było zwyczajowo zakazane, więc ta przyczyna zdała się szybko oczywista, zdziwił się, nie tym, że kniazie i najprzedniejsi tuzowie, bardziej zajmują się kupiectwem, niż sprawiedliwymi rządami i ćwiczeniami wojennymi, ale tym, że to było tolerowane. Co więcej najpierwsi supani, wręcz brali złoto od urzędników rzymskich, za przyznawanie im przywilejów handlowych, uznawano cudze prawa i obyczaje, stawiano też bałwany obcych bogów, rozwinął się oburzający handel duszami, czyli obracano ludzi w niewolników, sprzedając ich w obce kraje na wieczną niewolę, w procederze tym brali udział kniazie, supani i szlachetnie urodzeni, a jak wiadomo tylko bóg mógł wiązać koby losu. Wcześniej Scytowie nie mieli kupnych pachołków, służyli tylko ci którym bóg rozkazał. Welemir wysłał swą eterę by podburzyła lud, rzucano oskarżenia przeciwko tym których bogiem była prywata i własny brzuch, których całe postępowanie było nauką zgubną dla wszystkich... Gniew ludu skierowano na nadzorców państwa, którzy mieli stać na straży porządku i interesów królestwa, a zamiast dbać o jego interesy i prawo, hołdowali słabościom podopiecznych, by słabych niewolić, przeciwko tym w których był początek zdrady i wszelkiego zła, nie byli oni przełożonymi, pasterzami, a ciemiężcami od ciemiężenia, bogacicielami od bogactw, tym którzy popuszczali cugle lubieżności innych, bowiem wspólnicy tej samej zbrodni nie mają oskarżyciela. Jako, że ryba psuje się od głowy, spadły głowy, do najbardziej uwikłanych w niecne sprawy rozkradania królestwa i winnych jego zachwiania, wysłano rozwiązane nawęzy, ci którzy uznali wyroki popełniając samobójstwa, zachowali w pokoju i posiadłościach swoje rody, choć nie obyło się tu i ówdzie bez zamieszek i samosądów, zdarzyło się też, że jeden wojewoda ze swymi ludźmi stawił opór wyrokowi, za co z całą swoim dworem, został złożony na ołtarzu prawa Chrobatów w skrwawiony Kurhan. W samej dzielnicy Nyji złożono wszystkich cudzoziemców na ofiarę niebu, z krajów ościennych w panice uciekały całe obce plemiona, tam gdzie państwo zmarłych, sprawowało władzę bezpośrednio, znoszono cudzoziemskie cyrografy i zakazano handlu duszami. Po tym mgła tajemnicy, spowiła państwo zmarłych. W innych królestwach Scytów, pod grozą tych wydarzeń kniaziowie wprowadzali podobne zarządzenia, choć niekiedy wprowadzono je tylko pozornie. *4* Welemir, znów zstąpił do podziemi Świętej Góry Śmierci, na szyby i chodniki od tysiącleci wykuwanych lochów, katakumb bogów, tajemnych sanktuariów królestwa zmarłych, tam gdzie znajdowały się izwory rodu, źródła żywej i martwej wody. Najpierw Bóg celebrował w głównej nawie świątyni wnętrza góry, ofiarę z byka, pragnąc wyjednać sobie u martwych bogów podziemi, przychylność wobec swoich zamierzeń, po czym przeszedł z swą eterą, sztolniami do skarbca świątynnego, gdzie od wieków składano część z łupów wojennych, przynależnych prawem Spolitej, Ognistemu Smokowi z Świątyni Góry, prócz skrzyń ze złotem czy drogocennymi kamieniami, sznurami pereł, koliami, pierścieniami, czy koronami, znajdowały się tam zastawy stołowe z różnej wartości kruszców, też złote kielichy, półmisy, polerowane srebrne zwierciadła, brązowe lichtarze, kunsztowne napierśniki, kotły, odlewy posągów ludzkich, boskich i zwierzęcych, chimer, węży, gryfów, smoków, jak również sprzęty których przeznaczenia trudno było dociec, obok bel zetlałych już, drogocennych tkanin, złotogłowi i jedwabi. I było tego na tysiące scytyjskich wozów. Boga najbardziej interesowały monety, pożądane przez ludzi gminnych, za jakich bogowie wcieleni, uważali co mniejszych kniazi, dudki te miały skłonić udzielnych władców scydyjskich, do gorliwszej współpracy w wojnie z imperium rzymskim, można co prawda, było użyć wobec nich nakazów czy gróźb, jednak najemnik waleczniejszy jest od niewolnika, a sprzymierzeniec od plennika. Dla boga tuzów moru, ówcześnie najważniejszym przedsięwzięciem, było zniszczenie imperium rzymskiego. Dlatego ze skarbca smoka pobrano co trzecią skrzynię, złotych i srebrnych monet, tak by pierwszy szykowany najazd był największy. Przetopiono też parę złotych i srebrnych cielców na monety z wizerunkiem upierzonego hełmu grozy wpatrzonego w sierp xiężyca, od nastroszonych piór hełmu, zwano te monety dudkami przez podobieństwo do nastroszonej głowy ptaka dudka, sama nazwa monety od wizerunku miesiąca na monetach. Najazd Łupieżców Jak popielni rycerze ciemni z grobu wstają Z pamięcią dawnych hełmów i zbrój ~ nawet skrzydeł, Jak konie broczą znowu w krwi aż do wędzideł... I znów z piekła szlakiem wychodzą czerwonym Smętne duchy ~ lecące za królem szalonym. Szli chocholi w ciemności przyświecając sobie pochodniami, półnadzy opasani grubym powrozem świecy dymnej, szli straszno licy w czapkach z piór, cicho jako duchy zbrojni w maski grozy i szerokie acze ze zbroczem, a ich powieki i jagody lic, malowane sadzą. Przestrzeń zewnętrzna poza helemem, dla duchów aczi, była nieustającym polem zbrojnych harców i walki, nawet niekiedy dla innych Słowian byli dość uciążliwymi obrońcami, toć dla wrogów Słowian, Nemietów których starym prawem zabijali, byli końcem świata, bo zostawiali tylko ziemię i niebo w ich krajach. Dowodził tej wyprawie licarzy, sam świeżo wypierzony duch kamienia ~ Welemir, nad jego czołem świecił księżycowy znak księcia Chacharów, a jego hełm przykryty był zmoczonym krwawo, skrzydłem pióropusza z lotek szarych gęsi. Ile piór tyle skalpów wrogów królestwa Lendzelskiego, zdobył wódz jako młody wojownik, a pióra z tego hełmu władały burzą. Po przejściu południowej bramy królestwa zmarłych, zwanej później bramą morawską, główne siły Paralatów Lechina połączyły się z wojskami które trzymały straż w świętym Cydoborze, lesie śmierci gdzie prócz, pasterzy czarnych stad Kraka, zakazane było się komukolwiek osiedlać, a las ten od wieków, otaczał państwo zmarłych. Podjazdy lekkiej konnicy artyjskiej, wzięły rzymskich jeńców, po pobieżnych badaniach okazało się, że sześć rzymskich legionów przeprawiło się przez Dunaj idąc na wzmocnienie sił obozu rzymskiego, który rozbudowywano obok zgliszcz Welegardu, gdzie rzymianie przygotowywali się do, uderzenia wzdłuż rzeki Leli Wagu na związek Lugiów. Armia Upiorów ruszyła im naprzeciw. Jednak kiedy armia Landzieska dotarła w okolice Welegardu, okazało się, że obóz rzymski został w niezwykłym pośpiechu opuszczony, a Legiony rzymskie forsownym marszem porzucając tabory uchodziły w granice imperium... od złapanych federatów rzymskich którzy myszkowali po opuszczonym obozie, dowiedziano się, że owe sześć legionów faktycznie miało tylko ubezpieczać odwrót ich sił zgromadzonych w obozie pod zniszczonym Welegardem, dośpiewano więc sobie, że rozpuszczane przez rzymian pogłoski o natarciu na północ miały wprowadzić wodza związku Antów w błąd... W pościg wyprawiono tylko jazdę, zakazując jej wdawać się w cięższe walki... główne siły Harów liczące 50 tysięcy wojowników, po przeprawie przez Dunaj mostem zbudowanym na łodziach, ruszyły na miasta i obozy legionów, rzymskich prowincji Norikum i Panonii, które zawsze służyły zaopatrzeniem dla operujących na Północ od Dunaju legionów rzymskich jak i były zapleczem ich federatów. Welemir znał historię wojny z Rzymem swego poprzednika gniewnego Kniwy, który dwadzieścia lat wcześniej zniszczył legie rzymskie i zabił ich cesarza Decjusza pod Abrittus, jednak imperium choć osłabione trwało dalej, tym razem uderzenie lądowe na strefę poddunajską imperium zsynchronizowano z uderzeniem morskim na Azję Mniejszą i prowincje iberyjskie imperium. Epilog W latach 270 ~ 279 ery Chrystian pod chorągwiami piorunowego oka, spustoszono Galię, północną Italię, Norikum, Dację, Trację, najeźdźcy wdarli się na całej długości granicy Dunaju i Renu, na kilkaset do tysiąca kilometrów w terytoria rzymskie, okręty upiorów Landzielskich zwanych piratami, docierały nawet do Luzytanii na półwyspie iberyjskim. I mimo tego, że w wyniku zawartego pokoju rzymianie utracili tylko Dację ewakuując z niej zromanizowaną ludność, osiedlaną w spustoszonej Tracji, to jednak potęga Rzymu została wówczas ostatecznie złamana, a Rzymianie zamiast kontynuować ekspansję, zaczęli wznosić wokół Rzymu potężne mury obronne. Wiek później w 367 roku ery chrystian, Słowianie pod wodzą Trojana wnuka Welesa odnieśli pamiętne zwycięstwo na Imperium Rzymu. Od daty tego swojego zwycięstwa, Słowianie zwani od swych szarych guni w imperium Hunami, zaczęli liczyć nową erę swego czasu, bowiem bitwa ta stała się początkiem wojen, które doprowadziły do upadku imperium rzymskiego na którego gruzach, powstały nowe państwa Słowiańskie. Krótki słownik mało znanych słów. Antowie~Lugiowie obie nazwy etniczne znaczą dosłownie ludzie. Dzierusi~Gierusi (Gerrosi) kniazie-władcy naród Scytów, grzebiący władców scytyjskich w wielkich kopcach w swoim kraju, znajdującym się czterdzieści dni drogi w górę Dniepru, czyli to Mogilanie ~ Chrobaci. chaściska ~ wąż po czesku, też ojciec Piasta to Chościsko Chrobaci ~ oboczna nazwa Chorwatów małopolskich, od hrobu ~ grobu (czeskie), czyli od kurhanów, Mogilanie, Kurgani, których władcą był Liada ~ polski Mars, jego znamieniem było Scop(Oko) antyczne znamię Małopolski. Cydowie ~ Cytowie Scytowie, od cita~cytadela, gród, cyd znaczy też śmierć-zabójstwo. Hamon ~ bóg którego czcili Słowianie, Hamanem, nazywano też Piasta podczas intronizacji. izwor ~ źródło po macedońsku kazimir(kaziswet) ~ niszczyciel(światów) po czesku. Weles ~ Nyja, bóg władca Lachów Landziones, Lendzianie, Lengiel nazwy Polaków. Ledianie ~ Polacy, nazwa Polaków wśród Słowian bałkańskich (led-lód). Lechici(Kadłubek) ~ Reginowie, (królewscy) antyczna nazwa Polaków (Długosz). lesz ~ trup po macedońsku, leszek częste imię polskie. Liady (Lachy) ~ nazwa Polaków na Rusi. Niemeci(nemet) pierwotnie wszyscy niesłowianie, dosłownie nie ludzie (miet-człowiek też miet~met znaczy miecz, stąd Mietek to zdrobnienie imienia Mieczysław). Paralaci Lehina (Basilleos), ~ dosłownie przerażający królewscy, lud dominujący wśród Scytów, (Scyci Królewscy) Czechło ~ Gunia ~ Huńka ~ Karwatka ~ Algiera(aldziera) pierwotnie płaszcz, kurtka, koszula noszona przez Słowian, stąd imiona etniczne lub odwrotnie od nazw etnicznych nazwy odzierzy~ogierzy, co było pierwsze, czy od nazwy etnicznej czechło imię Czechów czy od guni~hunki Huni-Guni czy od Gunów~Hunów, huńka~gunia. Welemir ~ imię Słowian dosłownie duch świata, rosyjskie Wieliemir, serbskie Velimir, też legendarny syn Kagana (Hertnita, herdnite dosłownie odrutowane ognisko) Walamir, znany z legend niemieckich władca Polski i Rusi pogromca Hunów Atylli. Żmij Ogienny ~ Smok Ognisty, mityczna armia Słowian okupujących Bałkany.
Posted on: Tue, 15 Oct 2013 07:44:46 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015