Mój stosunek do autorskiej serii Todda Phillipsa znacie: pierwsza - TopicsExpress



          

Mój stosunek do autorskiej serii Todda Phillipsa znacie: pierwsza część była po prostu marna, na drugiej, bawiącej się motywami swojego poprzednika po prostu bawiłem się dużo lepiej. Do kin wszedł niedawno skok na kasę nazwany "Kac Vegas 3", mający stanowić definitywne zamknięcie trylogii traktującej o przygodach Watahy (aha, jasne). Ponieważ ponad 100 milionów zielonych zainwestowanych w produkcję już się zwróciło, kiedyś pewnie poznamy kolejne przygody Phila, Stu, Alana i Douga, być może pod wodzą innego reżysera. Póki co sprawdźmy czy na "trójkę" warto wybrać się do kina. Zniechęcony negatywnymi recenzjami punktującymi żenujący poziom humoru prezentowany przez poprzednie części, Phillips postanowił złagodzić scenariusz i oddzielić się grubą kreską od pijackich założeń "Kac Vegas" i "Kac Vegas 2". Wataha jednak nie będzie miała lekkiego życia, ponieważ ścigają ją demony przeszłości uosobione w niejakim Marshallu (świetny John Goodman), którego w konia zrobił doskonale nam znany Leslie Chow (Ken Jeong). Marshall stawia sprawę jasno - porywa Douga (!) i rozkazuje Watasze odnaleźć Chowa i skradzione przez niego złoto. W ten sposób twórcom ostatniej części trylogii udaje się w minimalnym stopniu zatoczyć koło i chociaż odrobinę spleść wątki. A przy okazji wysyła bohaterów do Tijuany oraz ponownie do... Vegas. Kiedy bohaterowie uganiają się za wiecznie naćpanym i nieobliczalnym Chowem, "Kac Vegas III" zapomina jakby o swoich komediowych korzeniach i idzie bardzie w stronę akcji. Są pościgi samochodowe, są desperackie próby serwowania zwrotów akcji, a seria niemal całkowicie zatraca swoją tożsamość. Wszyscy, którzy pokochali dwie pierwsze części za humor (naprawdę, są tacy?) srogo się zawiodą. Scenarzyści prezentują dojrzałość nieco większą niż dwunastoletnie dzieci, zatem żenujące żarty zostały sprowadzone do niezbędnego minimum. Co widzowie dostają w zamian? Ano nic. Chociaż kultowego Alana jest tutaj więcej niż w poprzednich częściach, równie częściej wypada on po prostu nieśmieszne (chyba że zdekapitowanie sztucznie wyglądającej żyrafy kogokolwiek bawi). Trzeba jasno powiedzieć - trzecia część "Kac Vegas" nie żenuje, ale ani nie śmieszy, ani nie trzyma w napięciu. Ergo, leży w dwóch gatunkach, w których stara się zakorzenić. Seria straciła pazur i jaja, wpadając w najgorszą z możliwych pułapek - stała się absolutnie nijaka. Jeśli miał być to ukłon w stronę widzów mojego pokroju, których żarty "Kac Vegas" po prostu nie śmieszyło, to wypadałoby opracować wciągającą fabułę i dopracować wątek sensacyjny. Bez tego "Kac Vegas 3" nie spodoba się zarówno żądnym krwi, potu i spermy fanom niewyszukanych komedii, jak i tym szukających w kinie czegoś więcej. Aktorsko film jakby również zaczął gonić w piętkę. Wyraziste role wykreowali Galifianakis, Jeong, Goodman i Melissa McCarthy, natomiast Bradley Cooper, Ed Helms i Justin Bartha grają jakby desperacko pragnęli wreszcie wydostać się z planu. Nie zrozumcie mnie źle, to nieźli aktorzy, ale sprawiali wrażenie wypalonych i znudzonych trzecim występem w "Kac Vegas". Czuć też wyraźnie, że ich postacie są jakby na doczepkę i nie grają w historii dużej roli. "Kac Vegas 3" to niestety strata Waszego czasu. Nie broni się jako samodzielny, lekki film sensacyjny z wątkami komediowymi, ale także nie sprawdza się jako ukoronowanie zwariowanej i wybuchowej jazdy bez trzymanki, która zaskarbiła sobie tak liczne grono fanów w pierwszych dwóch odcinkach. To już wolałem się żenować na "jedynce". Chociaż starała się być oryginalna. 4/10.
Posted on: Thu, 20 Jun 2013 21:17:03 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015