NIGDY NIE WOLNO TRACIĆ NADZIEI Wczoraj nasz zespół był - TopicsExpress



          

NIGDY NIE WOLNO TRACIĆ NADZIEI Wczoraj nasz zespół był odwiedzić pacjenta, którego reanimowaliśmy w czwartek. W ciągu 3 godzin zatrzymał się 8 razy. Łączny czas reanimacji przekroczył 80 minut. Przyznam się, że idąc na Intensywną Terapię spodziewałam się zobaczyć "warzywko". Jakie było moje zdziwienie, kiedy pacjent osobiście nam podziękował za uratowanie życia tego nie da się opisać. Są pacjenci, którym pisane jest przeżyć. Kiedy ten 72 letni pacjent (po przyjściu na SOR o własnych siłach) trafił do "strefy czerwonej" mieliśmy już 4 pacjentów "czerwonych" (2 bóle w klatce, politraumę i "ostry brzuch"), pacjent był w stanie nienajgorszym (EKG nie było jakoś specjalnie zatrważające, bez bólu w klatce, z lekką dusznością). Zapadła decyzja, że przeprowadzimy ponowny triage i zobaczymy jak się sprawy potoczą. Pacjentka z bólem w klatce została przeniesiona do "strefy żółtej", błyskawiczna zmiana pościeli, szybka dezynfekcja boxu i zamiana łóżka. W 10 sekund po zmianie łóżka na przystosowane do reanimacji i podłączeniu do monitora pierwsze migotanie komór, 10 minut reanimacji i rytm zatokowy, brawa na sali (aż pacjent z boxu obok zaczął jęczeć, że nim to się nikt nie zajmuje), ale nasze szczęście nie potrwało długo. Po 3 minutach kolejne migotanie komór i reanimacja, potem następne i następne. Pracownia hemodynamiki już czekała, ale transport w trakcie reanimacji był niemożliwy. Tym, którzy naoglądali się za dużo "Chirurgów" polecam dotknąć łóżka pacjenta podczas defibrylacji. Po 40 minutach reanimacji doszłam do wniosku, że nawet jeśli go uratujemy to nie wyjdzie ze śpiączki. Po 5 reanimacji rytm zatokowy utrzymał się przez 25 minut. To wystarczająca ilość czasu, żeby dotrzeć na hemodynamikę, modląc się po drodze, żeby nie zatrzymał się w windzie. Niestety na miejscu zonk, w wyniku wcześniejszego leczenia trzeba było zaczekać godzinę na cewnikowanie. W pracowni dwa razy doszło do migotania komór i za każdym razem udało nam się przywrócić rytm zatokowy (gratuluję rozwagi rezydentce, która rozładowała defibrylator w powietrzu, pół metra od członków zespołu), zanim dotarliśmy na intensywną zatrzymał się ósmy raz. Reanimacja na korytarzu, podobno miny przechodniów były bezcenne. Po drodze skończył nam się tlen w butli, dotarliśmy na IT już bez zapasu adrenaliny. Jestem pewna, że ktoś nad nim czuwa "na górze", bo to nie był zbieg okoliczności, że udało nam się go uratować. Gdyby doszło do zatrzymania krążenia na ulicy nie rozmawiałabym z nim wczoraj. Jestem dumna z lekarzy, którzy walczyli do samego końca. Wczoraj nie było wiele czasu na rozmowę. Powiedziałam mu tylko, że chciałabym mieć tak silne serce jak jego. Podziękował i wróciliśmy do swoich obowiązków. Wyciągnęłam wnioski: Nigdy nie wolno tracić nadziei, trzeba walczyć do końca, dopóki jest jakakolwiek szansa na uratowanie. Dzisiaj wiem po co żyję.
Posted on: Sat, 10 Aug 2013 23:05:00 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015