ODC 530 Poranek. DOm Falkowicza.(zaczyna się - TopicsExpress



          

ODC 530 Poranek. DOm Falkowicza.(zaczyna się chomikuj.pl/KONWALIA3010/MUZYKA/MUZYKA+Z+NA+DOBRE+I+NA+Z*c5*81E*60*60/Starlight+-+David+O*27Dowda,2536061965.mp3) (Falkowicz leży podparty i patrzy na śpiącą na brzuchu obok Wiki, delikatnie gładząc palcami jej ramię) Wiki: (otwierając oczy i zaspanym głosem) Wykorzystujesz to,że śpie? Falkowicz: (uśmiechając się) Dzień dobry... Wiki: (obracając się na plecy i poprawiając kołdrę na klatce piersiowej) Dzień dobry. Falkowicz: (odgarniając jej włosy z policzka, patrząc jej w oczy i wzdychając) Ależ ty jesteś piękna w tej chwili... Wiki: (uśmiechając się) W tej chwili? Yhym...Nie no dziękuje... Falkowicz: (nachylając się nad nią) Ty wiesz, że jesteś wyjątkowa... Wiki: (śmiejąc się) No...To jak jestem taka wyjątkowa...to...(nie dokończyła bo Falkowicz zaczął zbliżać swoje usta do jej) W tej chwili zadzwonił telefon. Andrzej i Wiki spojrzeli w tamtą stronę, ale po chwili Andrzej znowu wrócił do chęci pocałowania swojej partnerki, lecz Wiki zrobiła unik. Wiki: Odbierz. (usmiechnęła się a Falkowicz spojrzał na nią pytająco) No odbierz...Może to ze szpitala. (Falkowicz tylko przewrócił oczami i sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej)(koniec motywu) Falkowicz; Falkowicz słucham? (patrząc na Wiki) yyy...Tak, tak oczywiście, że mogę rozmawiać, chwileczkę...(wstając i wychodzać z pokoju, tak aby Wiktoria nie słyszała rozmowy) Consalida z zaciekawieniem odprowadziła Falkowicza wzrokiem, po czym odczekała chwile i szybkim ruchem sięgnęła po bluzke którą na siebie ubrała, po czym wstała, założyła spodnie i zaczeła zbierać resztę swoich rzeczy z podłogi) Falkowicz: (chodząc w szlafroku po salonie i rozmawiając przez telefon) Ale nie rozumiem...Myślalem, że TA sprawa już jest załatwiona i dogadana...Ale...Nie rozumiem, przecież wszystko zostało wyjaśnione. Tak. (Wiki po cichu zeszła po schodach i niezauważona skierowała się do wyjścia.) Dobrze. Zatem mam nadzieje,że dostanę tą decyzję na piśmie...Żegnam. (rozlączył się wściekły, w tej samej chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi. Spojrzał tylko w tamtym kierunku zaskoczony) Korytarz. Agata idzie przeglądając dokumenty. Nadchodzi Piotr. Piotr: Cześć. Agata; (odrywając się z zamyślenia) O hej. Piotr: Nie widziałaś gdzieś Witka? Potrzebuje dostęp do pacjentów z interny z poprzednich lat. Agata: YY...(opuszczajac wzrok) Nie..nie... Piotr: To dość pilne... Agata: Nie, naprawde nie... Piotr: No dobra...Jakby się zjawił to daj mi jakoś znać. agata: Jasne...(nadchodz Hana) Hana: Agata?(patrząc przez chwilę na Piotra) Mogę? cieee prosić? Agata: Ym. Tak. Hana; Słuchaj...Ja wiem, że prosze Cie o dużo, zwłaszcza, że jestes po dyżurze, ale mogłabyś spojrzeć na moją pacjentkę? Agata; A co się dzieje? Hana: No..Nie jestem pewna, ale ma dziwne objawy i może to byc podagra. Agata; No dobra, już idę. Piotr: Może ja też pójdę? Może się na coś przydam? (patrząc się na Hanę, która również spojrzała na jego twarz) Hana: Nie. myslę, że poradzimy sobie... piotr: Jasne...(ze smutną miną odprowadził wzrokiem lekarki, Hana jeszcze odwróciła głowe w jego kierunku i poszła) Dom Latoszków. Witek niepewnie wchodzi do środka. Rozgląda się. W jadalni Lena siedzi przy stole i karmi Felka na kolanach. Witek: (niepewnie) Jesteś... Lena: (chłodno) Jestem. mamy chyba dziecko nie? (nabierając na łyzeczkę jedzenie i próbując je podać synkowi) No jedz kochany... Witek: (siadając naprzeciwko) Nie chce jesc mówisz? ta... Lena: zawsze mało je. Witek: Ta...(przecierając dłonią brodę) Słuchaj Lena... Lena: (odkladajac nerwowo łyzeczkę) Witek. Proszę cię..Daj spokój teraz...po prostu daj spokój. Zresztą (wstając i poprawiając sobie felka na rękach) Nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać...(całując synka i patrząc gniewnie na Witka) tatuśku...(wychodząc z jadalni. Latoszek tylko uderzył pięścią w stół po czym ukrył twarz w dłoniach) Hotel rezydentów. Przemek siedzi przy stole w kuchni czytając grubą lekarską książkę. W pewnej chwili słyszy jak Wiki wchodzi do domu. Przemek: no jestes wreszcie.. Wiki: O. przemo...(stając w drzwiach i opierając się o futrynę) Przemek: Gdzie ty byłaś całą noc Wiki: Yyyy..W szpitalu.... Przemek: Nadgodziny? Wiki: No..YY...Tak można powiedzieć. Gdzie mama? Przemek: Na górze. Czyta...zreszta nie ona jedyna (podnosząc książkę do góry) Wiki: No okej...(chcąc odejść) Przemek: Wiki! Wiki: (cofając się) NO? Przemek: Wszystko okej? Wiki: Wzdychając...Tak..tak..Jasne. Na razie. (szybkim krokiem udając się na górę) (Wiktoria stanęła pod drzwiami, zanim je otworzyla westchnęła. Weszła do pokoju, jej matka czytała na kanapie) Wanda: O Wiki. jestes już. Wiki: Hej mamo...(stawiając torebkę na ławie i siadając koło niej) Co robisz? Wanda: A wiesz..Czytam taką jedną ksiązkę. Historia prawdziwa, romantyczna... Wiki: (uśmiechając sie i głaszcząc matkę po włosach) A wziełaś dzisiaj leki? Wanda: tak, nie martw się. przemek tego przypilnował. Normalnie chyba zacznę mu płacić jak opiekunce... Wiki: Mamo...(zaczyna się:youtube/watch?v=taQiX1vsvsc) Wanda: Co sie dzieje? Czemu mi się tak przyglądasz? Wiki: po prostu...Martwię się o Ciebie... Wanda: Wiem, wiem..Narozrabiałam, ze mną gorzej niż z dzieckiem... Wiki: (lekko się uśmiechając) Wiesz...Będziemy musiały dużo zmienić w naszym życiu... Wanda: Dziecko..Nie chce zebyś sie poświecała dla mnie. Wiki: Mamuś...(biorąc ja za rękę) Poświęcała? Całe życie mnie wychowywałaś...Pozwój mi się teraz odwdzięczyć...(Wanda popatrzyła na Wiki ze smutkiem w oczach i zaczesała kosmyk jej włosów za ucho, córka się tylko uśmiechnęła i pocałowała mame w rękę) Kocham Cię...(wstając) No..To ja sie musze przeprać i uciekam do szpitala. Wanda: Wiki? Wiki: Tak? Wanda; Ja ciebie tez. Pamiętaj. (Consalida przez chwile popatrzyła na matke przypominajac sobie ich poprzednią rozmowę po czym się uśmiechnęła.) Wiki: Wiem..mamo...(koniec motywu) Gabinet Hany. Lekarka jest zajęta wypisywaniem kart kiedy rozlega się pukanie. Hana: Tak? Piotr; (wchodząc i pokazując na krzesło) Mogę? Hana; (zaskoczona) No proszę..Jak musisz... Piotr: (pewnie siadajac) Co z twoją pacjentką? Hana: W porządku... Piotr: To co to bylo? hana: No tak jak myslalam... Piotr; podagra... Hana: Dokładnie.. Piotr : czyli co? W tej sytuacji jej może coś zaproponujesz? Hana: (marszcząć brwi) Co masz niby na myśli? Piotr: No nie wiem..Może jakaś nowa torebka albo łańcuszek? Hana: Wiesz co Piotr...Jestes teraz niemiły...A ja nie mam czasu. Więc jeżeli nie masz do mnie nic ważnego to proszę cie,abys wyszedł z mojego gabinetu... Piotr: (złośliwie) jasne...(wstając i kierując sie do drzwi) Przecież i tak zawsze poprosisz jakby co innego lekarza o pomoc...(spojrzał się jeszcze na hane po czym otworzył drzwi w których stanęła kobieta (Aldona Orman) ledwo trzymająca się na nogach. kobieta; Przepraszam... Piotr: Słucham panią? Kobieta: Czy tu jest gine...(nagle kobieta straciła przytomnośc osuwając się na podłogę) Piotr: Halo? Proszę pani? Hana: (podbiegając) Co się dzieje? Halo? (nachylając się z Piotrem nad pacjentką) Piotr pomóż mi.. Gawryło podniósł pacjentke i położył na łożku, Hana zamknęła drzwi i podeszła do kobiety która odzyskała przytomność. Hana: Slyszy mnie pani? Kobieta: Tak..Co się stało? Piotr: Straciła pani przytomność. Hana: Wie pani gdzie pani jest? Kobieta; tak...W szpitalu. Ja..ja jestem w ciąży... hana: Spokojnie...Jest pani u ginekologa..Piotr. To nic osobistego ale..(pokazała na wyjście) Piotr: jasne. Daj znać jakby co. Hana; Dobrze...(odprowadziła go wzrokiem i spojrzała sie znowu na pacjentkę) Spokojnie... Hotel rezydentów. Przemek nalewa sobie sok, po bierze ksiązki i idzie do swojego pokoju.Na korytarzu spotyka akurat wchodzącą Agatę. Przemek: O...Dopiero wracasz. Agata: (wyraźnie nie w sosie) Zmęczona jestem... Przemek: Yhym... Adam: (przechodząc z pokoju do kuchni) No nawet nie wiedzialem, że na internie mozna sie wgl zmęczyć... Agata; Wiesz co..zamknij sie... Przemek: Co jesteś taka wściekła? Agata: Nie chce mi się gadac po prostu...(W tej chwili schodzi Wiki) Wiki: O Agata..jak tam? (wkladając płaszcz) Agata: Nijak..(Chcąc iść na górę) Przemek: No a ty co? Znowu wychodzisz? Wiki: No...mam dyżur. W szpitalu...Na razie. (wychodząc) Przemek: Znowu? czy Falkowicz trochę nie przesadza zawalając ją robotą? Agata: Zaczyna się... Przemek: nie no Agata...Przepraszam Cię ale...Nocka..teraz znowu dyżur? to, to nawet jest już niezgodne z prawem. Agata: Nocka? Jaka nocka? WIki nie miała żadnego dyżuru dzisiaj...(zmęczona opeirając sie o poręcz chcąc sie udac na górę) Przemek: Jak to nie? Agata: No tak to...Jezu..Przemek... Przemek: No to gdzie ona była? Adam: (przechodząc z kuchni do pokoju) uuu...Ruda się wymyka..Ciekawe dokąd...(Agata i Przemek popatrzyli za Adamem po czym spojrzeli znowu na siebie zaciekawnieni. Nagle zadzwonił telefon Agaty.) Agata: halo? Tak. yyy no...Nie no dobrze...Rozumiem będę....(rozłączając się) Musze iść Przemek: ale... Agata: Serio. Muszę. Może uda mi się dorwac Wiktorię..Na razie (wychodząc z hotelu) Gabinet Hany. Kobieta lezy a Goldberg stoi koło niej z kartą i długopisem) Hana: W którym jest pani miesiącu? Kobeita: W czwartym... Hana: (patrząc z zaciekawieniem na pacjentkę) Aha..A czy w rodzinie są jakieś choroby dziedziczne? Kobieta; Nie nic mi o ty niewiadomo... hana: DObrze...A bierze pani jakies teraz leki? Jest pani pod opieką swojego lekarza? Kobieta: Pani doktor...Niech mi pani zbada czy z dzieckiem jest wszystko dobrze... Hana: Spokojnie...Zaraz wszystko sprawdzimy. Zrobie pani USG i będziemy mieli cały wynik... Kobieta: Dziękuje... Hana: No..A teraz prosze leżec. Ja w miedzyczasie zadam jeszcze kilka pytań. muszę panią lepiej poznać. Kobieta; Dobrze...Proszę. Wiki idzie korytarzem. Z naprzeciwka zauważa nadchodzącego Falkowicza.(zaczyna się:w7.wrzuta.pl/audio/5JwxuukOZ4U/josh-klein-prints-everywhere) Wiki gwałtownie się zatrzymała po czym rozejrzała po korytarzu. Wiki: Piotr!! (zaczepiając idącego niedaleko Gawryłe) Dobrze, że Cie widze...Mam kilka pytan...Sprawę to znaczy... (Falkowicz z zaciekawioną miną podszedł trochę blizej stając niedaleko Gawryły i Wiktorii wyjmując telefon i bawiąc się nim) Piotr: Słucham...(patrząc z zaciekawieniem na stojącego niedaleko falkowicza) Wiki: Bo wiesz co...YYYY...Co ja mialam? A! Bo mam pacjenta...I własnie nie wiem czy mu nie zmniejszyć dawki leku? Piotr: I do tego potrzebujesz mojej porady? Zapytaj anestezjologów.(chcąc odejść ale Wiki spojrzała na Falkowicza kątem oka i go zatrzymała) Wiki: NO tAk ALE chce...spytać ciebie...co myslisz..Tak po prostu... Piotr: No dobra...Masz historię choroby? Wiki: (robiąc duże oczy) Historię? ( Na widok jej miny Falkowicz się tylko uśmiechnął i pokręcił glową) no..mam...mam...jest...jest. Piotr; No to pokaz. Wiki: No to chodźmy. Jest w lekarskim. (Wiktoria popchnęła delikatnie Gawrylę i szybkim krokiem odeszła z nim jak najdalej od Falkowicza. Profesor uradowany odprowadził ich wzrokiem po czym poszedł dumnie przed siebie z rękami w kieszeni i fartuchem zarzuconym na ramiona) (koniec motywu) Gabinet Hany. Lekarka wykonuje pacjentce USG. Kobieta; pani doktor...Tak sie ciesze na to dziecko. Tak długo czekałam. Hana: (patrząc na ekran monitora) spokojnie... kobieta: Wie pani..już nawet pozamawiałam różne ubranka. W sumie to może sie wydawać dziwne vo nie znam płci ani nic..no to pozamawiałam w dwoch kolorach...niebieskie i rózowe.(Hana popatrzyła z zaciekawieniem na kobietę) Wiem..Pani mysli ze mi odbiło. Ale jak człowiek jest szczęśliwy to nie mysli...(Hana odłożyła głowice z poważną miną) yY..Pani doktor? COs nie tak z dzieckiem? Hana: Ym...(zdejmując rękawiczki) Przykro mi... Kobieta: Ale... Hana: Ty nie jestes w ciąży... Kobieta; Co? hahhaha jak to nie jestem? Co pani mówi wgl do mnie? Straciłam dziecko? Hana: Nie...Ciąży nie było. Kobieta: Ale...Co? Nie..NIE! Ja żadam innego lekarza! Pani jest jakaś nienormalna! JA CHCE INNEGO LEKARZA!!! Hana: Spokojnie.. Kobieta: JA CHCE inNEGO LEkARZA!!! Hana: (podchodząc do biurka i biorąc telefon do ręki) Halo? Szymon? Możesz tu na chwilę przyjść? Tak..To dość ważne... Gabinet lekarski. Wiki kuca przy segregatorach a Piotr stoi nad nią. Wiki: Cholera no..Jestem pewna, ze gdzies tutaj kładłam te papiery... Piotr: Może jednak nie tutaj? Wiki: Nie no...(wstając i podpierając się pod boki) Nie wiem już sama...Przepraszam cię... Piotr; Nie no nie ma sprawy. Jakbyś znalazła je, to wiesz gdzie mnie szukać. (kierując się do wyjścia) Wiki: Jasne..Dziękuje...( odprowadzając Piotra po czym odetchnęła z ulgą i oparła sie rękami o blat biurka) Falkowicz: (wchodząc do lekarskiego, widząć wypiętą Wiki i przyglądając jej się) niech zgadnę...(na te słowa Wiktoria szybko sie odwróciła) nie znalazłaś dokumentów. Wiki: Y..No nie..Pewnie trafiły przez przypadek na inny oddział. Falkowicz: Yhyyyyy...A może do innego szpitala. Wiki: No..Może. Sądzisz ze kłamę? Falkowicz: Nie no skąąąd... Wiki: To dobrze...(chcąc wyjść, ale Falkowicz zagrodził jej drogę stając twarzą w twarz bardzo blisko niej.) Przepraszam? Falkowicz: A proszę...proszę...(odchodząc i pokazując wolną drogę) Wiki: Dziękuje. (wychodząc. Falkowicza podążył za nią) Falkowicz: (Idać koło niej korytarzem i się rozglądając) Co ty wyprawiasz? Wiki: Nie rozumiem? Falkowicz: Nie rozumiesz...Bawimy się w chowanego czy w berka? Wiki: Co? (zatrzymując się i stając naprzeciwko profesora0 Falkowicz: Zawsze się zastanawialem którą zabawę lubię bardziej...(chcąc jej rozpiąć najwyższy guzik przy fartuchu) Wiki: Andrzej! (uderzając go w rękę) Przestań... Falkowicz: No co? Nie podobało Ci się? Wiki: (rozglądając się) Nie o to chodzi...(zciszając glos) A jak ktoś zobaczy? Falkowicz: (robiąc smutną minę) No to byłoby upokarzające..Z reguły jestem wstydliwy... Wiki: (wywracając oczami) Nie żartuj... Falkowicz: ani trochę skarbie...(zblizając się do niej) Wiki: (oddalając się od niego i rozglądając się) przestań...Musimy to tutaj skończyć. Falkowicz: Skończyć? Wiki: No tak..Teraz i tutaj. Falkowicz: Teraz? Wiki: Tak! Falkowicz: (patrząc przed siebie i wzdychając) Tutaj?...Eh...A może tam? (pokazując głową na drzwi) Wiki: Co? (odwracając się w tamtą stronę i patrząc z powrotem na Falkowicza ledwo ukrywając śmiech) Ni...(rozglądając się po korytarzu) No dobra, ale szybko... (Wiki odwróciła się i wraz z Falkowiczem skierowali się szybkim krokiem do pobliskiego składziku. Falkowicz jeszcze się rozejrzał po korytarzu po czym zamknął za sobą drzwi) Korytarz. hana stoi przed swoim gabinetem. Za chwile wychodzi Szymon. Hana: No i? Szymon: No co? Urojona ciąża. Nadaje się na oddzial psychiatryczny...Typowe zaburzenia...(zaczyna się:https://oas.extrememusic/DownloadMu … t=audition) Hana: (wzdychając) Ostatnio mialam tak duzo do czynienia z matkami, które nie chciały mieć dzieci, że chyba zapomnialam, że istnieją jeszcze te inne..Można jej jakoś pomóc? jak ona sie teraz czuje? Szymon: Co ci bede mówil...Jest załamana..No ale może porozmawiaj z nią...Ale nie teraz. Daj jej czas... Hana: Jasne... Szymon: Hana...Tylko...Wiesz. Hana:(usmiechając sie) Wiem...Dziękuje. Szymon: Jakby coś to dzwoń. Hana: Bedę...(odprowadziła Szymona wzrokiem, po czym zwnou wróciły do niej wspomnienia o utracie dziecka.Oparła się o ścianę patrząc przez chwilę przed siebie. Zauważyła piotra. Gawryło spojrzał na nią, po czym spuścił głowe i poszedł przed siebie) (koniec motywu) Agata idzie korytarzem. Podbiega do niej pielęgniarka. Beata:pani doktor... Agata: O..No jestem. Beata: Przepraszam, ale nei spisała pani swojego dyżuru...A ordynator Latoszek to zawsze potem sprawdza. Agata: Nie spisałam? Naprawdę? Beata: No nie...Podając jej kartę.. Agata: Prze..(zaskoczona) Przepraszam...(wzdcyhając) To..to była ciężka noc. jeszcze raz przepraszam. Beata: (odchodząc) Oczwyiscie. Agata idzie przed siebie sama nie wierząc w swoje rozkojarzenie wynikające z tego co sie wydarzyło ostatniej nocy. Kierowała się w stronę pokoju lekarskiego kiedy nagle zauważyła Wiktorię wychodzącą ze schowka na pościel. Consalida nie widząc przyjaciółki włożyła na siebie fartuch i poprawiła włosy. Po chwili za Consalidą wyszedł Falkowicz dopinając marynarke i poprawiając fartuch na ramionach. Oboje skierowali sie jak gdyby nigdy nic w przeciwnych kierunkach, nie zauwazając nadal stojącej i bardzo zaskoczonej Agaty..
Posted on: Sun, 11 Aug 2013 20:37:41 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015