Obiecałam relację z wyjazdu na World Cup do Chin w Barrel Race, - TopicsExpress



          

Obiecałam relację z wyjazdu na World Cup do Chin w Barrel Race, więc w końcu siadam i piszę.... Różnica czasowa zrobiła swoje i jakoś trudno było mi się pozbierać... Kłaść się o 18:00 albo 20:00 myśląc że już środek nocy i budzić się o 4:00 rano, wędrując do lodówki i zajadając w najlepsze, bo już przecież pora na śniadanie... to może wykończyć nie tylko zdziwionych domowników :) Ale od początku... Zaproszenie na World Cup pojawiło się szybko i jakoś do końca nie mogłam uwierzyć w to, że mamy wyjechać do Chin!!! Dlaczego właśnie tam?!? Lekkie przerażenie i nasza wspólna droga z Gosia Pokój do stolicy w celu załatwiania wizy. I jakże wielkie zdziwienie: tylko mi nie mów, że ta kolejka to do ambasady..... Na szczęście wszystko poszło dobrze, nie obeszło się bez pomocy Borysa, który pomógł w odbiorze naszych przepustek do Chin :) i jak już wszystko załatwiłyśmy, to zgubiłyśmy się w Warszawie, ale zdarza się ponoć najlepszym... nadszedł dzień odlotu... i cała droga do Wrocławia minęła w zapytaniu, czy nasz dreamliner będzie miał wszystkie niezbędne części, nie tylko filtr paliwa... :) Pierwszy lot samolotem z Wrocławia do Warszawy minął spokojnie, a potem nadszedł czas na nasz boski wymarzony samolot :) i taki był. Naprawdę robi wrażenie swoją wielkością i wyposażeniem wewnątrz. W toalecie szczoteczki do zębów z adnotacją, zawierają pastę, wystarczy zwilżyć :) czy odświeżacze powietrza, kremiki do rąk, po telewizorki, które całą drogę męczyłam tworząc swoją playlistę i oglądając kolejne filmiki, bajki i gry... Lądowanie na olbrzymim lotnisku w Pekinie (Beijing) z malutkimi budkami telefonicznymi i kolejką wiozącą nas do dalszej części lotniska...niezapomniane. Cały czas zastanawiałyśmy się, czekając na chiński samolot mający nas zabrać do miejsca przeznaczenia, czyli Yinchuan, czy ktoś będzie tam na nas czekał? och jak te obawy były bezpodstawne...:)))) już w samolocie zobaczyłyśmy innych zawodników zmierzających w to samo miejsce, dziewczyny z Czech, ekipę z Węgier, Niemiec i Australii. A na miejscu przeznaczenia wielkie przywitanie, o jakim nie myślałyśmy... ekipa chińczyków z kamerą, aparatami fotograficznymi i tabliczkami World Cup... jeszcze nie minęła pierwsza ekscytacja a tu przed nami potężny 5-cio gwiazdkowy hotel.... zaparło dech z wrażenia i dobrze, że nie widziałyśmy miny Chińczyka (który tak zapatrzył się na Gośkę, że z wrażenia zaniósł nie tylko jej bagaż ale i mój) gdy zamknął drzwi naszego apartamentu i zaczęłyśmy krzyczeć jak małe dziewczynki... :) jak tu nie wrzasnąć, skoro trafił się nam wielki apartament, z podłogą w marmurach, dwoma rodzajami kapci, do chodzenia po marmurach i do kąpieli, wielką plazmą, komputerem, olbrzymią szafą z pięknymi różowymi wieszaczkami, żelazkiem, kilkoma szlafrokami i prysznicem, w którym spokojnie na raz mogłoby się zmieścić z 5 osób. :) No na takie luksusy, to nie byłyśmy przygotowane... Piękna słoneczna pogoda, 25-27 stopni, pierwsze spotkania organizacyjne, pierwsze spotkania z końmi. I tu kolejne zdziwienie. Zawody zorganizowane w samym środku potężnego stadionu, większego niż nasz narodowy...potężna arena, dobre podłoże... Trzeba przyznać, że Chiny przyłożyły się do organizacji. Każda ekipa dostała swój własny room, w którym mieliśmy kanapę, stół zastawiony przysmakami, napoje itp. Było to miejsce w którym w trakcie zawodów mogliśmy odpocząć, przebrać się, czy zjeść lunch. W tegorocznym World Cup wzięły udział 22 narody: Brazylia, Canada, Chile, Costa Rica, Mexico, Panama, Paragwaj, USA, Urugwaj, Wenezuela, Włochy, Słowacja, Czechy, Węgry, Belgia, Hiszpania, Francja, Niemcy, Chiny, Singapur, Australia i oczywiście POLSKA!!! Narody podzielono podczas losowania na gupy, po 3 narody w każdej. Polska wylosowała Kostarykę i Canadę. Niestety z każdej grupy mógł wyjść tylko zespoł jednego narodu. W naszym była to Kanada. Zanim zaczęły się zawody, mogliśmy oglądać przejazdy właścicieli i ich koni. Konie naprawdę szybkie, piękne i niestety siłowe. Konie z bardzo dobrych linii barrelowych, jednak przyzwyczajone do mocnej ręki pokazały niejednemu jeźdźcowi płci pięknej i nie tylko ile mają siły.... Mimo wszystko było to niesamowite doświadczenie i mimo stresu i adrenaliny, która nas nie opuszczała, było naprawdę super. Na pewno nie zawachałabym się przed kolejną taką wyprawą... Poznałyśmy mnóstwo wspaniałych ludzi, których łączy ta sama pasja, konie. Wszyscy byli bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. Zdrowa sportowa rywalizacja i doping dla każdego :) Piękna ceremonia otwarcia w cudnej oprawie muzycznej, pełne trybuny kibiców, którzy tak krzyczeli, że nie odczułam braku muzyki podczas startów... Wyjazd do Chin to oczywiście szał aparatów fotograficznych skierowanych na nas. czułam się jak jakaś gwiazda filmowa.... :) nie mogłyśmy przejść spokojnie żeby ktoś nie chciał zrobić sobie z nami zdjęcia... :))))) i chyba w całym moim życiu nie zrobili mi tyle zdjęć co podczas tych kilku dni... :) dobrze, że w Chinach facebook jest zablokowany, bo wszyscy oglądaliby mój dekolt.... :) a tak to jest szansa że będzie krążył tylko po chińskich czatach... a dokładnie rzecz ujmując, podbiegł do nas Chińczyk, pstryknął zdjęcie mojego dekoltu, bez twarzy, inkognito, powiedział że jestem egzotyczna i uciekł.... no cóż, pozostało mi zapiąć kurtkę pod samą szyję i chodzić mimo słońca pozapinana.... :)))) Chciałam podziękować Gosi za super jazdę na wylosowanych koniach i rozsądek, odwagę, by nie jechać za wszelką cenę, gdy koń jest wariatem i wozi mężczyznę jak lalkę na swoim grzbiecie.... :) dzięki za wspólne rozmowy wieczorne, pobudki poranne, i wspólne posiłki. Dzięki za wspólną zabawę. Niezapomniane kręgle z naszymi przyjaciółmi z Czech i Słowacji, Węgier i Włoch. Spróbowałyśmy chyba wszystkich trunków z każdego kraju, zaczynając od węgierkiego Unicom - thanks Josef :) po słowacką śliwowicę czy urodzinową whisky Gosi :) Za imprezę po finałach w hotelu Kempiński, gdzie tańczyliśmy do upadłego, parkiet był nasz. :) I już nawet nie przeszkadzało nam ostre jedzenie parzące samym dotykiem, bo przecież są owoce i słodycze.... i pyszny jogurcik z napisem Good Night od Pań sprzątających pokój.... przynajmniej wiem, że jedzenie chińskie w Polsce ma niewiele wspólnego z tym prawdziwym chińskim w Chinach :))) wszystko tam ma swój urok, nawet pałeczki, którymi jedzenie opanowałysmy do perfekcji i nie wyobrażałysmy sobie powrotu do domu bez zakupu owych pałeczek... Dziękujemy Thomasowi, prezydentowi NBHA w Chinach, który, gdy dowiedział się, że mamy czekać w Pekinie w drogę powrotną cały dzień i noc załatwił nam i zapłacił hotel, mówiąc, że nie pozwoli by takie dwie blondynki jak my zostały same w Pekinie na lotnisku na całą noc... :) to miłe.... :) dzięki temu mogłyśmy poznać nie tylko tą piękną stronę Chin, w której przyszło nam przebywać, przepełnioną luksusem, hotelami 5-cio gwiadkowymi, wożącymi nas wszędzie autokarami i chodzącymi za nami wolontariuszami co chwilę pytającymi czy czegoś nam nie brakuje, ale także raj taksówek i tych uboższych dzielnic, żeby nie powiedzieć slamsów Chin... spacer po chińskim centrum handlowym, pyszne ciastko przez pomyłkę w chińskiej Pizza Hut i masa wielu wspomnień, które pozostaną nam na zawsze... dzięki raz jeszcze dla wszystkich, oby więcej takich wyjazdów... zdjęcia do obejrzenia na naszych profilach.... :)
Posted on: Mon, 21 Oct 2013 20:25:09 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015