Oglądam sobie 4. sezon Boardwalk Empire i w sumie nie wiem co myśleć. Kiedy znajomi w ogóle powiedzieli mi że ten sezon powstaje, byłem w szoku. No przecież wszystko się już skończyło! Nucky skopał nowojorczykom dupy, Al pomógł, Chalky dostał swój klub, a Mickey Doyle zarządza nową destylarnią, która produkcją przyćmi wszystko co było dotychczas. Na czym tu budować fabułę? No i chyba mam rację, bo choć do końca sezonu jeszcze daleko, na razie jest nudno jak smok. Nucky potężny jest, choć tęskni za Margaret, najstarszy syn ex-szeryfa Eliasa wyrasta na kolejny fillerowy wątek, a walczący o czarną supremację doktor Valentin Narcisse to - owszem - barokowa postać i godna tego pełnego ciekawych bohaterów serialu, ale jakoś tak zupełnie nie na miejscu. Zmęczę to do końca, i o ile nie wybuchnie za chwilę bomba (w miarę możliwości zabijając przynudzających Richarda i panią Darmody, zdegradowaną z burdelmamy do heroinistki) to kończę na tym przygodę z Atlantic City międzywojnia. Bo ile można.
Posted on: Thu, 24 Oct 2013 08:57:01 +0000