Pani Hania, jak każda szanująca się pięćdziesięciolatka, - TopicsExpress



          

Pani Hania, jak każda szanująca się pięćdziesięciolatka, miała trzy życia, co łączyło ją z bohaterkami gier komputerowych. „Wynalazek szatana” – zwykła mawiać pani Hania o komputerze i innych niecnych uciechach cywilizacji. Na szczęście poza trzema życiami nic więcej nie upodobniało jej do uzbrojonych po zęby, długonogich seksbomb w rozmiarze 32 albo 34. Jak każda szanująca się kobieta, pani Hania nosiła 44, a po świętach nawet 46, uzbrojona bywała tylko w kuchni, siekając warzywa na zupkę. Czasem jeszcze musiała uzbroić się w cierpliwość, czekając na powrót Staśka, kiedy topił żale w miejscowym pubie. Ubrań, w których paradowały wirtualne dzierlatki, nie założyłaby nigdy w życiu. Biust i nogi powyżej kolan oglądała ukradkiem tylko ona, sprawdzając, czy ząb czasu nadgryzł już ciało solidnie. Stasiek też miałby szanse zlustrować to i owo, gdyby pani Hania zaszalała i odważyła się zapalić światło podczas wypełniania małżeńskiego obowiązku. Na taki wyczyn nie zdobyła się jednak z różnych względów. Przede wszystkim obawiała się, że ksiądz uzna ją za rozpustnicę podczas cotygodniowej spowiedzi. Pierwszym życiem pani Hani był dom, w którym, oprócz Staśka, mieszkali jeszcze córka z mężem i dwójką dzieci oraz syn. Pani Hania miała pełne ręce roboty. Gotowała, sprzątała, prała, uprawiała ogród i hodowała ptactwo domowe. Reszta domowników nie kwapiła się z pomocą, do czego pani Hania przyczyniła się bardzo, uważając, że wszystko zrobi najlepiej. Przez lata przyzwyczajała rodzinę do swojej samowystarczalności i teraz, kiedy sił czasem nie starczało, zbierała plony. Drugie życie pani Hani stanowiła przykościelna wspólnota, dająca jej siłę do walki z rzeczywistością. Spotkania odbywały się dwa razy w tygodniu i składały się z dwóch części: oficjalnej, przepojonej modlitwą i religijnymi naukami oraz nieoficjalnej, o bardziej towarzyskim charakterze. Ta druga część odbywała się w mniejszym gronie. Pani Hania zostawała z trzema przyjaciółkami pod pretekstem posprzątania salki, w rzeczywistości oddawała się gorącej wymianie poglądów. „Aldonce już całkiem się w głowie poprzewracało! Kto to widział, żeby w jej wieku takie krótkie kiecki nosić!”, „Ta córka Kowalskiej niby na studia poszła, a wygląda jak lafirynda. Ciekawe, z czego ona żyje w tym wielkim mieście?”, „A widziałyście ostatni odcinek „T jak tasiemiec”? To się porobiło, nie?!”. Czasem pani Hania przyniosła do domu jakiś nowy przepis, szczepkę cudownej roślinki, informację, że będą w końcu robić kanalizację. Pożyteczne więc były te spotkania, choć Stasiek śmiał się, słysząc tłumaczenia żony. Twierdził uparcie, że mogłaby w tym czasie upiec jakieś ciasto albo zrobić pranie, bo „brudne ciuchy z kosza wyłażą”. Dzieci też patrzyły krzywo na religijne praktyki pani Hani. Córka próbowała ją przekonać, że mogłaby zająć się wnukami, dając młodym szansę na rozrywkę, syn kręcił nosem, bo we wtorki i czwartki musiał sobie robić kolację. Wprawdzie matka szykowała posiłek po powrocie, ale o tej porze on akurat budował muskulaturę na siłowni. Pięknie później wyglądał, popijając piwko w cieniu drzew. „Młody bóg”, wzdychały na jego widok miejscowe panny, „bóg nierobów” – ripostowała siostra. Pani Hania miała jeszcze trzecie życie, najtajniejsze z tajnych. Czasem zastanawiała się, co powiedzieliby najbliżsi albo, nie daj boże, przyjaciółki, gdyby się dowiedzieli, że pani Hania ma marzenia. Co więcej, bardzo odbiegają one od życia numer jeden i dwa. W świecie fantazji pani Hania była szczęśliwą kobietą, która leży i pachnie, a wolnych chwilach cieszy się szacunkiem otoczenia. Nieodzownym elementem tego świata był przystojny, szarmancki mężczyzna, noszący ukochaną na rękach. Nie przeszkadzał mu w tym rozmiar 44, którego pani Hania nie mogła się pozbyć nawet w marzeniach. Fantazje pięćdziesięciolatki dalekie były od erotycznych podtekstów i kończyły się zazwyczaj, zanim gorące pocałunki przeszły w kolejną fazę. Tylko raz pani Hania straciła kontrolę i rozmarzyła się nieco namiętniej. Wielkie łoże, w którym wiła się z przystojnym oblubieńcem, pozwalało na rozwinięcie wyobraźni. A wszystko w blasku kryształowego żyrandola, dopełniającego obrazu rozpusty. Pani Hania długo zastanawiała się później, jak wyznać grzech w konfesjonale. Na szczęście Stasiek zabrał ją na zakupy do miasteczka, co wykorzystała także do oczyszczenia sumienia przed miejscowym księdzem. Pani Hania miałaby trzy życia do dzisiaj, gdyby nie „wynalazek szatana” i Unia Europejska. Z funduszu unijnego sfinansowano kurs komputerowy dla mieszkańców obszaru popegeerowskiego, na którym mieszkała kobieta. Twórcy programu liczyli, że nowe umiejętności zmienią życie ludzi i w przypadku pani Hani mieli rację. Początkowo opierała się ona zachętom sołtysa, ale kiedy do akcji promocyjnej wkroczył proboszcz, uległa. Stasiek kręcił nosem, twierdząc, że szaleństwa żony odbiją się na pracach domowych i przypominał jej o szatańskim rodowodzie komputerów. W rzeczywistości najbardziej się bał, że wyedukowana żona przestanie go szanować i słuchać. Pani Hania zważyła na szali autorytety proboszcza i męża. Z obliczeń wyszło jej, że ksiądz ważniejszy, więc zapisała się na kurs. Po dwóch miesiącach pani Hania zakończyła szkolenie i w zaciszu domowym wdrożyła w życie nowe umiejętności. Pana Tadeusza poznała na jednym z portali randkowych, odwiedzanych pod osłoną nocy. Ognisty romans miał początkowo wirtualny charakter, ale po pewnym czasie nabrał zdecydowanie realnego charakteru. Rodzina nie mogła zrozumieć, co się dzieje z panią Hanią, która jawnie ignorowała obowiązki domowe. Stwierdziła, że w domu każdy ma zdrowe ręce i może sobie ugotować, wyprać i posprzątać. Oświadczyła również, że kocha wnuki, ale ich wychowanie należy do rodziców, a syn mógłby w końcu wziąć się do roboty i wykorzystać swoją boską muskulaturę. Rodzina uciekła się do ostateczności, sprowadzając księdza, ale został odprawiony z kwitkiem. Pani Hania poinformowała proboszcza, że nie życzy sobie ingerencji w sprawy prywatne i zamknęła mu drzwi przed nosem. A dwa tygodnie później porzuciła życie numer jeden i dwa, wybierając sielską rzeczywistość u boku pana Tadeusza. Dzisiaj pani Hania, jak każda szanująca się pięćdziesięciodwulatka, ma tylko jedno życie, ale jakoś nie czuje się uboższa. Przestała snuć marzenia, bo wszystkie wcieliła w życie. Wprawdzie o noszeniu na rękach mogła zapomnieć z powodu dyskopatii partnera, ale i tak żyje szczęśliwie, błogosławiąc komputer, fundusze europejskie i portale randkowe. Ostatnio spotkała Staśka. Na początku nie chciał jej powiedzieć, co robi w miasteczku, ale w końcu wydusiła z niego, że zapisał się na kurs komputerowy.
Posted on: Sun, 01 Dec 2013 08:16:01 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015