Publikacja z 2007 r., ale pewnie wiele osób jej nie zna. Polecamy - TopicsExpress



          

Publikacja z 2007 r., ale pewnie wiele osób jej nie zna. Polecamy całość....Tu fragmencik. Łzy – jeśli z czymkolwiek kojarzy się dzisiaj Ukraina, to właśnie z nimi. Pewnie dlatego, że chowano nas na opowieściach dziadków. Ukraińcy dokonywali w nich szeregu okropności, mordowali Polaków w najbardziej wymyślne sposoby. W tych, które słyszałam ja, byli zdradliwi sąsiedzi, grabie, widły, siekiery, zaszywanie noworodków w brzuchach matek, dramatyczna ucieczka przez cmentarz, chowanie się w nagrobkach, wreszcie azyl w niemieckim pociągu, wiozącym, co prawda, na przymusowe roboty, ale przynajmniej dostatecznie daleko od Ukrainy. Matrimonium ratum sed non consumatum – mówi się o burzliwym polsko-ukraińskim związku. Trudno odpowiedzieć, kto tu od kogo naprawdę uciekał w 1943 i 1944 roku – Polska od Ukrainy czy Ukraina od Polski? W każdym razie nakarmionemu historiami wołyńskich i galicyjskich mordów Polakowi kraj ten wydaje się naprawdę dziwny: z jednej strony jest związany z najchwalebniejszą epoką Rzeczpospolitej, z drugiej – wielokrotnie okazywał się bardzo okrutny. Może, gdyby nie powtarzająca się od czasu do czasu krwawa czkawka, Ukraina kojarzyłaby się tak, jak kojarzyć się powinna: z Kozakami, którzy śmiali się śmierci w twarz i cieszyli na myśl o śmierci na palu, tylko po to, by przetrwać w dumkach – jakaż tu wiara w życiodajną siłę słowa! Jak pisze Kitowicz, żeby pokonać pięćdziesięciu nieustraszonych mieszkańców Siczy Zaporoskiej, Polacy potrzebowali dwustu czy trzystu ludzi. Inaczej nasze oddziały pozostawały bez szans w zmaganiach z tymi lotnymi, odważnymi aż po bezczelność kresowymi wojownikami, działającymi tylko i wyłącznie dla jednej pani – sławy. Do dziś trudno jest pojąć, jak i dlaczego – nie bez udziału moskiewskich palców – z tych pogranicznych harcowników typu Dymitra Wiśniowieckiego powstało żądne łupu hajdamactwo, wreszcie realizatorzy idei plebejskiej krwawej rewolucji – opiewanej przez Szewczenkę, a zrealizowanej przez Banderę. Kiedy tam pojechać, trudno obronić się przed poczuciem, że to właśnie na Ukrainie bije serce Rzeczpospolitej – z przepysznym Lwowem i szeregiem kresowych miasteczek: Żółkwią, Ostrogiem, Korcem, Wiśniowcem, Klewaniem czy Ołyką. To tam znajduje się Krzemieniec, wznoszą się mury Chocimia, tam wreszcie triumfująca ręka Rzeczpospolitej postawiła na kamienieckim minarecie figurę Niepokalanej. Wszystkim tym miejscom nie odebrała świetności nawet planowa sowiecka polityka zalewania betonem parków czy tworzenia magazynów i szpitali dla chorych umysłowo w pałacach i zamczyskach. Ukraińcy, zwłaszcza w zachodniej części kraju, nauczyli się jednak kojarzyć polskość z opresywnością. Wskutek szeregu meandrów historii przedłożyli kryterium etnografii nad wspólną tradycję wielonarodowej Rzeczpospolitej. Właśnie dlatego zabytki z jej okresu niszczeją – Ukraińcy nie czują się za nie odpowiedzialni, chociaż w większości były dziełem ruskiej (acz spolonizowanej) szlachty. Zachodni Ukraińcy swoją tożsamość zbudowali głównie poprzez zanegowanie tego, co polskie. Z tego powodu, podróżując po Lwowszczyźnie czy Wołyniu, trudno nie czuć się czasem jak zwiedzający byłe posiadłości swojego kraju eks-kolonista. Może jednak przez to, że coraz więcej nas łączy, zmienią się zakonserwowane przez ZSRR pojęcia, które na przełomie XIX i XX wieku wykształcili ukraińscy intelektualiści. Być może czeka nas stopniowa (chociaż obecnie jeszcze arktyczna) odwilż?
Posted on: Wed, 13 Nov 2013 15:47:41 +0000

Trending Topics




© 2015