Romuald Mioduszewski. Góra gór. tom2 Święta góra. (20) - TopicsExpress



          

Romuald Mioduszewski. Góra gór. tom2 Święta góra. (20) Jakiś czas szli obok siebie, trzymając się za ręce, nic do siebie nie mówiąc. Grube dywany tłumiły ich kroki. Przechodzili przez wysokie, ciemne korytarze, gdzie na ścianach wisiały wiekowe, poczerniałe od starości obrazy, idąc pod okrągłymi łukami sklepień i mijając pseudo-klasycystyczne rzeźby i posągi, ciężkie marmurowe kolumny, a także równie jak się zdawało ciężkie zasłony, z grubego pluszu, zasłaniające czasem jedynie gołe ściany, a czasem, stare pociemniałe boazerie. Ściany często zdobione były gipsowymi ornamentami w kształcie liści i imitującymi winorośl girlandami. Mijali też korytarze jasne, pełne wielkich, czysto umytych okien i kryształowych ogromnych luster w zdobionych złoconymi płaskorzeźbami ramach, zawieszonych na ścianie do okien przeciwnej. Tak jak wszędzie tutaj, w tym hotelu-pałacu, wysoko nad nimi wisiały ozdobione wyblakłymi już plafonami, okrągłe łukowe sklepienia, zdobne wymyślną sztukaterią, i umieszczonymi poniżej fryzami, gzymsami i stiukami. Co jakiś czas nad ich głowami pojawiał się ogromny kryształowy żyrandol, lśniący niezliczoną ilością jasno świecących żarówek i tysiącami rozbłysków w zdobiących go kryształach. Idąc przed siebie przechodzili obok poustawianych w regularnej od siebie odległości, wielkich drewnianych donic z obsadzonymi w nich tropikalnymi ro-ślinami i kwiatami. W głębokiej ciszy pojawiały się przed nimi opustoszałe salony i galerie. Przechodzili, przez pojedyncze, wielkie i wysokie sale podparte stylizowanymi na starożytność, smukłymi kolumnami, w tym także piękną salę koncertową, gdzie niewielka, kameralna orkiestra hotelowa grała utwory muzyki klasycznej. Akurat grano, „Arię na strunie G” Jana Sebastiana Bacha. Na chwilę zatrzymali się, aby w skupieniu wysłuchać wspaniałej muzyki. Muzycy grali naprawdę dobrze. Starając się zachować zupełną ciszę cichutko usiedli na nie-wielkiej ławeczce w podcieniu sali. Po „Arii na strunie G” orkiestra kolejno za-grała „Ave Maria” Schuberta i ponownie Bacha, Toccatę Fugę G – mol. – Boże jakie to piękne – powiedziała Maria – uczucia jakich doznaję słuchając tego, po prostu wyciskają mi łzy z oczu. – Tak Mario, to jest naprawdę cudowne. Przechodzili również, przez zespoły wielkich sal, łączonych w amfiladzie, gdzie wszystkie drzwi umieszczone były, na osi linii prostej. W końcu tak razem wędrując opuścili budynek, wychodząc na wielki taras, wyłożony wielkimi, oszlifowanymi płytami z szarego granitu. Z tarasu tego można było zejść, po monumentalnych marmurowych schodach, do olbrzymiego hotelowego ogrodu. Bardzo szerokie schody, obramowane były z obu stron, ciężkimi kamiennymi barierkami, opartymi na równie ciężkich, kamiennych kolumienkach. W miejscu gdzie zaczynały się schody, stała wykuta z marmuru duża rzeźba, grupująca dwie ludzkie postacie i psa. Rzeźba obrazowała mężczyznę w stroju antycznym i wieńcu laurowym na głowie, pokazującemu coś w dali, wyciągniętą przed siebie ręką. Trochę z tyłu za nim, widoczna była postać młodej kobiety zasłaniającej dłonią oczy. Obok nich stał pies. Maria i Henryk, zeszli po tych wielkich, wachlarzowato ku dołowi rozsuwających się schodach i wkroczyli na teren ogrodu. Ogromny obszar ogrodu pokrywał krótko strzyżony, wspaniale zadbany, intensywnie zielony trawnik, poprzecinany białymi alejkami, wysypanymi drobnym, różnokolorowym żwirem. Idąc jedną z nich, posuwali się wzdłuż długiego, na co najmniej dwieście metrów stawu, mijając przystrzyżone na kształt piramid, rozstawione co kilka-naście metrów, wysokie na trzy metry, krzewy gęstego żywopłotu. W połowie sadzawki czy też może raczej stawu, architekt projektujący ten nieco zbyt pretensjonalny ogród, ustawił ogromną fontannę, wyrzucającą wysoko w górę wielkie masy wody. Ta opadając w dół, rozbijała się na miriady drobniutkich kropelek, rozszczepiających w sobie światło słoneczne. Powstawała przy tym zjawiskowo piękna, wielobarwna tęcza. Szli tak przed siebie trzymając się za ręce. W pewnej chwili Maria, prze-rwała ich milczenie: – O tym, że mamy się tutaj spotkać, dowiedziałam się już dosyć dawno, chyba już nawet kilka lat temu, dokładnie jednak z podaniem konkretnej daty, nie dalej niż przed dwoma miesiącami. Oszołomiło mnie to wtedy całkowicie. Nie wiedziałam zupełnie, co się ze mną dzieje. Chwilami myślałam, że oszaleję, ale potem jakoś jednak, gdy minęło nieco czasu, zdołałam się nieco uspokoić. Bardzo tego spotkania pragnęłam, ale też bardzo się go obawiałam. I wiesz Hen-ryku, co się wtedy stało. Popadłam w istną obsesję. Postanowiłam sobie, że żeby nie wiadomo co się działo, muszę się Tobie jeszcze raz oddać. Raz jeden tylko, po raz już ostatni w życiu. Tak mnie to opanowało, że po prostu nie potrafiłam o niczym innym myśleć. Cały czas kombinowałam, jak do tego doprowadzić, jak wymknąć się spod kontroli Twojej żony, a i Ciebie do tego skusić, co jak się spodziewałam, nie musi być wcale takie łatwe. Spójrz, nawet zdobyłam odpowiednie do tego tabletki – mówiąc to, pokazała mu przezroczyste pudełeczko, pełne niewielkich, jasno czerwonych kapsułek. Ten co mi je sprzedał, zapewniał mnie, że ich skutek jest absolutnie gwarantowany i że w winie rozpuszczają się one, dosłownie w ciągu kilku sekund, nie zmieniając jego smaku. Jeszcze jak jechałam tutaj, myśl o tym była dla mnie najważniejsza. Tak było aż do chwili, kiedy znów zobaczyłam Ciebie. – Maria szła obok Henryka, trzymając jego rękę w swojej dłoni ale na jej twarzy nie było już widać radości, teraz malowały się na niej delikatny smutek i cicha rezygnacja: – Widziałam wtedy tylko Ciebie, bo Twojej żony, nie zauważyłam wcale. Pewnie jej się to zdarzyło po raz pierwszy w życiu, bo to ona przecież zawsze przede wszystkim, zwraca uwagę wszystkich. Ale właśnie wtedy, w chwili gdy ujrzałam Ciebie nagle zrozumiałam, że to co sobie wymyśliłam, czym żyłam od jakiegoś czasu nie ma najmniejszego sensu. Więcej nawet, zrozumiałam w błysku nagłego olśnienia, że gdyby do tego doszło, na takich jak to sobie zaplanowałam warunkach, to w ten sposób, skalałabym wszystko to, co się pomiędzy nami wydarzyło. Złamałabym i skalała w ten sposób swoje święte sacrum – mówiąc to Maria, silnym ruchem ręki wyrzuciła przezroczyste pudełko tak, że upadło ono, w sam środek sadzawki. – Maria prowadziła wzrokiem lecące w powietrzu pudełko, a gdy z cichym pluskiem wpadło do wody i niemal natychmiast zatonęło, uśmiechnęła, się: – No a teraz naszym tak dostojnym hotelarzom, rybki mogą się bardzo rozmnożyć. Chyba nie będą z tego powodu niezadowoleni. – na chwilę na twarzy Marii pojawiła się wesołość. Trwało to jednak krótki moment tylko bo już po chwili, powrócił na nią wyraz cichej melancholii. – Tak to właśnie było Hen-ryku. Teraz Danusia może być już o Ciebie spokojna, już żaden zamach na Twoją część, z mojej strony, Ci nie zagraża. Bo tak naprawdę, to ona się trochę chyba, mimo wszystko niepokoiła. Ty pewnie też. – Co do Danusi, to pewnie masz rację, nic mi co prawda na ten temat nie mówiła, ale wiem, że to nasze spotkanie przeżywa ona nie mniej od nas samych. Ale ja kochana Maju, wcale nie chcę się czuć bezpiecznym, tak bardzo lubię się opierać, czy nie pamiętasz, ile czasu Ci się wtedy opierałem. – pozornie wesoło powiedział Henryk. – Po tych tabletkach, nie miałbyś żadnych szans, wtedy i Baba Jaga mogłaby z Twoją żoną rywalizować. – poważnie powiedziała Maria biorąc obie ręce Henryka w swoje dłonie i stając naprzeciw niego. Stali tak dłuższą chwilę, patrząc sobie głęboko w oczy. Potem znowu ruszyli do przodu i trzymając się za ręce przechodzili przez gęstwinę drzew i krzewów. Chodzili tak dość długo, opowiadając o sobie. Trochę wspominali. Dawno minęło południe i nadeszła pora obiadu. – No chyba już czas wracać, niedługo pora obiadu – w pewnej chwili po-wiedział Henryk. – Tak, ale z tym zamawianiem lepiej się trochę wstrzymajmy, jeszcze po-czekajmy na naszych najbliższych. Miała Maria rację, mówiąc w ten sposób. Gdy wreszcie po dwóch niemal godzinach spóźnienia, zjawiła się żona Henryka z jego synem, byli oni już bardzo zaprzyjaźnieni. Okazało się, że zamiast jak to pierwotnie zamierzali, chodzić po mieście zwiedzając je, udali się prosto na plażę i tam kąpiąc się i opalając, bawili się tak doskonale, że zupełnie stracili poczucie czasu. Stąd też wy-wodziło się, to ich duże w efekcie tego spóźnienie. W czasie oczekiwania na przyniesienie obiadu, Henryk-junior, przysunąwszy się do ojca, powiedział mu do ucha: – Nie spodziewałem się ojcze, że Twoja żona, ma ciągle tak wspaniałe ciało i cudowną figurę. – I słuch także. A co do Twojego stwierdzenia, to powiedz mi mój chłop-cze, kto może o tym wiedzieć lepiej od niego – Wykrzyknęła ze śmiechem Danusia, dając w ten sposób pełny dowód, że wspaniały ma także słuch, tak dobrze słysząc, nie przeznaczone dla niej słowa. – A czy wiecie, – kontynuowała Danusia – że gdy tak razem szliśmy, wszyscy się za nami oglądali. Pewnie myśleli, jak takiej starej babie, udało się złowić takiego młodego i przystojnego chłopca. – Nie skąd, to było zupełnie inaczej – żartobliwie przekomarzał się z nią syn Henryka – To raczej wszyscy zastanawiali się, jakim cudem komuś takiemu jak, takiemu zwyczajnemu, szaremu brzydalowi udało się poderwać, tak wspaniale piękną kobietę. Słysząc to Maria podsumowała ich dyskusję; – Naprawdę jest cudownie, jestem tak bardzo szczęśliwa. Ale, ale, jak się zdaje niosą nareszcie ten nasz mocno spóźniony obiad. Zaraz po obiedzie, Henryk i Danusia, pożegnali się z Marią i synem po czym na kilka godzin, rozstali się z nimi. Umówili się, że spotkają się ponownie o godzinie siódmej wieczorem, na kolację, ponieważ na godzinę dwudziestą, zaplanowano w hotelu jakieś nadzwyczajne podobno atrakcje, z muzyką, tańcami, jedzeniem i piciem, a także wielkim pokazem sztucznych ogni. Gdy małżeństwo Vincentów powracało do swojej willi, Danusia zapytała Henryka mówiąc po prostu: – No i jak tam było, mój mężu ? – To było bardzo potrzebne spotkanie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Szczerze mówiąc, ja sam dopiero teraz to wiem a tak dobrze. – Ja nie o to pytam. Moje pytanie jest znacznie bardziej konkretne, ja po prostu chciałabym wiedzieć, czy nie było jakichś zamachów na Twoją cnotę, naturalnie jeśli mi zechcesz na to odpowiedzieć. – Henryk usłyszawszy to, uśmiechnął się, ale spojrzawszy na swoją żonę od razu zorientował się, widząc jej niespokojną twarz, że bardzo ona to co się teraz dzieje przeżywa i że być może wcale nie jest tak do końca pewna swego. Postanowił rozładować jej nie-pokój mówiąc żartobliwie: – Nic takiego nie było, choć pierwotnie, rzeczywiście taki zamach był planowany. Teraz jednak Maria obejrzawszy mnie sobie dość gruntownie stwierdziła, że już dla niej jestem o wiele za stary, a więc strupieszały i nie apetyczny i że tak prawdę mówiąc, to już się chyba w ogóle do tego nie nadaję. Dlatego też, po krótkim namyśle zrezygnowała ze mnie. – Tere, fere, przecież widziałem mój kłamczuchu jak Ciebie pożerała wzrokiem. Wiem dobrze że ona nadal Ciebie kocha i że to co zobaczyła teraz, tylko jej miłość jeszcze utwierdziło. Zapominasz chłopcze, że ja też jestem kobietą i wiem doskonale, co może czuć inna kobieta. A w dodatku, w twarzy Marii można czytać jak w książce. – Dobrze, dobrze a co Ty myślisz, że tylko ty masz monopol na zazdrość. Powiem Ci, że ta Wasza komitywa z moim synem, nie bardzo mi się podoba. No a poza tym, może byś mi powiedziała, jak to było z tym ciałem. Czy on aby nie za wiele go zobaczył. – Nie Henryku, pardon Heniu – Henryk zmarszczył się. – widział go dokładnie tyle, ile trzeba... w tych oczywiście okolicznościach Ale wiesz co mój drogi mężu, mamy przecież chwilkę czasu. Chyba trzeba by sprawdzić, jak to u Ciebie jest z tą twoją żywotnością. Jeśli coś tam jednak było, to się to w tej próbie nie ukryje. Wieczorem państwo Vincent, luźni i odprężeni, znowu zajechali taksów-ką, przed luksusowy hotel. Maria z synem, czekali już na nich w swoim apartamencie, oboje przebrani w stroje wieczorowe, w tym Maria w tak wspaniałej kreacji, że nawet taki znawca i ekspert, od spraw elegancji i szyku, jak żona Henryka, aż gwizdnęła z podziwu, mówiąc: – No, no Mario, ależ Ty się potrafisz ubrać. Skąd w takim Ernst ... – Ano widzisz moja ... Jak to Cię, ci twoi górale nazywali, a już pamiętam, Piękna Pani – tak to było Henryku ? No więc moja Piękna Pani, my w Ernst, też coś jeszcze potrafimy. Prawdę jednak mówiąc, to nie tak całkiem w Ernst. Oni ci poczciwcy z tego malutkiego miasteczka, chyba nieco inaczej na te sprawy patrzą. Brak im szerszej perspektywy zapewne – powiedziała żartobliwie się uśmiechając. Poza tym wiesz przecież, że i ja też trochę świata zwiedzi-łam. Trochę się też uczyłam i coś tam wiem, może nie za wiele, ale jak mi się zdaje, na to aby wiedzieć jak się dobrze ubrać, zupełnie wystarczająco. Czyż nie tak, żono mojego serdecznego przyjaciela? Po sutej kolacji z wszelkimi szykanami, tak charakterystycznymi dla tego hotelu, o godzinie dwudziestej rozpoczęły się, wcześniej zapowiadane atrakcje. Henryk pomyślał, że zapewne musiało to hotel sporo kosztować, ale również, że biorąc pod uwagę jak słone w nim były ceny i jak wielu naraz obsługiwał pensjonariuszy, na pewno mógł on sobie na to, bez większego trudu pozwolić. Poza tym, na pewno nie robiono tego, bez kupieckiego wyrachowania. Danusia tak jak i poprzednio zostawiając Henryka z Maria samym sobie, porwała Henryka-juniora, mówiąc przy tym tajemniczo, że musi go koniecznie jeszcze paru, dość istotnych rzeczy nauczyć, patrząc przy tym ze sprytną miną na Henryka-ojca. Opatrzyła to jeszcze dodatkowym komentarzem: – A teraz ty Mario, zaopiekuj się tym zramolałym staruszkiem. Ale nie obiecuj sobie po nim zbyt wiele. On już niestety bardzo skrzypi. Wiem to doskonale, bo dziś już to sprawdzałam. Maria nie wyglądała na zachwyconą, słuchając tego, dość dwuznacznego żartu Danusi, co widząc Henryk żartobliwie skomentował: – Mam nadzieję, że ta zupełnie nienasycona pogromczyni męskich serc, nie zrobi dzisiaj zbyt wielkiej krzywdy, naszemu dziecku. Na co Maria odrzekła z udaną powagą: – No nie wiem, jeśli ona mówi prawdę i jeśli Ty rzeczywiście już tak bardzo skrzypisz, to nie byłabym tego na Twoim miejscu, tak bardzo pewna. – po czym obydwoje roześmiali się. Tymczasem korzystając z ciepła i pięknej pogody, w hotelowym ogrodzie tuż obok wspaniałej fontanny, ułożono na trawniku wielki parkiet dla tańczących, a w jego pobliżu zainstalowała się hotelowa orkiestra, od razu rozpoczynając granie. Pierwszym utworem jakim uraczyła ona licznie zebranych wielbi-cieli tańca i zabawy, było klasyczne, „Nad pięknym modrym Dunajem” Johanna Straussa, a tuż po nim zabrzmiał „Czardasz” Montiego i dalej już szły, kolejne inne utwory podobne do nich w charakterze i stylu. Wzdłuż brzegu długiego stawu, tuż nad samą wodą poustawiano stoły, zastawione wyszukanym jedzeniem, piciem i alkoholami. Niebawem w górę wystrzeliły pierwsze tej nocy ognie sztuczne. Orkiestra może nie składała się z muzyków wirtuozów, ale słychać było po ich rzetelnej i solidnej grze, że znają się oni na tym co robią, na-prawdę dobrze. Henryk i Maria usiedli na białych, bardzo wygodnych jak wszystko tutaj, wyplatanych trzcinowych fotelach, tuż w pobliżu lśniącego tysiącem świetlanych odbić, lustra wody stawu. Przyglądali się temu co się działo, słuchając przyjemnej muzyki i popijając szampana z trzymanych przez siebie ozdobnych kielichów. W pewnej chwili Maria zapytała Henryka, czy nie miał by ochoty z nią zatańczyć. Na wielkim parkiecie w chwili gdy dołączyła do nich nasza para, uwijało się już sporo wyelegantowanych par. Odtańczyli kilka kolejnych tańców, po czym troszeczkę zmęczeni usiedli z powrotem, na tych samych miejscach. Gdy to uczynili Maria uśmiechając się zauważyła: – Nie masz Ty mój ukochany, jednak do tego talentu. Twój taniec nadal nie jest mimo wszystko doskonały, choć chyba jednak nieco lepszy niż przed laty. Hals tańczy teraz, mimo wszystko nieco lepiej od Ciebie. Pracował nad tym intensywnie, jako że było mu to potrzebne do celów reprezentacyjnych. Miał nawet do tego przez pewien czas, specjalnego nauczyciela. Czegoś się jednak jak widzisz, na tym burmistrzowaniu przecież nauczył. Ale jaka to jednak różnica, wirować z nim i z Tobą. Tego nie wyrówna, żadna taneczna sztuka. Po-za tym zresztą, nie jest on przecież żadnym wirtuozem. – Niedługo potem dy-rekcja hotelu, wypiła z uczestnikami zabawy, toast szampanem w intencji ich zdrowia. Szampan, był naprawdę doskonały. Mimo późnej pory, nadal było bardzo ciepło, tak że wygalowani uczestnicy fety bogaczy, mieli idealne wprost warunki do przedniej zabawy. Tym razem także pogoda, służyła bogaczom, jak zwykle zresztą. Maria z Henrykiem jakiś czas jeszcze obserwowali hotelową fetę. Szukali wzrokiem swoich najbliższych, ale nie udało się im ich dostrzec. Po jakimś czasie, gdy już napatrzyli się do syta uznali, że pora się przejść. Zanurzyli się w chłodny mrok wieczoru. Idąc tak mijali różnych, nie znanych sobie ludzi. Teraz nareszcie odnaleźli się Danusia i syn Henryka. Co jakiś czas migały im z daleka, ich rozbawione twarze ale nie zdarzyło się, poza jednym, jedynym przypadkiem, aby spotkali się z nimi bezpośrednio. Przechadzając się, Henryk i Maria odeszli trochę na ubocze, nieco oddalając się od głównego terenu zabawy. Z daleka widzieli rozświetlone sylwetki tańczących i bawiących się ludzi. Słychać też było, nieco tylko przytłumione odległością, dźwięki muzyki. Czasem oparci o siebie, a czasem tylko trzymając się za ręce spacerowali chłonąc niezapomniany nastrój wieczora i także własną bliskość. Panująca między nimi od dłuższego czasu ciszę, przerwał wreszcie Henryk mówiąc: – Czy wiesz Maju – Maria usłyszawszy Henryka, przerwała mu wpatrując się w niego uszczęśliwionym wzrokiem – O Boże, wreszcie sobie to przy-pomniałeś. No tak, teraz naprawdę w pełni zasłużyłeś sobie na nagrodę – po czym Maria objęła Henryka, i ucałowała z całą mocą jego usta. Pocałunek był długi i tak samo namiętny, jak te którymi Maria obdarzała Henryka przed ćwierćwieczem. Kiedy wreszcie Maria wypuściła Henryka z swego uścisku, lekko jeszcze zdyszana wpatrywała się w jego twarz, spojrzeniem pełnym głębokiej miłości. W oczach miała łzy, kilka z nich spłynęło już po jej policzkach, zostawiając po sobie mokry ślad. Po chwili Maria otrząsnęła się z nastroju jaki ją porwał, a na jej twarz powrócił spokój. Odsunęła się od niego o krok, po czym z kpiarskim uśmiechem, pomachała mu przed nosem palcem mówiąc: – No ale teraz na tym dosyć, nie obiecuj sobie zbyt wiele. Zdaje mi się jednak, że chyba Ci przerwałam, wydaje mi się nawet, że chciałeś mi coś być może dla nas ważnego powiedzieć. – No właśnie Maju, czy teraz znowu dostanę prezent. – Przestań sobie żartować, mów co zacząłeś. – No dobrze, chciałem Ci właśnie powiedzieć, że bardzo zdziwiłem się, dowiadując się o Waszej przyjaźni, Twojej i Danusi. Zabrzmiało to dla mnie w pierwszej chwili, zupełnie nieprawdopodobnie. Wiem przecież jaki by twój stosunek do niej. Ty ją po prostu nienawidziłaś, nie kryłaś tego przecież. – Masz zupełną rację tak właśnie było. Zadecydowała o tym dosłownie jedna chwila, która wszystko zmieniła. Mówiąc szczerze, to ja sama dobrze nie wiem jak do tego doszło. Danusia zjawiła się u mnie, jakoś tak niedługo po naszym rozstaniu. Bardzo się prawdę mówiąc wtedy zdziwiłam, widząc ją u nas w domu. Szczerz mówiąc był to dla mnie prawdziwy wstrząs. Była bardzo miła i serdeczna, zupełnie nie reagując na moją wobec siebie agresywność. Bo widzisz gdy ją wtedy u siebie, w swoim domu zobaczyłam to, to co do niej w tym momencie czułam, naprawdę było bardzo dalekie od uczucia przyjaźni. Ale w chwilę później to ona właśnie powiedziała mi, o mojej ciąży z Henrykiem. Nie mam zupełnie pojęcia, skąd o tym wiedziała, no ale ona wie przecież, o najprzeróżniejszych rzeczach i sprawach. Potem już to, zupełnie przestało mnie dziwić. Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam o tym, że to jest taka ważna figura. Jaśnie Pa-ni Ekscelencja. Myślę, że to właśnie to, co mi ona wtedy powiedziała o mojej ciąży i moja wielka radość z tego powodu, tak nas bardzo do siebie zbliżyły, że niewiele myśląc, zaprosiłam ją do siebie na kilka dni, proponując jej gościnę u siebie. Poza tym, to była przecież przyjaźń dwóch porzuconych kobiet i to po-rzuconych, przez tego samego mężczyznę. Ciebie już przecież nie było a ja wte-dy myślałam, że ciebie nie ma tak dla mnie, jak i dla niej. To jak myślę, chyba o wszystkim zadecydowało – Henryk pomyślał; tu było akurat odwrotnie, przecież to Danusia mnie zostawiła – Bo ona też wtedy była od Ciebie bardzo daleko. Tak chyba było Henryku ? – Tak właśnie było. Zeszliśmy się ponownie, dopiero w siedem lat później. To jednak szmat czasu tym bardziej, że przecież podczas tych długich lat, nie spotkałem się z nią, ani razu. – No właśnie. Ale ona mnie wtedy trochę jednak oszukała, jeśli to można tak nazwać. W każdym razie, jakby tego nie nazwać, powiedziała mi wtedy, nieprawdę. – Jak to Maju – Henryk bardzo dobrze znał tę historię, ale co mógł teraz innego powiedzieć. – Powiedziała mi wtedy, że nigdy nie da Tobie tego, co ja Ci dałam. To znaczy, że nigdy nie urodzi Ci dziecka, a przecież później urodziła Ci syna. Mówił więc nieprawdę. – Nie myślę Maju, żeby ona Ciebie wówczas chciała oszukać. Dokładnie tak właśnie to wtedy wyglądało. To że później wszystko się zmieniło, a Danusia w końcu została moją żoną, było skutkiem tego, że Ona zmieniła swoje pierwotne ustalenia. Decyzje normalnie mające charakter niczym nienaruszalnych praw i kanonów. Jak wielkim to było dla wszystkich zaskoczeniem, niech ci o tym powie fakt, że zdarzyło się to w ogóle po raz pierwszy w historii. To była rzecz, absolutnie bez precedensu. Powiedz mi Maju, skąd Danusia wówczas mogła wiedzieć, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Danusia twierdzi, że to siła naszej miłości tak na Nią wpłynęła. Może tak i było, ale ja myślę, że Ona przede wszystkim ją samą pokochała, bo ten jej tak bardzo dla wszystkich sensacyjny awans, kiedy jako zupełnie jeszcze młoda i niedoświadczona dziewczyna, została przez nią wyróżniona, jako jedna z najważniejszych, jeśli nawet nie najważniejsza u niej osób. Do dziś jej to tam pamiętają i jej tego zazdroszczą – Henryk po chwili zrozumiał, że znowu powiedział zbyt wiele. – Wasza wzajemna miłość, – głuchym, matowym głosem powtórzyła po nim Maria. – Ja to wiem Henryku, – Maria kontynuowała posępnie – Ja już wtedy, kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłam na tym słynnym balu w Ernst, taką wspaniałą i piękną, niczym kula blasku gwiazd, ja już wtedy zrozumiałam, że wy obydwoje jesteście dla siebie stworzeni. To było po prostu fizycznie odczuwalne i żadna argumentacja, nie była w stanie tego zmienić. Gdy to w pełni zrozumiałam, omal się nie zabiłam. Ty tego nie wiesz, ale tak było naprawdę. Ja rzeczy-wiście mogłam to wtedy zrobić i po prawdzie nie tak wiele brakowało, abym to rzeczywiście zrobiła. To Hals mnie wtedy uratował, albo też w dużym stopniu się do tego przyczynił. Choć tak prawdę mówiąc, ja i wtedy nie straciłam całkiem nadziei na Twoją miłość. Tak jakoś jest, że człowiek czasem wierzy w coś, co pozornie wydaje się nierealne. Niby wiedziałam na pewno, że jest to niemożliwe, ale tam gdzieś w głębi duszy, paliła się iskra nadziei. A potem i tak Ciebie miałam, na przekór tej jej wyniosłej piękności. Byłeś tylko mój i więcej po-wiem; czułam, że Ty także mnie kochasz. Boże mój, jak ja Ciebie bardzo wtedy kochałam, jak ja nadal Ciebie kocham. To jest po prostu, nie do zniesienia – Maria cała pochłonięta bezpośrednim przeżywaniem, mówiła trochę chaotycznie, skacząc czasem, z tematu na temat. – mój Boże, cóż to były za cudowne noce. Ale też przyszło mi, gorzko za to zapłacić. – Maju kochana, nie rozpamiętuj już tego tak bardzo. Przecież teraz jestem znowu przy Tobie. – Tak ale gdy ten wieczór się skończy, znowu położysz się ze swoją piękną żoną, do jednego łóżka. Może pójdziesz już spać, ale może ona nie będzie jeszcze miała ochoty na sen i zacznie Cię dotykać całować i pieścić, a potem ... – Maria bardzo cierpiała, to było bardzo widoczne. Na jej twarzy gościł gorzki wyraz smutku, zawodu i rozczarowania: – Nie Henryku, Ty nie zrozumiesz tego, to może pojąć tylko, bardzo kochająca kobieta. Ja wiem, że to wszystko jest chore, ale inne już być nie może i nie będzie. Wracajmy tam, może oprócz tych swoich nadzwyczajności i frykasów, mają tam też zwyczajną wódkę. – Mieli i to dużo, a Marii i Henrykowi, jej nie pożałowali. Oboje niestety, nieco jej nadużyli i Danusia odwożąc Henryka z powrotem do ich willi, patrzyła na swojego męża, z wyraźnie widoczną dezaprobatą, dodatkowo to komentując: – Zalałeś się mój chłopie, a przecież mówiliśmy sobie, że nigdy tego żadne z nas nie zrobi osobno. – twarz miała szarą i zmęczoną, teraz lata przez nią przeżyte, zaczynały być bardziej widoczne. To spotkanie jej męża z jego dawną kochanką a jej przyjaciółka, było dla niej bardzo ciężką próbą. Teraz kiedy wracała do domu, zmęczona po całym dniu, było to po niej widać bardzo wyraźnie. Całodzienne napięcie, dawało o sobie znać. Gdy uświadomiła sobie, że to był dopiero pierwszy dzień, pokręciła głową, jakby powątpiewając, czy zdoła to wszystko do końca wytrzymać. Rano w ich willi, Henryk zaraz po przebudzeniu dowiedział się, że Danusia nie zna przepisu Marii, na eliksir przeciw kacowi i nawet miał o to do niej duże pretensje. Mimo tego, około godziny jedenastej, w zupełnie już znośnej, przynajmniej na zewnątrz formie, państwo Vincent, znowu zagościli u państwa Halsów. Pierwsze co się wtedy stało, to było pochłonięcie przez Henryka, całego sporego kubka eliksiru Marii, który uprzednio przez nią przyszykowany, już na niego czekał. Dopiero gdy jego dobroczynne działanie utrwaliło się, Henryk mógł po-wiedzieć, że czuje się już znośnie, a nawet w miarę dobrze. Danusia tym razem nie przegapiła już okazji i skrzętnie zapisała, dość skomplikowany jak się okazało, skład dobroczynnego eliksiru.
Posted on: Wed, 11 Sep 2013 06:33:20 +0000

Trending Topics



/div>
T20 World cup 2014 tickets are available here. (First come first
Sleeping child ✔️ Washed all my stinkiness away (had a
GERMANY MLM LEADERS, Was recently launched this site with some
Agency/Enrolled Nurses Needed Islandwide!!! Salary: Competitive
Dear partners, BD IGW CLI .86tk Asr 45+ Acd 7.30+ India Economy
Cada vez q qiero hablar,cada vez qe qiero respirar apareces

Recently Viewed Topics




© 2015