Rozdział 2 Początek czegoś nowego Posted on Kwiecień 29, 2012 - TopicsExpress



          

Rozdział 2 Początek czegoś nowego Posted on Kwiecień 29, 2012 Ludzie wpadają w depresję tylko wtedy, gdy czują się winni. Czują się winni tylko wtedy, gdy coś nęka ich sumienie. A gdy dowiedzą się, że się mylili… Czy to coś zmieni? Pieśń Tiary wywołała na sali nie małe poruszenie. Uczniowie przekrzykiwali się, próbując ustalić czy cała sytuacja dzieje się naprawdę, czy to jedynie jakiś kiepski żart. Nauczyciele nie zwracali uwagi na wrzawę, jaka powstała w Wielkiej Sali, ponieważ sami rozmawiali z ożywieniem. Kilka minut zajęło im podjęcie decyzji, zanim McGonagall nie wydała przedyskutowanego wcześniej, oświadczenia. - Proszę o spokój! – Rozległ się tubalny, pogłośniony zaklęciem, głos dyrektorki. – Nie możemy zignorować prośby starożytnego, magicznego artefaktu. Po konsultacji z gronem pedagogicznym, zważając na to, iż wola Tiary Przydziału postrzegana jest, jako wola Założycieli, zgodziliśmy się prawie jednogłośnie – tu spojrzała z wyrzutem na Snape’a – że każdy uczeń Hogwartu zostanie ponownie przydzielony. W ramach spraw organizacyjnych. Na początku zostaną poddani wyborowi uczniowie klas młodszych i proszeni są oni, aby poczekały na starsze roczniki, które pokażą im drogę do Pokojów Wspólnych. Nie musicie martwić się o swoje rzeczy, które zostaną natychmiastowo przeniesione do waszych pokoi. Każdy, kto otrzyma przydział, może opuścić salę, dlatego w ramach przypomnienia zwracam uwagę na to, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony, a lista przedmiotów niedozwolonych znajduje się do wglądu u pana Filcha. Ponad to ze względu na zniknięcie zagrożenia będziemy mogli pozwolić na większą swobodę wychodzenia z zamku. Roczniki powyżej drugiego będą miały organizowane częściej wyjścia do Hogsmeade, a wszyscy uczniowie od piątego roku wzwyż mogą opuszczać zamek we wszystkie weekendy. Na razie wprowadziliśmy te zmiany na próbę. Mam nadzieję, że nie będę musiała się wstydzić za moich uczniów i nie będzie żadnych przesłanek, aby cofnąć wam ten przywilej. Mam również zaszczyt ogłosić, że nowym zastępcą dyrektora został Remus Lupin, który powróci na stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Zaplanowaliśmy również niestandardowe rozwiązanie względem, którego, lekcje będzie prowadził przy udziale Syriusza Blacka. Chciałabym również przedstawić profesor Teofilę Szmidt, która zastąpi mnie na stanowisku nauczyciela Transmutacji. Teraz zachęcam do rozkoszowania się ucztą i czekania na swoją kolej. - Hermiono, możesz wyjaśnić mi, co tu się właściwie dzieje? - Nie wiem, Harry. Oni przecież nie mogą … jesteśmy Gryfonami, dlaczego chcą zmieniać nasze życie? Przecież dobrze się tu czujemy, zdobyliśmy przyjaciół … - Jeśli jesteśmy w odpowiednim miejscu to na pewno nic się nie stanie – zapewnił Ron. - Tak … – mruknęła dziewczyna, patrząc się w swój pusty talerz. - Herm, coś się stało? – Zapytał Złoty Chłopiec, przyglądając się przyjaciółce, która odwróciła szybko wzrok. - No bo … – zaczęła – Ja … poprosiłam Tiarę … - Ty też? – Wyrwało się Harry’emu zanim zdołał ugryźć się w język. Wziął szybko tost ze stołu, mając nadzieję, że ukryje tym swoje zawstydzenie. - Co wy … – zapytał Ron, patrząc się na przyjaciół jak na szaleńców. – Przecież jesteśmy Gryfonami! Należymy do naszego domu. - Ravenclaw – powiedziała cicho dziewczyna, a chłopcy zrozumieli, co chce im przekazać. Kiwnęli głowami, na znak, że mogli się tego spodziewać. Zapał Hermiony do wiedzy był powszechnie znany i nie raz słyszało się delikatne przytyki do dziewczyny, twierdząc, że trafiła do złego domu. - Stary, przecież ty nie pasujesz do Ravenclawu – powiedział Ron, patrząc na przyjaciela. Złoty Chłopiec popatrzył mu w oczy, a potem odwrócił wzrok. - Hufflepuf? Przecież to przeciętniacy! – Wykrzyknął rudzielec, śmiejąc się cicho. Po chwili spoważniał i z niedowierzaniem spojrzał się na Harry’ego, który zaprzeczył kiwnięciem głowy. - Chyba nie powiesz … – zaczął ponownie Weasley. - Harry? – Zapytała Hermiona. Brunet ugryzł duży kawałek tostu, zapychając sobie nim usta. Bał się podnieść wzrok, by nie dostrzec w oczach przyjaciół pogardy. Wiedział doskonale, jaki Gryfoni, szczególnie Ron, mają podejście do uczniów Domu Węża. Jeśli Tiara zdecyduje się na przydzielania według stanu wewnętrznego, to szczególnie teraz, po wojnie, Harry na pewno trafi do Slytherinu. Ta z pozoru bolesna świadomość, wydała mu się nagle czymś dobrym. Jako Ślizgona, nikt nie będzie go nagabywał, ani nie spotka się z przejawami podziwu i fascynacji jego osoba, jak to często miało miejsce u Gryfonów. Nie zniósłby kolejnego roku, ze świadomością, że ci wszyscy ludzie chcą podziwiać Chłopca-Który-Zabij. Przebywanie w towarzystwie Węży przyniesie mu w końcu upragniony spokój. - Harry? – Powtórzyła głośniej dziewczyna, najwyraźniej oczekując odpowiedzi. Zdecydował się w końcu oderwać oczy od nieszczęsnego talerza i podnosząc głowę napotkał spojrzenie zimnych, szarych oczu. Zdziwiony spostrzegł, że należą ode do Neville’a. Radosnego, lekko nierozgarniętego i miłego chłopaka, albo do osoby, którą kiedyś był. Zmiana, jaką Harry dostrzegł już na peronie, stała się jeszcze wyraźniejsza. Brunet poczuł ciarki na plecach, gdy Longbootom uśmiechnął się do niego, a w tym geście nie było nic wesołego. - Nie martw się Harry, my zawsze będziemy w jednym domu. – Powiedział chłopak, a z jakiegoś niezrozumiałego względu, jego przyjaciele uznali to zdanie za zabawne i przerzucili swoją uwagę na Ceremonie Przydziału. Kilku ostatnich pierwszoroczniaków trafiało do swoich domów, ale nie wszyscy wyglądali na zadowolonych z decyzji starego artefaktu. Gdzieś przy stole Hufflepuffu dało słyszeć się nawet ciche popłakiwanie, jakiejś uczennicy. - Napuszony bałwan. – Warknął niespodziewanie Ron, patrząc w kierunku miejsca, gdzie stał Wolfram. Chłopak, w nienagannej pozie, zagadywał właśnie szóstoroczne Puchonki, które chichotały pod wpływem jego słów. – Ciekawe ile to ustrojstwo ma lat. - Właściwie wyglądają na bliźniaków, ale przecież to nie możliwe. Nie wysłaliby też pierworodnego, do innej szkoły, zważywszy na światową renomę Hogwartu, musi więc być młodszy. Ale nie więcej niż rok – jak zwykle Hermiona połączyła wszystkie fakty. Dziewczyna mówiła coś dalej, ale Harry się wyłączył. Nie mógł oderwać wzroku od podchodzących do Tiary drugoklasistów. Kilka osób już zostało przydzielonych do innych domów i teraz dało się słyszeć protesty i użalania. Podobnie sprawa wyglądała, gdy przyszła kolej na trzeci, czwarty i piąty rok. Czym wyższy rocznik tym większa rozpacz domowników, którzy od dzisiejszego dnia mieli nosić plakietkę z innym emblematem na piersi. Uczniowie opuszczali Wielką Salę, zabierając ze sobą młodsze roczniki. Chłopak patrzył na uśmiechniętą Lunę i Ginny, które razem wychodziły z jadalni. Obie pozostały w swoich domach. Dziwiło go jednak, dlaczego Krukonka jest szczęśliwa. Zawsze była wyśmiewana i szykanowana, w murach własnego Domu, a nie raz jej współbracia posuwali się o wiele dalej. - Zapraszamy szósty rocznik – ogłosiła McGonagall. - Dlaczego klon Malfoy’a nie został jeszcze przydzielony? – Zapytał Ron. - Nie mam pojęcia … – odpowiedziała mu dziewczyna, wytrącona z równowagi typ, że się pomyliła. Gdy piątka uczniów, w tym jeden nowy, otrzymali już swój przydział, przyszła kolej na … - Hermiona Granger! Dziewczyna niepewnie podeszła do stołka, a kilka długich chwili później po sali rozległ się głośny krzyk Tiary. - RAVENCLAW! Harry zauważył zmieszanie wśród uczniów. Uśmiechnął się pod nosem, na słowa dwóch Puchonów, którzy szeptali sobie coś o rozpadającym się „Złotym Trio Gryffindoru”. To będzie ciekawy wieczór. Hermiona smutnym wzrokiem popatrzyła na swoich przyjaciół, a potem wolnym i niechętnym krokiem, podążyła w kierunku stołu Krukonów. W tym czasie zostały przydzielone kolejne osoby, choć cała uwaga uczniów, a nawet nauczycieli, skupiała się na rozdzielonych Gryfonach. - Neville Longbootom! Chłopak podszedł do stolika pewnym, tak nie podobnym do siebie, krokiem. Przed założeniem kapelusza skinął Harry’emu głową, uśmiechając się znów w tej tajemniczy sposób. Jakby wiedział o czymś, czego nie domyślają się inni. Artefakt długo nie podejmował decyzji. Nie wiadomo czy czegoś szukał, może kłócił się z siedzącym na krześle uczniem, a może jedynie ucinali sobie miłą pogawędkę. Inne osoby zaczęły się niecierpliwić i zastanawiać się nad dziwnym zachowaniem Tiary. - SLYTHERIN! – Krzyknęła głośna, a sens jej słów odebrał wszystkim pozostałym w pomieszczeniu uczniom, głos. Z niedowierzaniem patrzyli jak były Gryfon ściąga z głowy kapelusz, a potem pewnym krokiem kroczy do stolika zajmowanego przez uczniów Domu Węża. Co dziwniejsze, pomimo nagłych szeptów wśród czekających na przydział nastolatków, siedzący Ślizgoni nie powiedzieli w kierunku Longbootoma niczego obraźliwego. OOO Snape patrzył na to kiepskie przedstawienie z uczuciem irytacji. Znudzony kapelusz wymyślił sobie, aby przeprowadzić w zamku rewolucje. Za długo chyba przebywał z Dumbledorem i nawdychał się oparów z cytrynowych dropsów. Kiedy jednak ten do niedawna pulchny nieudacznik, trafił do jego domu, nie mógł wytrzymać i wyszedł z sali, bocznymi drzwiami. Nie mogę uwierzyć co miałoby skłonić artefakt do takiego wyboru. W tym bachorze nie ma nawet kropli ślizgońskiej przebiegłości. Przed oczami stanął mu moment, gdy Neville ściągnął Tiarę, po przydzieleniu go do Domu Węża. Wtedy ich oczy spotkały się. Były inne niż zapamiętał je Mistrz Eliksirów. Zniknął strach, zastąpiony przez coś, czego Severus nie mógł jeszcze poprawnie odczytać. OOOO Będziemy w tym samym domu. – Harry przypomniał sobie słowa Neville’a i otworzył z zaskoczenia oczy. Spojrzał na byłego Gryfona i zauważył, że on również na niego patrzy. Jego oczy mówiły: czekam na ciebie. Złoty Chłopiec nigdy by nie pomyślał, że towarzystwo przyjaciela mogłoby go krępować, ale teraz czuł się bardzo nieswojo. Ile Nevile wie o nocy, gdy zginął Voldemort? Nie pamiętam – pomyślał zrozpaczony – nie pamiętam, co się wtedy stało. Gdy obudziłem się w skrzydle szpitalnym, po użyciu Avady, było już po wszystkim. On nie powinien nic wiedzieć. Nie było go tam i nigdy mnie o to nie zapytał. - Wolfram Malfoy! - To niemożliwe … – powiedział głośno stojący obok niego Ron, zdecydowanie zbyt głośno. – Fretka ma bliźniaka? - Nie Weasley – odpowiedział brązowowłosy chłopak, który odwrócił się w ich stronę, gdy przechodził obok nich, kierując się w stronę Tiary. – Jestem młodszy od Draco, o jedenaście miesięcy. Harry, puścił uwagę o wieku mimo uszu, ponieważ nie bardzo interesowało go, kto i kiedy się urodził, ale zainteresowało go coś innego. Uzmysłowił sobie, że Wolfram odezwał się po raz pierwszy, odkąd go poznał. Draco zawsze przeciągał lekko sylaby, co nadawało jego wypowiedziom zarozumiały ton. Głos czarnowłosego młodzieńca kojarzył się natomiast z aksamitem. Był lekki, wdzięczny i melodyjny. Nikogo nie zdziwiła decyzja Tiary. Wolfram dołączył do swojego brata, który już wcześniej uzyskał taki sam przydział, jak sześć lat wcześniej i usiadł przy stole. Gdy kilka chwil później Harry został wywołany, był już poniekąd pogodzony z czekającym go losem. Gdy tylko Tiara opadła na jego głowę, usłyszał głos artefaktu. - Znów się spotykamy Harry Potterze. Czy pozwolisz mi tym razem umieścić cię w miejscu, gdzie powinieneś być od samego początku? Nie masz za bardzo wyboru… Harry prychnął, przygotowując się na to, co powiedzą jego koledzy. -SLYTHERIN! Nie spodziewał się ciszy. W jego mniemaniu powinien powstać harmider, kilka wyzwisk pod jego kierunkiem, pojedyncze prychnięcia, ale przede wszystkim śmiechy i wytykanie palcami. Po zdjęciu kapelusza zobaczył, że uczniowie po prostu mu się przyglądają. Ich twarze wyrażały zaciekawienie i zaskoczenie, a nie wzgardę, jakiej się spodziewał. - Miałem nadzieję, że się myliłem.– Powiedział stojący niedaleko niego rudzielec. – Zdrajca, jak mogłeś mi to zrobić? W ślady Weasleya poszli inni uczniowie. -To niemożliwe! - Potter? Ten Harry Potter ma być Ślizgonem? - Najpierw Longbootom, a teraz to? Coś tu jest nie tak. - Ten stary kapelusz na pewno się popsuł. Harry spojrzał na rudzielca. Jego oczy wręcz prosiły, by brunet natychmiast wyjaśnił mu, o co chodzi. Była w nich zawziętość i upór. Były Gryfon nie miał mu jednak nic do powiedzenia. Nie mógł zmienić tego, kim jest, a tłumaczenie się ze swojej osobowości na nic by się nie zdało. Weasley, jak i cały świat, znają tylko jedną stronę Złotego Chłopca, a to przecież oni uczynili go tym, kim jest. Popatrzył na byłego kumpla, po czym odwrócił się i poszedł w kierunku stołu Slytherinu. Usiadł koło Neville’a, który znów uśmiechał się „w ten sposób”. - Wiedziałeś – powiedział Harry, zamiast powitania, nie zważając na wlepione w siebie oczy, należące do uczniów, którzy zostali przydzieleni już do tego Domu. Malfoyowie szeptali coś między sobą, nie spuszczając z dwóch byłych Gryfonów wzroku. Longbootom skinął głową, a potem, patrząc na braci, powiedział do Pottera: - Nie uważasz, że to nie grzeczne, że się z nami nie przywitali? Nie wypada się tak zachowywać, zważywszy, że pochodzą oni z wysokiego rodu, o czym w ostatnich latach Draco przypominał nam w każdy możliwy sposób. Harry nie wiedział, co zrobiło większe wrażenie na Ślizgonach. Wypowiedzenie imienia ich prefekta, przez do niedawna, tchórzliwego Gryfona czy może treść jego wypowiedzi. Bruneta zaskoczyło jedno i drugie. Siedzący obok niego nastolatek nie był tym chłopakiem, którego znał przez ostatnie lata, choć nie miał pojęcia, co wywarło u niego tak olbrzymią zmianę. - My po prostu zastanawiamy się – odpowiedział Draco – nad konsekwencjami całego zajścia. Niecodziennie możemy spotkać się z tak osobliwymi wydarzeniami. Zapytałbym was, co na ten temat myślicie, ale jestem przekonany, że nie warto tracić na to mojego czasu, bo szczerze wątpię w waszą inteligencję. - W takim razie jest nam zdecydowanie przykro, że będziesz musiał męczyć się w naszym towarzystwie. Żałuje, że spodziewasz się po nas jedynie złych rzeczy. Czyż nie istnieje szansa, że to my będziemy teraz dumą domu Slytherina? - Chyba w twoich snach, Longbootom. – Neville jedynie wzruszył ramionami, nie tracąc pewnego siebie wyrazu twarzy. – Potter, jak czujesz się bez wsparcia swojej szlamowatej przyjaciółki i Łasicy? A może teraz Longbootom będzie twoim ochroniarzem? Harry spiorunował go wzrokiem. - Pewnie nie wiele lepiej niż ty, bez dwóch gorylów za swoimi placami. To dlatego sprowadziłeś braciszka? Ty zrównasz z ziemią kogoś swoimi słowami, a on – wskazał głową na przysłuchującemu się wymianie zdań Wolframa – pobije go albo obrzuci klątwami? - Umiem sam dbać o siebie, Potter. Ja w przeciwieństwie do ciebie, posiadam rozwiniętą umiejętność posługiwania się mózgiem. - HUFFLEPUF! – przez ich sprzeczkę przebił się już któryś z kolei, wybór domu przez Tiarę. Jednak tym razem, pozostała w pomieszczeniu niewielka ilość uczniów, znów podniosła głosy. Chłopcy odwrócili się w kierunku podium, gdzie trzymając w jednej ręce kapelusz, stał Ron. Z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory. - Ja nie mogę – powiedział jakiś Ślizgon, który przysunął się do Malfoyów – ale będzie skandal! To chyba pierwszy w historii Weasley, który nie trafił do Gryffindoru! Albo gorzej, Łasice stamtąd usunęli! – Chłopak zaśmiał się na głos i wielu uczniów zwróciło na niego uwagę. Kilku przytaknęło ruchem głowy, na znak, że zgadzają się ze słowami Ślizgona. Harry zauważył, że jego przyjaciel patrzy się wprost na niego. Nadal nie ruszył się z miejsca, zagubiony w sytuacji, której był głównym uczestnikiem. Wbity w Złotego Chłopca wzrok Rona, można było porównać do spojrzenia wygłodniałego Puszka. - No, Potter, czyżby twój wspaniały przyjaciel winił cię za całą sytuację? Jakaż to piękna chwila dla moich oczu. Oglądać rozpad Złotego Trio. Łasica będzie cierpiał, nie mogąc już służyć twoim rozkazom i tracąc okazję przebywania w blasku twojej chwały. - Prawie się wzruszyłem, Malfoy – powiedział Harry, odwracając głowę od Rona. Czuł się tym wszystkim zmęczony, bolało go udo i coraz bardziej głowa. Chciał spokoju, a nie walki z Malfoyem. – Może zważywszy na konieczność przebywania w jednym Domu, zawiesimy na jakiś czas naszą małą, infantylną wojnę? Co, jak co, ale w końcu stanęliśmy po jednej stronie w Ostatniej Bitwie. Draco wyglądał na wstrząśniętego propozycją. - Nie wierzę Potter, że to ty proponujesz mi zawieszenie broni. Co niby chcesz przez to osiągnąć? Nie zamierzam być twoim przyjacielem ani nawet bliskim znajomym. Nie oczekuj wspólnego spędzania czasu czy pomocy w lekcjach. - Nigdy bym na coś takiego nie liczył. Po prostu wolałbym nie zostać przeklęty we własnym łóżku, skoro będziesz miał dostęp do mojego dormitorium. - Dlaczego miałbym mieć dostęp do twojej sypialni? – Spytał zbity z tropu Draco. - Z tego co zauważyłem jest nas na roku pięciu i dwie dziewczyny. - I niby jakie to ma znaczenie? - Dormitoria są pięcioosobowe, prawda? - Ilu? Ty chyba żartujesz. Nie pozwoliłbym umieścić się w takiej klitce w pięć osób. Już trzy to stanowczo za dużo i pogwałca to moją prywatność. Zawsze mówiłem ojcu, że powinien coś z tym zrobić i zagwarantować nam osobne sypialnie. - To szkoła, a nie hotel Malfoy. - Ale nie przeszkadza to chyba w zagwarantowaniu minimum optymalnych warunków, prawda? - Chyba mamy różne wizje życia w luksusie, ja nie zostałem wychowany na arystokratycznego dupka. - Widzisz Potter, dopiero chciałeś wynegocjować pokój, a znów mnie obrażasz. - I nie zamierzam zrezygnować z tej rozrywki – oczy Malfoya z jakiegoś powodu zaświeciły się. – Ograniczyłbym się jednak do opanowania naszych zapędów względem rzucania na siebie zaklęć. - Myślę, że mogę przystać na taki kompromis. Również wolałbym czuć się bezpieczny we własnym Pokoju Wspólnym, a twoja osoba bezcześci mój azyl. Harry skinął głową. - Możemy więc liczyć z Neville’m na osobną sypialnię? - O ile nie chcesz dzielić łóżka ze mną, Wolframem albo Blaisem to tak. – Wymieniony właśnie chłopak dosiadł się do ich towarzystwa, otrzymując taki sam przydział, co wcześniej. Widocznie osobowości Ślizgonów nie dało się pomylić z żadną inną i jeśli ktoś już tu trafiał, to z własnego wyboru. Tak przynajmniej było kiedyś – A wątpię by któryś z nich zgodził się cię przygarnąć. Twój wygląd nie zachęca do żadnych myśli o podtekście seksualnym, więc jeśli zamierzasz należeć do naszego Domu, to radziłbym ci to zmienić. Nie możemy pozwolić na to byś przynosił hańbę i obnosił się ze swoim brakiem dobrego smaku. Byłemu Gryfonowi nie bardzo udało się nadążyć za skomplikowanym rozumieniem Malfoya względem powiązania sypialni, swojej atrakcyjności i którymś ze Ślizgonów płci męskiej, więc zaniechał zrobienia uwagi na ten temat. Wolał nie wyjść na osobę, która opaczni coś zrozumiała. - Nie będziesz mi rozkazywał Malfoy, w co mogę a w co nie mogę się ubierać. - Oczywiście, że nie – wtrącił Wolfram, a Harry uświadomił sobie, że to dopiero pierwsza wtrącona przez czarnowłosego mężczyznę uwaga w ciągu całego przekomarzania się z Draco. – Mój brat chciał być po prostu miły i w trochę zawoalowany sposób przekazać, że będziesz się źle czuł wśród „zawsze perfekcyjnych Ślizgonów.” – zaśmiał się na własne określenie, a żołądek Harry’ego przewrócił się pod wpływem tego perfekcyjnego dźwięku. – Wiemy, że nie ubierasz się tak przez brak pieniędzy, dlatego pomyśleliśmy, że może nikt wcześniej nie uświadomił cię, że gdybyś trochę nas sobą popracował, mógłbyś wyglądać o wiele lepiej. - Dlaczego tu jeszcze siedzicie? – Zapytała profesor Schmidt, która znikąd pojawiła się przy ich stole. – Teraz przydzielani są uczniowie siódmego roku, a wasz rocznik już opuścił salę. Zdziwiony Harry, zauważył, że kobieta ma rację. Tiara znajdowała się właśnie na głowie Cedrika Diggor’ego. Podniósł się ze swojego miejsca i razem z Nevillem, za Malfoyami i Zabinim, ruszyli w stronę drzwi. Wychodząc, udało mu się jeszcze usłyszeć, że Cedric został Krukonem. Zaczął się zastanawiać, czy ich przyjaźń na tym ucierpi. Ich przyjaźń rozpoczęła się zaraz po powrocie z koszmaru, jakim było spotkanie na cmentarzu. Gdyby nie współpracowali wtedy razem, najprawdopodobniej żaden z nich nie wróciłby żywy. To Cedric odwrócił uwagę Śmierciożerców, gdy różdżki Harry’ego i Voldemorta zostały połączone. Były Puchon walczył ze wszystkich swoich sił i to jego ogromnej znajomości zaklęć, zawdzięczali wyjście cało z tej sytuacji. To również Cedric zwrócił uwagę Dumbledore na to, że w szkole przebywa szpieg i Harry na czas mógł zostać uratowany przed fałszywym Moodym. Relacje dwóch chłopców może nigdy nie były na jakimś wysokim poziomie, ale łączyła ich jakaś nierozerwalna więź, spowodowana przeżyciem wspólnego koszmaru. Ponad to Harry’ego zawsze coś fascynowało w zazwyczaj milczącym Puchonie. Czasami spędzali wspólnie czas w bibliotece, ucząc się, a czasami na boisku z innymi chłopcami, grając w quidditcha. Niekiedy, przez przypadek, spotykali się również na błoniach, co owocowało wspólnym spacerem wokół jeziora. Rzadko rozmawiali, świadomi, że oboje potrzebują odetchnąć od hałaśliwego towarzystwa swoich Pokojów Wspólnych. Idąc korytarzem, Harry odruchowo skierował swoje kroki ku schodom prowadzącym do Wieży Gryffindoru. Przeklął swoją głupotę w myślach i pewny siebie poszedł na kroczącymi przodem Ślizgonami. Zauważył, że Neville nie ma problemów ze zmianą miejsca zamieszkania. - Wiesz, że będziemy czuli się tam lepiej – bardziej stwierdził niż zapytał Longbottom. - Mogę jedynie przypuszczać – odpowiedział mu, sam bijąc się ze swoimi myślami. Doszli do kamiennej ściany, która jak Harry pamiętaj, prowadziła do Pokoju Wspólnego Slytherinu. - Pieprzona potteromania – powiedział Draco, otwierając wejście. Harry spojrzał na niego, a blondyn uśmiechnął się w kpiąco. – Nie podoba ci się nasze hasło? Sam wybierałem. - Wręcz przeciwnie, jest idealne – odpowiedział Złoty Chłopiec, rozbawiony. – Miło mi…, że myślisz o mnie od chwili przyjazdu do zamku. Wolfram, Blaise i Neville roześmiali się cicho, a dwóch pozostałych chłopaków sztyletowało się wzrokiem, dopóki i ich kąciki ust nie podniosły się do góry, w geście rozbawienia. Może nie będzie tutaj tak źle. Pokój Wspólny był większy od tego, który należał do Gryffindoru. Dominująca tu zieleń wraz ze srebrem, według Harry’ego sprawiała, że uczeń czuł się mniej przytłoczony, niż miało to miejsce przy udziale czerwono-złotego wystroju ich byłych pokoju. Wielu Ślizgonów znajdowało się obecnie w pomieszczeniu, kilku wyglądało na zagubionych, ale w przeciwieństwie do Gryfonów, tutaj nawet młodsi uczniowie zachowywali się względnie cicho. Było to tak różne od ciągle niespokojnego wnętrza Wieży Gryffindoru. Czuło się tu również panujący chłód, który nie pozwalał na myślenie o panującej wśród domowników wspólnocie. Każdy z nich był tylko jakby dla siebie, jednocześnie podlegając starszym uczniom. W tym wszystkim była jednak akceptacja, pomimo panujących różnic. Harry, gdy często był zamykany w zimnym schowku pod schodami marzył, aby kiedyś przyszedł po niego jego zaginiony, starszy brat. Widząc różne rodzeństwa w szkole, zazdrościł swoim kolegą, że nie są sami. Zauważał jednak, że wszyscy bracia często kłócili się między sobą, lecz gdy zdarzało się, że któryś z nich wpadał w kłopoty, drugi zawsze stawał w jego obronie. Złoty Chłopiec miał wrażenie, że takie zasady panują między uczniami w jego nowym Domu. - Ładnie tu – powiedział Neville, który również rozglądał się po pomieszczeniu. - A ty myślałeś, że skoro mieszkamy w lochach to mamy pajęczyny pod sufitem i szlam na ścianach? Ślizgoni pochodzą z bogatych, szanowanych rodzin i nie pozwolą sobie na mieszkanie poniżej wymaganych standardów. Widocznie pozbawieni umysłu rodzice nie wpoili ci dobrego smaku. W Harrym zagotowało się na treść słów Draco i już miał wyciągnąć różdżkę i przekląć tego arystokratycznego dupka, lecz Neville położył mu rękę na ramieniu, dając do zrozumienia, że sam zajmie się sprawą. - Jestem dumny ze swoich rodziców Draco i prosiłbym, abyś ich nie obrażał, skoro ja również nie czynię tego względem twoich. Twój ojciec stanął w końcu po właściwej stronie, ale nie zapominajmy komu przez wiele lat służył, tak samo jak twoja nie godna pamięci matka. - To że mnie urodziła, nie znaczy, że była moją matką– warknął Ślizgon. – Zabiłem tę sukę, bo tylko na to zasługiwała. - Draco! – Krzyknął Wolfram, piorunując brata wzrokiem. Blondyn prychnął jedynie w odpowiedzi, niezawstydzony własnymi słowami. Ściana wejściowa otworzyła się i do pokoju wkroczył Snape. Szaleńcze iskry, ciskane przez jego oczy, mogły zabijać. Obrzucił swoich wychowanków ostrym spojrzeniem, zatrzymując w końcu spojrzenie na Harry’m i Neville’u. Brunet zauważył, że wyraz twarzy obecnych w pokoju uczniów, zmienia się pod czyimś wpływem. Dostrzegł na nich szacunek. Złoty Chłopiec bardzo chciał nie złamać się pod nim, ale oblicze mężczyzny było zbyt przerażające, by mu się to udało. Nawet nie mógł potępiać Snape’a, co doprowadzało go do irytacji. Mężczyzna wiele lat ryzykował własne życie, zabił wielu ze Śmierciożerców, ratując życie niewinnych i zbyt wolnych uczniów. Nawet buntownicza natura Złotego Chłopca nie oparła się nikłemu szacunkowi, który mimowolnie zaczął odczuwać do starszego mężczyzny. Niezależnie jakim był dla niego draniem w przeszłości. - Potter – powiedział Snape, a były Gryfon zaczął przygotowywać się na długą tyradę – nie wiem, jakim cudem tutaj trafiłeś, razem z tym półcharłakiem – wskazał głową na Neville’a – ale zapewniam cię, że nie mam zamiaru tolerować u żadnego z mieszkańców mojego domu, takiego zachowania, jakie prezentowałeś przez ostatnie pięć lat. Ostrzegam cię, choć powinieneś już to dawno zauważyć, że nic nie robię sobie z twoich tytułów, które tak chętnie otrzymujesz w kolejnych artykułach Proroka Codziennego. Nie obchodzi mnie, kogo, jak i kiedy zabiłeś, nawet jeśli tą osobą był sam Czarny Pan. To, że zwykle nie odejmuje punktów mojemu domowi, nie oznacza, że nie mogę przydzielać szlabanów, a dla ciebie przygotowałem już kilka naprawdę paskudnych. Jeśli przyniesiesz hańbę mojemu domowi to zamienię twoje życie w większe piekło, niż masz obecnie, rozumiesz? - Tak, panie profesorze – odpowiedział Harry, po chwili wahania. Snape popatrzył jeszcze chwilę na niego, a potem podniósł głowę, obserwując innych uczniów. - Odnosi się to tak samo do wszystkich. Jesteśmy Ślizgonami i mamy swoją dumę. Przez innych zawsze będziemy traktowani z góry i jeżeli nie będziemy mogli liczyć na siebie, to nikt nam nie pomoże. Nieważne jacy jesteśmy, ponieważ etykieta przyszłych Śmierciożerców już została na nas nałożona i nie ma znaczenia, że Czarny Pan nie żyje. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał zapanować nad światem, w taki lub inny sposób, a my będziemy postrzegani, jako ci, którzy w pierwszej kolejności do niego dołączą. Nie każe się wam prowadzić za rączkę, ale zważajcie na to, co dzieje się z waszymi kolegami. Od dziś Slytherin będzie waszym domem, a jego mieszkańcy rodzinom. Nie musicie się lubić, ale wymagam od was, abyście szanowali swoich współbraci. Jesteśmy tak długo silni i niezniszczalni, jak długo inni będą widzieli, że potrafimy razem współpracować, a w miarę potrzeby, bronić się. OOO Harry myślał nad słowami Snape, leżąc w aksamitnej pościeli swojego nowego łóżka. Z jednej strony był przerażony treścią jego wypowiedzi, a z drugiej zrozumiał, dlaczego Ślizgoni, tak bardzo szanują swojego opiekuna. Stary Nietoperz, pod pozornymi groźbami i ostrzeżeniami, pokazywał jak powinna wyglądać ich wewnątrz domowa współpraca. Było to coś, o czym McGonagall nigdy nie wspominała, jakby uważała to za coś oczywistego. Ciche pochrapywanie, leżącego obok Neville’a sprawiało, że Złoty Chłopiec czuł się bardzo komfortowo. Był jednocześnie w nowym miejscu, a wydawany przez przyjaciela odgłos spokojnego snu, przypominał mu czasy, kiedy był jeszcze zwykłym chłopcem, a nie mordercą. Po raz kolejny rzucił okiem na wnętrze pokoju. Płonąca pod sufitem pochodnia z magicznym ogniem, rozświetlała nieco jego wnętrze. Harry’emu od razu gdy tylko tu wszedł, spodobało się jego wnętrze. Ciemne, monotonne i spokojne. Nie mógł sobie wymarzyć lepszego miejsca do zatracania się we własnej niedoskonałości. Dwa ogromne łóżka z kolumienkami, wręcz zapraszały do tego, aby wygodnie na nich zasnąć. Gruby dywan o butelkowo-zielonej barwie sprawiał, że chciało się w nim zanurzyć bose stopy. Dwa, ciężkie mahoniowe biurka, w dwóch rogach pokoju, wręcz zapraszały do tego by przy nich usiąść. Podwójna szafa, w mniemaniu Harry’ego mogłaby pomieścić rzeczy co najmniej sześciu, a nie dwóch osób. Jeszcze większe zaskoczenie spotkało go, gdy wszedł do łazienki. Luksusowy prysznic, który z niezrozumiałych dla chłopca powodów, również mógłby pomieścić więcej niż jedną osobę. Biała, wysoka wanna, z podwójną parą kurków, z których po odkręceniu leciała gorąca lub zimna woda, z płynem do kąpieli o zapachu lawendy albo mieszanki aromatycznych owoców. To wszystko dopełniało ogromne lustro, zawieszone nad umywalką. Harry pomyślał, że nawet Malfoy musi być zadowolony z takiego wyposażenia, zważywszy na to, że może godzinami przeglądać się w kryształowej powierzchni, która odbijała całą sylwetkę. Niechętnie, zaraz po wejściu do łazienki, gdy tylko Malfoy przydzielił mu ten pokój dwie godziny temu, podszedł do lustra. Zobaczył szesnastoletniego chłopca, którego oblicze wskazywało na to, w jaki sposób był traktowany przez ostatnie miesiące. Wychudła twarz z sińcami pod oczami, świadczyła o jego niedożywieniu i nieprzespanych nocach. Niezdrowy kolor skóry, wskazywał na to, że chłopak nie miał zbyt wielu okazji na przebywanie na świeżym powietrzu. Kiedy znów ciotka kazała mu skosić trawę czy pracować w ogródku, jego twarz nie jednokrotnie została poparzona przez ostre słońce, na co wskazywały przebarwienia na skórze. Ostatnie kilka dni był pozbawiony jednak tej wątpliwej przyjemności. Zniszczone okulary, których nie mógł wcześniej potraktować zaklęciem naprawiającym, zakrywały smutne i zmęczone oczy. Suche i zniszczone włosy, które dawno nie widziały fryzjera, opadały żałośnie na jego policzki, dopełniając obraz nędzy i rozpaczy. Irytująca blizna, przez którą stał się sławny, pomimo wielkiej nadziei, nie zniknęła wraz z upadkiem Voldemorta. Widocznie będzie musiał nosić to brzemię do końca swojego życia. Zdjął wcześniej mundurek, dlatego stojąc przed lustrem, w starych ubraniach Dudleya, mógł dostrzec, jaką jest żałosną osobą. Rozumiał nawet, dlaczego Snape i Malfoy go tak nienawidzą. Był skazą względem dobrego gustu. Nawet krzywy nos i tłuste włosy Mistrza Eliksirów wyglądały dobrze, w porównaniu do jego żałosnego wyglądu. O przyrównywaniu się do nieskazitelnego Draco, nie miał ochoty nawet myśleć. Stojąc wtedy w łazience, Harry pomyślał, że jeśli Ślizgoni naprawdę zdecydowaliby się, aby pomóc mu w poprawieniu wizerunku, to by się na to zgodził. Nie mógł z dumnie podniesioną głową wykłócać się z Malfoyem, mając świadomość jak żałośnie wypada w porównaniu do blondyna. Gdy teraz analizował ostatnie godziny, zwrócił uwagę na to, że po wyjściu z Pokoju Wspólnego Snape’a nikt nie rzucił mu żadnej obelgi, choć był pewny, że jego nowi współdomownicy mieli na to wielką ochotę. Żałował trochę, że nie mógł wyładować na nich swojego zdenerwowania. Przyglądali mu się jedynie kpiąco, jakby uważali, że Snape powiedział wszystko, co mieli mu do przekazania. Wiedział, że nigdy nie będzie jednym z nich. Nie liczył na to, że zaakceptują go z otwartymi ramionami, ale nie spodziewał się również tego, że przyjmą wybór Tiary tak spokojnie. Rozmyślając, zasnął.
Posted on: Sat, 24 Aug 2013 08:58:05 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015