Rozdział 20: Chłopcy spędzili miłe popołudnie, na walce pod - TopicsExpress



          

Rozdział 20: Chłopcy spędzili miłe popołudnie, na walce pod okiem Looka – pojedynek na zaklęcia i Anny, która pokazywała im nowe, wyszukane sposoby natarcia i obrony białą bronią. Harry czuł się po tym maksymalnie wyczerpany, ale szczęśliwy. Nie używał już wcale różdżki w pojedynku, a Draco starał mu się w tym dorównać. Martin był bardzo zaskoczony, że blondynowi udało się rzucić zaklęcie, a potem wylewnie pochwalił chłopaka. - Jesteście po prostu niesamowici – nie mógł się nadziwić. – Mam wrażenie, że z każdym dniem rozwijacie się o kolejne tygodnie. I niech mi nikt nie mówi, że istnieją reguły i ograniczenia magii, ponieważ wy wszystkim im przeczycie, chłopaki. Mieli najpierw zjeść lunch, a potem udać się do Smoczego Grodu. W połowie posiłku do jadalni wpadły bliźniaki. Uśmiechnięci od ucha do ucha, niczym nie przypominali Harry’emu tych podenerwowanych młodzieńców, jakich spotkał rano. Snape natomiast przybrał na ich widok nienaturalnie wyprostowaną postawę, a usta zwęziły mu się w jedną linię. - Chcieliście jechać bez nas? – zapytali bezceremonialnie, zajmując miejsca przy i tak już pełnym stole. – Witamy profesorze – zwrócili się z wielkim uśmiechem Mistrza Eliksirów – Jak miło, że znów chce pan nas gościć u siebie. - Zaczynam mieć wrażenie, że na coraz mniej rzeczy mam wpływ w swoim domu – odpowiedział oschłym głosem, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Obecni spojrzeli na niego, zdziwieni nagłą zmianą humoru i nastawienia. - Coś się stało Severusie? – zapytał Harry, patrząc na chrzestnego. - Nie – odparł nie pojmując zainteresowania swoją osobą. - Profesorze, nawet sobie pan nie wyobraża, jak w szkole za panem tęsknią – odezwał się Fred, a Snape zgromił go wzrokiem. - To już nie ta sama szkoła, kiedy nie można się na pana natknąć – dodał George uśmiechając się całkiem dwuznacznie. - Ci wszyscy uczniowie pozbawieni przywileju przebywania z panem… - Oczywiście podczas lekcji, profesorze – dodał po chwili jego brat– Mają teraz tyle wolnego czasu, gdy nie muszą wykonywać dla pana zadań specjalnych. - Czyli wypracowań – dopowiedział za niego Fred – Tak tam teraz nudno… - Gryffindor na czele tabeli, bo nikt nie zabiera nam takiej ilości punktów jak pan. - Dokładnie – potwierdził drugi brat – Jest pan w tym – podkreślił – wyjątkowy i najlepszy. Snape wyglądał, jakby przeszedł załamanie nerwowe. - Dobra Look, nie dziwię się, że z nimi nie wytrzymałeś. Oni są straszni jak są mili, a co dopiero wtedy, gdy obiorą sobie kogoś na cel żartów. Martin pokiwał głową z satysfakcją. - Zawsze się może pan przekonać jak to jest być naszym celem – zwrócił się Fred do Snape’a – prawda George? OOO Harry wszedł do kominka zaraz za Draco i został porwany przez wir sieci Fiuu. Wypadł z ogromną szybkością z przewodu i gdyby nie stał tam blondyn, który pomógł utrzymać mu równowagę po lądowaniu, na pewno by się przewrócił. Na miejscu byli już Lucjusz i Severus. Gryfon szybko odsunął się od kominka, by zrobić miejsce kolejnym osobom, które uczestniczyły w wycieczce. Draco chwycił go za rękę i pociągnął w głąb pomieszczenia. Dopiero teraz Harry zwrócił uwagę na wygląd pokoju, a może raczej sali. Miała ona ogromną powierzchnię. Na samym środku znajdowały się dwie wielkie kanapy i kilka foteli. Pomiędzy nimi była ława a z przodu ogromny telewizor. Całe pomieszczenie skąpane było w naturalnym świetle, pochodzących z pokaźnych okien. Architekt miał chyba kompleks małego – pomyślał i zachichotał w duchu. Nie miał okazji dłużej rozkoszować się otaczającym go luksusem, ponieważ blondyn szybko prowadził go do wyjścia z pomieszczenia. - A wy gdzie? – Zagrzmiał Snape podejrzliwie, gdy w kominku pojawił się już Wolfram, a zaraz za nim Ron. - Pozwiedzać, zamierzam oprowadzić Harry’ego. - Nie zaczekacie za nami? – zapytał Lucjusz, a na twarzy malowało mu się zrozumienie względem planów swojego syna. - Nie – odparł Ślizgon szybko i opuścili razem z brunetem salę. - Pięknie tu – powiedział Harry, gdy oglądali kolejne, coraz to ciekawsze pomieszczenia, jak sala kinowa, pokój do ćwiczenia zaklęć, pracownia eliksirów, sala z lustrami do walki białą bronią i wiele innych. - Najlepsze zostawiłem na koniec, ale teraz chciałbym pokazać ci swój pokój. - Naprawdę jest taki ciekawy, czy to tylko pretekst by zwabić mnie i uwieść? Blondyn uśmiechnął się tajemniczo. - Sam wybieraj, Gryfiaku. Gdy znaleźli się już w pokoju, Malfoy położył swojego chłopaka delikatnie na łóżku. Harry’emu jednak nie spodobało się to zbytnio. Miał lepszy pomysł. - A może najpierw kąpiel? – Wyszeptał ponętnym głosem. Blondyn na początku udawał, że głęboko się nad tym zastanawia, ale Harry i tak już wiedział, że się zgodzi. Gdy znaleźli się już pod prysznicem, nie mogli oderwać od siebie wzroku. Całując się i myjąc nawzajem, czuli się wspaniale. Harry zamknął oczy i rozkoszował się każdym dotykiem oraz pocałunkiem. Draco uczynił podobnie, a jego ręce po omacku błądziły po ciele bruneta, pieszcząc je w każdy możliwy sposób. Czuł również dłonie Gryfona na swoim ciele oddające mu każdą zadaną przyjemność na swój sposób. Nie spodobało mu się gdy Harry przestał go dotykać i odsunął się. Chciał go przyciągnąć z powrotem i znów zanurzyć się w rozkoszy, jaką powodowała ich bliskość, lecz chłopak mu na to nie pozwolił. Otworzył oczy leniwie, a już po chwili rozszerzyły mu się one w ogromnym zdziwieniu. - Harry? Co ci się stało?- Odezwał się Malfoy zauważając, że jego kochanek wstrzymał oddech. Gryfon wzruszył ramionami, nie znając odpowiedzi na zadane pytanie. - Chyba wyglądamy podobnie – zauważył Złoty Chłopiec, a Draco machinalnie podniósł swoje ręce do góry i sam wstrzymał oddech z przerażenia. Wyszli szybko z kabiny i zarzucili na siebie szybko jeansy, nie zakładając nic na górę. Wybiegli z łazienki i szybkim krokiem dostali się do sali z kominkiem, przez który tu trafili. Gdy już przybyli na miejsce zziajani, wywołali nie lada sensację. W pomieszczeniu znajdowali się wszyscy którzy mieli uczestniczyć w wycieczce : stary Malfoy, Snape, Riddle, czwórka Weasleyów, Longbottom i Granger. Hermiona wraz z Tomem, obok którego siedziała i reszta nastolatków zaczęła się śmiać. Na twarzach pozostałych jednak widniało zdziwienie. - Co wam się stało? – Odezwał się zdziwiony Snape. – Jesteście cali fioletowi! I na dodatek w pomarańczowe kropki! I czemu jesteście… Prawie nadzy? – Powiedział z pewnym dystansem i złością. - Nie jesteśmy nadzy – obruszył się Draco – przecież mamy na sobie … spodnie. Ale przecież nie to jest ważne! – krzyknął – Jak ja wyglądam? Jak my wyglądamy! – wskazał na Harry’ego z rozpaczą w głosie – Czy ktoś może nam wyjaśnić co się stało? – odruchowo spojrzał na bliźniaków, którzy zwijali się ze śmiechu oraz siedzącego obok Wolframa, który również głośno chichotał. - To taki nasz nowy, mały eksperyment – powiedział Fred, ledwo powstrzymując się na chwile od śmiechu. - I jak widać działa znakomicie. – dodał George i ponownie obaj zaczęli głośno chichotać. - To wcale nie jest śmieszne! – oburzył się Draco – Ale to zejdzie prawda? My nie możemy tak wyglądać! - Spoko braciszku – odpowiedział mu Wolfram – nikt nie zagraża twojej nieskazitelnej, alabastrowej skórze, w ciągu pół godziny kolor powinien zejść. - Powinien? A co zrobicie jeśli nie zejdzie? Nie jestem żadnym królikiem doświadczalnym, byście testowali na mnie swoje dowcipy! Szczególnie jeśli dotyczą wyglądu! Idioci!- oskarżył ich, a w głosie miał rozpacz. - Panie Malfoy! – zagrzmiał Snape – Nie obchodzi mnie jak pan wygląda, ani kiedy to zejdzie do póki nie zagraża to waszemu życiu. Możecie mi teraz wyjaśnić dlaczego jesteście mokrzy i półnadzy? W zaledwie kilkanaście minut po przybyciu tutaj? - Kąpaliśmy się – wpadł mu w słowo Harry – w basenie. – skłamał. - W basenie? – zapytał Lucjusz podejrzliwie – Z tego co pamiętam, a jestem raczej pewny, że moja pamięć jest doskonała, to basen znajduje się z drugiej strony posiadłości, w dokładnie przeciwnym kierunku skąd przybiegliście. Snape uniósł brew, a Gryfon zarumienił się momentalnie. Obecni znów zaczęli się śmiać, stary Malfoy zdobył się jedynie na kpiący wyraz triumfu na twarzy, a za to oczy Severusa zmniejszyły się w ostrzegawczym geście. - Potter… – powiedział ostro – Raczyłbyś chociaż nie kłamać w żywe oczy. Powiedzmy, że nie obchodzi mnie co i gdzie robiliście i nie chce już nic słyszeć na ten temat – wyraził się jasno i klarownie, że obecny temat uważa za zamknięty. – A, Draco… zdecydowanie nie pasują ci te kolory – zdobył się na złośliwość, która w jego mniemaniu, poruszy Ślizgona. Na twarzy wykwitł mu dumny uśmiech, gdy zauważył reakcje blondyna na swój komentarz. - Na Merlina – powiedział cicho, kompletnie załamany, oglądając swoją rażącą kolorem skórę, jakby bał się, że zaraz mu odpadnie – Snape prawi mi komentarze w kwestii doboru kolorów a sam wyglądam jakbym został zaatakowany przez pomylonego malarza, albo bandę dowcipnisiów – warknął, ale zaraz przybrał znów podniosły ton i kontynuował – to chwila, kiedy widziałem i słyszałem już wszystko, mogę umrzeć – podniósł głowę i zwrócił się do stojącego obok niego chłopaka. Był w podobnie opłakanym stanie fizycznym co on, jednak na twarzy gościł mu uśmiech. Wyglądało na to, że spodobał mu się cały kawał, skoro jego skóra już niedługo miała wrócić do naturalnej barwy, a Severus nie zabił go za… małe przekształcenie prawdy… no bo przecież naprawdę się kąpali, a czy to ważne gdzie? – Harry – poprosił Draco – złóż moje ciało w dębowej trumnie, wyłożonej jasno niebieskim aksamitem, pasuje mi do oczu, dopilnuj aby moja skóra została pokryta dużą warstwą mlecznobiałych kosmetyków, nie mogę pozwolić by moi znajomi i fani oglądali mnie w takim stanie, nawet po śmierci. Dopilnuj, abym w ich pamięci pozostał młody i piękny, jak miało to miejsce jeszcze pół godziny temu – westchnął teatralnie, a w pomieszczeniu dało się słyszeć kolejną porcję śmiechów, która przerwała ciszę jaka zapanowała przy pierwszych słowach blondyna. - Oczywiście Draco, oczywiście. – odpowiedział mu Harry, sam chichocząc. – Przygotuję twój pogrzeb według instrukcji, ale niestety będziemy musieli przełożyć tą uroczystość, ponieważ twoja skóra wraca już do normalnego koloru. OOO Nie zabawili długo w salonie, ponieważ Draco chciał pokazać Harry’emu „to najlepsze, co zostawił na koniec”. Snape widząc, że chłopcy znów się dokądś wymykaj, rzucił za nimi jedynie : „Macie się odpowiednio zachowywać!”, za co został nagrodzony przez Lucjusza teatralnym wywróceniem oczu. Ślizgon pociągnął Gryfona w kierunku wyjścia z rezydencji. Znów oglądając kolejne korytarze, przez które przechodzili, brunet nie mógł wyjść z zachwytu nad Smoczym Grodem. Był on urządzone bogato, z przepychem, dając gościom do zrozumienia, że mieszkający tu ludzie pochodzą z wyższych sfer, a jednocześnie elegancko i całkiem przytulne. Miało się wrażenie, jakby każdy element pomieszczeń był idealnie do siebie dobrany i postawiony tu, a nie gdzie indziej, z jakiegoś konkretnego powodu. Całość budziła zachwyt i chęć pozostania tu dłużej. Harry nie mógł się nadziwić, że Draco nigdy nie wspominał mu o swoim wspaniałym domu. Nie wiedział także, jak po jedenastu latach w takim miejscu, Ślizgon mógł przywyknąć do zimnych murów zamków Hogwartu czy nawet do pięknego, lecz zupełnie różnego od tego, domostwa Snape’a. - W Srebrnym Wzgórzu mam ciebie, a w szkole… przyjaciół – odpowiedział, odczytując trafnie myśli chłopaka. – Cieszę się, że ci się podoba, ale teraz pokaże ci za czym naprawdę tęsknię, gdy jestem daleko od domu. Wyszli na dwór i Harry musiał aż wstrzymać oddech z zachwytu nad pięknem ogrodu, w którym się znaleźli. Niezliczonej ilości kwiaty, których Gryfon nigdy jeszcze nie widział i nie mógł im nadać nazwy oraz kilka tych popularnych, jakie widuje się w mugolskich ogrodach jak róże czy tulipany. Wszystkie rośliny miały najróżniejsze barwy kolorystyczne, ułożone w idealnej harmonii przez osobę o wyśmienitym guście i stylu. - To wszystko – Draco wskazał na malowniczo wyglądający krajobraz, malujący się przed jego oczami – jest dziełem mojej matki. Kocha swoje rośliny niemal tak bardzo jak własną rodzinę. To jeden z powodów dla którego tak długo nie chciała opuścić tego miejsca. Jest bardzo przywiązana do wszystkiego co tu mamy i widzę, że już nie może się doczekać, kiedy znów będziemy mogli do tego wrócić. A teraz choć – pociągnął go w kierunku budynków stojących obok domu – pokażę ci czym ja, mój ojciec i brat zajmujemy się, kiedy matka pielęgnuje swoje rośliny. Harry usłyszał znajomy mu odgłos i domyślił się czym jest ten budynek. Kolejny dźwięk upewnił go, że podążają do stajni, pełnej koni. Murowane z czerwonej cegły pomieszczenie rzeczywiście było pełne boksów, a w większości z nich znajdowały się te wspaniałe zwierzęta. Brunet nie mógł wyjść z podziwu. Zawsze chciał nauczyć się jeździć i zazdrościł Dudleyowi, który najpierw był prowadzony na kucach, a następnie uczył się dosiadać konie. Co prawda całe zainteresowanie jeździectwem nie trwało dłużej niż tydzień, gdyż jego kuzyn szybko znudził się całym procesem przygotowawczym, który prowadził do prawdziwej jazdy konnej. Nie pomogło mu również to, że przez swoją posturę miał problem z wejściem na konia, nawet z pomocą instruktora, ani to, że przydzielony mu wałach, jakby wyczuł odpychający charakter chłopaka, najpierw szczypnął go zębami, a kolejnym razem zrzucił z grzbietu, kiedy siedzący na nim natręt pociągnął go z całej siły za grzywę. Jednak nawet takie doświadczenia Dudleya były większe niż Harry’ego. Wszystkie konie zamknięte były w boksach, oprócz jednego. Kruczoczarny, słusznej postury koń stał na końcu stajni i jakby ich obserwował. Był po prostu piękny. Harry poczuł, jakby biła od niego aura doskonałości i jakiejś nieopisanej siły czy majestatu. W porównaniu z nim, reszta koni, wyglądała zaledwie na ładne, gdyż on przebijał ich swoją perfekcyjnością. Podniósł na nich oczy i Harry, aż wypowiedział ciche „wow” nie mogąc inaczej w tej chwili wyrazić swojego zachwytu. Koń prychnął, a brunet odniósł wrażenie jakby zwierze się z niego śmiało i ganiło za brak elokwencji. Było to co prawda śmieszne uczucie, ale Gryfon nie mógł nic na to poradzić. Draco zaczął zbliżać się do pięknego zwierzęcia, a ono znów prychnął, tym razem ostrzegawczo. Ślizgon nie zawahał się jednak i wciąż przybliżał się do konia. - Cii … spokojnie … – szeptał. Był już na tyle blisko, że mógł go dotknąć, co zresztą za chwilę zrobił. Odnieśli paradoksalne wrażenie, że zwierze walczy ze sobą, jak powinno zareagować na tę pieszczotę. Uderzało niespokojnie kopytami o ziemię, machało zawzięcie ogonem, lecz nie odwróciło się. - Widzisz, nic ci nie zrobię… – uspokajał go blondyn – Jesteś piękny – wyszeptał do niego, po czym zwrócił się do Harry’ego. – Nie widziałem go jeszcze, na pewno mój ojciec nabył go niedawno i bez wcześniejszego zaplanowania, czasami mu się to zdarza, gdy trafi na naprawdę wspaniały okaz, jak ten. Podejdź – zaproponował – gdyby był niebezpieczny ojciec ostrzegłby mnie. Na pewno domyślił się, że będę chciał cię tutaj zabrać. Harry podszedł niepewnie, czując, że koń śledzi każdy jego ruch. Pogłaskał go, rozkoszując się szorstkim dotykiem krótkiej sierści. Draco odszedł w kierunku boksu i zaraz wrócił z siodłem. - Zamierzasz go osiodłać? – zapytał Gryfon, nie lada przestraszony tym pomysłem. - Oczywiście. Nawet nie masz pojęcia jaką mam ochotę go wypróbować, mam wrażenie, że jazda na nim będzie niezwykle przyjemna. Zabiorę cię do mojego ulubionego miejsca w lesie. - No dobrze – zgodził się Harry, nie był jednak przekonany co do tego pomysłu. Ten czarny ogier wywoływał w nim jakieś dziwne odczucia. - Nie bój się, Gryfiaku – zaśmiał się Malfoy – przy mnie nic ci się nie stanie – przytulił bruneta, a Potter mógłby przysiąc, że słyszał ciche prychnięcie. Zaczynam mieć paranoje. – pomyślał. Draco osiodłał wierzchowca i ostatnie nadzieje Harry’ego na to, że koń może sobie na to nie pozwoli i będą musieli zrezygnować z wyprawy, pękły jak bańka mydlana. Ślizgon pomógł mu wsiąść, a potem sam zajął przed nim miejsce. Krzyknął radosne „trzymaj się” i brunet wczepił się w niego oplatając ramionami, najmocniej jak potrafił. Koń spokojnie ruszył w kierunku wyjścia ze stajni, by zaraz za jej progiem przyśpieszyć. Gryfon na początku czuł się przerażony, ale niedługo potem odprężył się i poczuł przyjemność wynikającą z dosiadania tego pięknego zwierzęcia. Stępem podążyli w kierunku lasu widocznego z posiadłości. Jazda, choć szybka, nie wywoływała u bruneta negatywnych odczuć i szybko przerzucił się z nerwowego śledzenia kopyt konia na podziwianie krajobrazu. Słońce było nadal wysoko na niebie, pieszcząc ich twarze ciepłymi promieniami i umilając podróż. Przedarli się przez gęstą zasłonę pierwszych drzew i kilka minut później znaleźli się na uroczej polanie, przez którą przepływał rwący strumyk. Harry wsłuchał się w przyjemny odgłos, jaki wydawała woda uderzająca w kamienie, aż Draco zwrócił mu uwagę, że mogą zejść. Brunet przerzucił wzrok na dalszą część polany i zauważył, że w jej głębi, między drzewami stoi niewielka chatka z drewna. - To taka nasza mała świątynia, do której ja i Wolfram uwielbialiśmy przychodzić, jak byliśmy dziećmi – wyjaśnił blondyn. – Czasami nawet udało nam się namówić ojca by pozwolił nam zostać tu na noc, a wtedy udawaliśmy, że jesteśmy zagubionymi podróżnikami, którzy zgubili się w niebezpiecznej puszczy i muszą się ukrywać przed dzikimi zwierzętami – zachichotał. – W każdym razie ja nadal lubię tu przyjechać, gdy mam coś do przemyślenia. Podeszli do chaty i Draco przywiązał konia do jednej z belek, podtrzymujących daszek nad drzwiami domku. Harry zauważył, że obok wejścia znajduje się wiadro z krystalicznie czystą wodą, zapewnie utrzymywaną w takim stanie przez czary. Koń jednak nie zwrócił uwagi na możliwość skosztowania orzeźwiającej wody, za to uważnie śledził ruchy chłopców. Weszli do chatki i Harry od razu poczuł bijącą z niego magię, taką samo jak odczuwał w domach Malfoyów i Snape. Widocznie nawet ta chata była dobrze chroniona i ukryta przed Aurorami. Pomieszczenie nie było duże. Kilka szafek, półki z książkami, dwa pojedyncze łóżka, para drzwi prowadząca zapewne do łazienki, nieduża oddzielona przestrzeń, która za pewnie miała służyć za kuchnie, gdyż stał tam niewielki stół z trzema krzesłami, niewielki blat do przygotowania posiłku, lodówka i ekspres do kawy. Usiedli na jednym z łóżek i Draco opowiadał mu co ciekawsze historie i zabawy, w jakie bawili się na polanie razem z Wolframem, a czasami przyprowadzali tutaj nielicznych znajomych, którzy dołączali do ich gier. Harry nie mógł powstrzymać ukłucia zazdrości, jakie wywołało u niego przypomnienie sobie własnego dzieciństwa i nieustannych utarczek z kuzynem i jego bandą, więc posmutniał trochę, że nie mógł blondynowi opowiedzieć równie ciekawych wspomnień. - Harry? - Hmm. - Coś się stało? Zamyśliłeś się. - Nie w porządku. – brunet uśmiechnął się minimalnie – Wiesz co? Może wrócimy do tego co przerwał nam kawał bliźniaków? - Oj, Gryfiaku – wyszczerzył się blondyn – robisz się bardzo niegrzeczny – zbeształ go, ale od razu przybliżył się do niego i pocałował. Wtedy usłyszeli z zewnątrz jak koń głośno zaczął rżeć. Poderwali się z łóżka i wyszli z chaty, myśląc, że może coś się stało albo ktoś nadchodzi. Wszystko jednak wyglądało w porządku, ogier stał w tym samym miejscu co wcześniej i pił wodę z wiaderka. Zdziwieni popatrzyli na siebie, bo to raczej nie możliwe by obu wydawało się to samo. Weszli z powrotem do środka, a Harry poczuł na swoich pośladkach rękę blondyna. Zaśmiał się krótka, ale sam zaraz objął Ślizgona w pasie i powrócili do przerwanych czynności, opierając się o ścianę chaty, tuż obok wejścia do niej. Nie minęła minuta, gdy brunet zaczął powoli odpinać guziki od koszuli swojego chłopaka i znów usłyszeli ten dźwięk. Wyszli na zewnątrz, nieco poirytowani, ponieważ znów im przerwano, ale nie zauważyli niczego dziwnego i obrzucili konia lustrującym spojrzeniem. - Chodź, on jest jakiś dziwny – powiedział patrząc na czarnego wierzchowca – może jeszcze nie przyzwyczaił się do nowego miejsca –chwycił Harry’ego za rękę i poprowadził z powrotem do domku. Obydwoje zaczęli odczuwać pragnienie, wymagające natychmiastowego spełnienia, tym bardziej, że już trzy razy zostało im to przerwane w przeciągu dwóch godzin. Gryfon poczuł, że blondyn podnosi jego t-shirt, zaraz po przekroczeniu progu chatki. Sam zajął się ściąganiem koszuli Ślizgona, błądząc jednocześnie dłońmi, po wyrzeźbionej klatce piersiowej chłopaka. Całowali się z pasją i odrobinę nerwowo. Zielonooki pozbawiony już górnej części ubrania, wyczuł, że Ślizgon zaczyna odpinać jego pasek, jednocześnie ssać i liżąc wrażliwe części jego szyi. Jęknął z rozkoszy i zauważył, że jego spodnie zaczynają się robić trochę ciasne. Po raz kolejny usłyszeli rżenie, tym razem jeszcze głośniejsze i częstsze. Jęknęli wspólnie z irytacji. Na pół rozebrani, bardzo niechętnie oderwali się od siebie i przeklinając w myślach na czym świat stoi, wyszli na zewnątrz, patrząc z wyrzutem na konia, który znów im przerwał. Ogier prychał i rozgrzebywał kopytami ziemię. - Może jest chory? – zapytał Harry. Miał wrażenie, że zwierze nie spuszcza z niego wzroku i patrzy na niego z wyrzutem. Czy konie mogą wyczuwać, że … ? Właściwie przecież nie robili nic złego, a on miał pod wpływem tego spojrzenia dziwne wyrzuty sumienia, jakich nie czuł wcześniej. - Nie wydaje mi się – mruknął Draco, trochę nerwowo. Podszedł do zwierzęcia i obejrzał go z bliska. – Nigdy wcześniej go nie widziałem, ojcu zdarza się kupować nowe konie, ale zazwyczaj mi o tym w końcu wspominał – mówił jakby do siebie – a on jest jakiś dziwny. - Co przez to rozumiesz? – zapytał brunet, ale nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast to Draco odsunął się od przywiązanego wierzchowca, wyciągnął różdżkę i rzucił na niego jakieś niewerbalne zaklęcie. Przez chwilę nic się nie działo, a potem koń zaczął zmieniać kształt. Na jego miejscu pojawił się człowiek, który gdyby nie poważna sytuacja, wywołałby u nich wybuch śmiechu. Miał ponurą, poważną i poirytowaną minę, na pół przyczepione do siebie siodło, które w miarę zmieniania kształtu spadło niżej i jedynie jakiś pasek, zahaczony o guzik jego szaty nie pozwolił opaść mu na ziemie. Na twarzy wciąż wisiało mu ogłowie, które zaraz ściągnął i rzucił na ziemię. - I co się gapicie? Nie jesteście w zoo. Chyba nie przypominam szympansa, który tylko czeka, aż małe dzieci rzucą mu banana do klatki, prawda? – warknął Snape, a Harry poczuł, że gdyby było to fizycznie możliwe, to zbierałby teraz swoją szczękę z ziemi. - A może nam pan profesorze wyjaśnić, co tutaj robi? – zapytał Gryfon, nie wiedząc co powiedzieć. - Jakbyś Potter, nie zauważył, to wy mnie tutaj przywieźliście, albo raczej przyjechaliście na mnie – wypowiedział to tonem, jakby było to sporym pogwałceniem jego godności – dlatego nie zadawaj głupich pytań. - Ale dlaczego wcześniej pan się nie ujawnił? Skąd mogliśmy wiedzieć… – zaczął się tłumaczyć brunet, a Draco ciągle stał, jakby niedowierzał własnym oczom w to co przed chwilą zobaczył. - Może byś się w końcu zdecydował, Potter. Mów do mnie albo po imieniu albo per pan czy profesorze. Nudzi mnie to, że zmieniasz swój zwrot za każdym razem, jak tylko wpadasz w kłopoty. A wracając do rozmowy, ktoś musi pilnować wasze tyłki. W dosłownym tego słowa znaczeniu – wysyczał. - To dlatego nam przerywałeś – odparł ze zrozumieniem Draco i zachichotał cicho, nie przejmując się groźnym spojrzeniem nauczyciela. - Ktoś musi bronić cnoty tego bachora – wskazał głową na Harry’ego, obrzucając go irytującym spojrzeniem – skoro dla ciebie już za późno – powiedział kpiąco, patrząc na Draco. - Dla mnie też – powiedział cicho Harry. Snape momentalnie przerzuci na niego uwagę, a wyrazu jego spojrzenia nie powstydziłby się głodny bazyliszek. Warknął w irytacji, ale nic nie powiedział. Znów spiorunował wzrokiem Draco, jakby chciał przez to powiedzieć, że za wszystko wini wyłącznie jego. - Pamiętaj, że nam na to pozwoliłeś – przypomniał Gryfon, rumieniąc się. Nigdy by się nie przyznał, że zdarzyło się to dużo wcześniej. - Czy ty Potter, usłyszałeś kiedykolwiek ode mnie, że daje wam zgodę na pieprzenie się? Bo jakoś sobie nie przypominam. - No… może nie dosłownie, ale powiedziałeś, że Draco może u mnie spać… - Spać! Rozumiesz znaczenie tego czasownika! Oznacza to, że miał spać obok ciebie, a sen Potter to stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie okołodobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości i bezruch! – wyrecytował – Bezruch, rozumiesz? Nie ma tam żadnej mowy o jakichkolwiek ruchach czy dotykaniu się dwóch osób, czy innych rzeczach, które mogliście robić, a ja nie mam najmniejszej ochoty o nich nawet myśleć! – krzyknął cicho z niesmakiem. -To trzeba było to powiedzieć dosłownie – odparł Harry zawstydzony. - Merlinie, pomocy. – jęknął profesor – Dwóch napalonych na siebie nastolatków i to niby ja mam was pilnować. Syzyfowa praca. - To może już wrócimy do Smoczego Grodu? – zapytał Harry, chcąc koniecznie zmienić temat. Snape prychnął. - Ale na piechotę – powiedział – Mam dość upokorzeń na jeden dzień, jeszcze nigdy nikt mnie nie osiodłał! – obrzucił Malfoya nieprzychylnym spojrzeniem. Chłopcy z powrotem założyli na siebie koszulki i podążyli za odchodzącym już profesorem. Wracali w milczeniu do posiadłości. Dopiero jak znaleźli się przy głównych drzwiach Harry ośmielił się cicho odezwać. - Jesteś piękny wujku w swojej animagicznej postaci, naprawdę piękny – powiedział i ruszył szybkim krokiem na przód, wstydząc się własnej śmiałości. Draco ruszył za nim, uśmiechając się pod nosem. Snape stał jak wmurowany w podłoże. Nie wiedział co go bardziej zdziwiło : zwrot Gryfona czy komplement. Chłopcy poszli w kierunku sali z kominkiem. Byli tam wszyscy goście i wyglądało jakby się gdzieś wybierali. - I jak tam papużki nierozłączki? – zapytał Lucjusz na ich widok. Harry zaczerwienił się, a Draco uśmiechnął porozumiewawczo do ojca - Nawet nieźle gdyby nie to – Draco spod oka spojrzał na Snape’a, który właśnie wszedł do pomieszczenia – że konik, na którym jechaliśmy był dość płochliwy. - Doprawdy? – odpowiedział mu ojciec, a Ślizgon zobaczył w jego oczach po chwili blask zrozumienia i rozbawienia – A który dokładnie? Będę musiał sam się nim zająć. Nie mogę dopuścić do tego, by ktoś psuł plany mojego syna – również spojrzał na Severusa, który wywrócił na to oczami i spojrzał wyzywająco na przyjaciela. - Twój nowy nabytek, ojcze. Piękny, czarny ogier. Był naprawdę bardzo dostojny, ale nie zawsze umiał się odpowiednio dopasować do sytuacji. Można powiedzieć, że … był dość wścibski i ciekawski. - Chyba powinienem jeszcze go podtrenować. Doprawdy, nie rozumiem, jak mógł się zachowywać się tak niekulturalnie, nieposłusznie i… - Możecie już przestać? Sam mogłeś ich pilnować, a nie teraz się ze mnie nabijać. Lepiej byś zajął się wychowaniem syna na skromnego młodzieńca, który nie deprawuje innych.- Severus dogryzł Lucjuszowi, a ten jedynie uśmiechał się do niego pod nosem. Snape warknął z irytacji. – Gdzie idziecie? – zapytał chcąc zmienić temat. - Zaproponowałem, abyśmy skorzystali z kąpieli w gorących źródłach, nie wiadomo kiedy znowu będzie do tego okazja – odpowiedział gospodarz domu – Nie uważasz, że to wspaniały pomysł? - Jasne. Potrzeba nam jeszcze więcej okazji, przy których będziemy mogli ze sobą flirtować i oglądać się półnagich – warknął, wywołując powszechny chichot. – Zwłaszcza, że łaźnia jest damsko-męska. A, w sumie większości i tak to nie robi różnicy. Udali się razem w kierunku ogrodu, gdzie miała znajdować się szatnia. - Draco – zapytał Złoty Chłopiec – co to są właściwie te łaźnie? Ślizgon zachichotał. - To są tradycyjne japońskie łaźnie. Mój ojciec uwielbia japońskie klimaty i dlatego zlecił budowę ich w naszym domu. Anglikom może wydać się dziwna ta tradycja. W każdym razie teraz idziemy do pomieszczenia, gdzie będziemy musieli się rozebrać. Znajduje się tam taki długi stół, a na nim koszyki do których wkłada się ubrania i później składa pod stołem. Ze względu na to, że nasza szatnia jest koedukacyjna, znajdują się tam również ręczniki, którymi można się zakryć. - Mam się przy nich rozebrać? – jęknął Gryfon zbyt głośno, czym zwrócił na siebie uwagę towarzystwa. Kątem oka dostrzegł również, że jego przyjaciele przysłuchują się wyjaśnieniom blondyna i sami nie wyglądają na zbyt zachwyconych tą perspektywą. - Jakoś nie miałeś z tym wcześniej problemów – rzucił do niego Snape, gromiąc go wzrokiem. - Tak, ale to była inna sytuacja – wyjąkał, próbując ukryć zażenowanie. Dobiegł go chichot kilku osób, w tym Draco, który tłumaczył dalej. - Później przechodzi się do łaźni, gdzie znajdują się tak jakby małe prysznice. Należy tam usiąść na stołku i dokładnie się obmyć. Tradycyjnie w Japonii tak właśnie wygląda kąpiel. Potem przechodzimy do gorących źródeł, które wyglądają jak wielkie jacuzzi, tyle, że zamiast bąbelków unosi się para. Tam pod wodą zdejmuje się ręczniki i relaksuje w kąpieli. - Ale naprawdę musimy robić to nago? – jęknął znowu Harry, tym razem na tyle cicho, by mógł usłyszeć to tylko Draco. - Nie martw się, Gryfiaku – zaśmiał się Ślizgon – oni wiedzą, że jesteś tylko mój. Zobaczysz jaki będzie ubaw, jak będą miały to zrobić dziewczyny. Chociaż po Ronie można się spodziewać podobnego zachowania, co po kobietach, a mój brat będzie pewnie chciał mu w tym pomóc. Przeszli do szatni i wszystko odbyło się tak, jak opisywał blondyn. Nie obyło się bez pisków dziewczyn, gdy pomimo tego, że próbowały zakrywać się nawzajem ręcznikiem, bliźniacy próbowali je podejrzeć. Dopiero wyzwani przez Snape, porzucili swoje zadanie z łobuzerskim uśmiechem informując wokół obecnych, że profesor jest na pewno zazdrosny. Nikt nie rozumiał jednak dlaczego miałby być zaborczy w stosunku do Ginny czy Hermiony, szczególnie, że tą ostatnią widocznie interesował się Tom. Przeszli ciasno owinięci ręcznikami w kierunku gorących źródeł. Harry zauważył, że na brzegu każdego z nich znajdują się piękne ozdobne kamienie, a Draco poinformował go, że na nich można usiąść. Wokół znajdował się różnorodny i zachwycający ogród, rodem wycięty z encyklopedii o lasach deszczowych. Całość zachwycała i wprawiała w stan odprężenia. - Panie Malfoy… Czy mógłby pan przestać tak gapić się na mojego chrześniaka? – Zapytał Snape z trudnością powstrzymując się od rzucenia jakiegoś zaklęcia niewybaczalnego. Draco po prostu pożerał idącego przed nim chłopaka wzrokiem. - Och, Severusie… – Zaczął Tom, który nie mógł tak samo oderwać wzroku od Hermiony. – Po prostu odrobinę wyluzuj! I zacznij cieszyć się życiem… – Powiedziawszy to odrzucił delikatnie brązowe włosy z ramiona dziewczyny, by móc się w nie wpatrywać. Zarumieniła się nieco, ale nie zrobiła nic, z czego mogłoby wynikać, że jest przeciwna takim zalotom. - A nie mówiliśmy, że to kółko wzajemnej adoracji? – Zaczął Fred – Snape… - Nie! Wy macie się trzymać ode mnie z daleka! – Powiedział zbyt głośno i histerycznie, niż to do niego pasowało. - Och, nie przesadzaj… – Powiedzieli jednocześnie i uczepili się go, jeden z jednej strony, drugi z drugiej. Przysunęli się tak bardzo, że ich nagie torsy dotykały ramion Severusa. – Snape’uś… - Spieprzać! – Krzyknął i spróbował się wyrwać, ale bliźniacy skutecznie go przytrzymali. Westchnął głośno. – Dobra… Czego chcecie? - Ciebie! – Krzyknęli wspólnie. - Dlaczego nie możecie się ode mnie odczepić? – warknął, próbując odsunąć się od nich, ale oni trzymali go mocno i wciąż podążali prosto. - Po prostu… – zaczął George. - …bardzo cię lubimy! – dokończył Fred. Severus zauważył, że współtowarzysze zaczynają się z uśmiechem wpatrywać w scenę, jaką urządzili mu bliźniacy i miał ochotę zapaść się pod ziemie. Nie miał nawet siły wymyślać żadnych uszczypliwości, by ci narwani dowcipnisie się od niego odczepili. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Użył niewerbalnego i bezróżdżkowego zaklęcia i bliźniacy odskoczyli od niego, jakby zostali porażeni przez prąd. Zachichotali, ale wyglądało na to, że stracili chęci na dalsze maltretowanie swojego profesora, a przerzucili się na swojego brata i Wolframa. Sam jesteś sobie winien – pomyślał profesor – trzeba było wczoraj nie pić i wyjść z tej łazienki. Starsi mężczyźni od razu podążyli w kierunku „wanien”, gdzie po zanurzeniu odłożyli skromne materiały, jakimi do tej pory się zakrywali i zajęli się rozmową. Wolfram i Draco stanęli po dwóch stronach Gryfonów, obserwując ich z lekkim uśmiechem i czekając na jakikolwiek ruch. Bliźniacy w końcu poszli w ślady dorosłych i nie zważając na ciche przekleństwa profesora, wpakowali się do wody, zajmując miejsce po obu jego bokach, zdecydowanie zbyt blisko, niż by sobie tego życzył. Harry dał się w końcu namówić i wszedł do gorącego źródła wraz ze swoim chłopakiem, siadając najdalej jak to było możliwe od reszty towarzystwa, rad, że Severus zajął się odpędzaniem od bliźniaków, a nie obserwowaniem jego osoby, gdyż mogli sobie po chwili, pod wodom pozwolić na skromne pieszczoty. Wolfram w końcu siłą pociągnął Rona, który uczepił się w akcji ratunkowej Neville’a i tak trzej zajęli miejsca niedaleko Harry’ego i Draco. Dziewczyny nie wyrażały jednak najmniejszej chęci aby dołączyć do grona dziesięciu prawie nagich mężczyzn i cicho próbowały wymknąć się z powrotem. Ich ewakuacja została jednak dostrzeżona, tak więc Tom i Lucjusz, oplótłszy się wcześniej ręcznikami, wyszli z basenu i biorąc je na ręce, siłą zaprowadzili piszczące dziewczyny do wody, sadzając obok siebie. Dziewczyny odmówiły zdjęcia ręczników, a mężczyźni wspaniałomyślnie postanowili ich na to nie namawiać. Para wydobywająca się z podziemnych źródeł była gęsta, ale nie na tyle by ograniczać widoczność, dlatego już po chwili można było dostrzec rumieniących się lub zapatrzonych w siebie ludzi. Lucjusz wyczarował po chwili duży, okrągły pływający talerz, zakrzywiony po bokach, a na nim stało dwanaście kieliszków, który płynął od osoby do osoby, czekając aż każdy weźmie swoją porcję. Dziewczyny chętnie skorzystały z okazji, by zająć się czymś innym niż słuchanie mężczyzn i jednocześnie wypiły po dużym łyku trunku, momentalnie wypluwając zawartość do wody i powodując chichot u obecnych. - Co to ma być? – skrzywiła się Hermiona. - Obrzydlistwo! – dodała Ginny wycierając ręką usta. - Panie wybaczą – odezwał się rozweselony Tom – miały panie okazje skosztować tradycyjnego Sake, zapomnieliśmy, że dla niewprawionych osób może być on za mocny – sprawił, że kieliszki w rękach dziewczyn przemieniły się w tradycyjne szklaneczki, w których podaje się drinki, a blady napój zmienił się w pomarańczowy sok z niewielkim dodatkiem wódki, jak poinformował ich mężczyzna. – jeszcze ktoś wolałby coś słabszego? Neville i Ron spojrzeli na siebie niepewnie, a później na trzymane w rękach kieliszki, ale pokiwali głowami, zaprzeczając. Kilka najbliższych godzin minęło na całkowitym relaksie. Rozmawiali ze sobą, ciesząc się spokojnymi chwilami i mogli zapomnieć o wszystkim co czeka ich po powrocie do normalnego, szkolnego trybu. Wspólnie ustalili, że zostaną w posiadłości na noc i dopiero rano wrócą do Srebrnego Wzgórza. Młodzież bardzo chętnie na to przystała, a Wolfram zaproponował aby wieczorem pograli w gry integracyjne, cokolwiek to miało znaczyć w jego mniemaniu. Zjedli pyszną kolację przygotowaną przez skrzaty domowe, a po rozdzieleniu sypialni, młodzież spotkała się w sali, gdzie zazwyczaj domownicy ćwiczyli pojedynki na zaklęcia. Harry i Draco przetransmitowali kilka rozłożonych tam poduszek w większe z niewielkim oparciem i wszyscy usiedli w kręgu. - Butelka, poker albo prawda czy wyzwanie? – zapytał Wolfram. - Ostatnie – powiedzieli bliźniacy z łobuzerskim uśmiechem. Reszta popatrzyła na siebie niepewnie, ale przystali na propozycję rudzielców. Czarnowłosy wyjął z kieszeni niewielkich rozmiarów kuleczkę, wypełnioną białym dymem i położył ją na środku koła, jakie tworzyli. Poinformował wszystkich, że jest to fałszoskop i w wypadku gdy ktoś będzie kłamał, zmieni barwę na czerwony. - Ginny, zaczynaj – powiedział Wolfram. - Dlaczego ja? – zapytała oburzona dziewczyna, nie chcąc być pierwszą ofiarą. - Bo jesteś najmłodsza – oświadczył młody Malfoy, szczerząc się do niej. - To ty jesteś najmłodszy – zauważyła dziewczyna. - Owszem, ale ja jestem mężczyzną i uczyli mnie, abym dawał pierwszeństwo kobietom. Udobruchana dziewczyna, nie wiadomo czy przez dżentelmeński gest, czy może za nazwanie jej „kobietą”, zgodziła się w końcu by zacząć. - Prawda czy wyzwanie – zapytał Wolfram. – Ja, jako pomysłodawca, zaczynam. - Niech będzie wyzwanie – spojrzała bezradnie na kulkę, która chcąc czy nie chcąc, zmusi ich do mówienia prawdy. - Ostro zaczynasz, super – uśmiechnął się, a dziewczyna jęknęła, spodziewając się najgorszego scenariusza.- Wybierz osobę, która najbardziej ci się tutaj podoba i dotknij ją w miejsce, które uważasz za najbardziej intymne. Dziewczyna zbladła i siedząca obok niej Hermiona podobnie. Harry poruszył się niespokojnie. Większość osób patrzyła na zmianę na Ginny i Harry’ego, pewni, że to właśnie jego wybierze. Wyzwana popatrzyła niepewnym wzrokiem na kulkę, która w jej mniemaniu była teraz największym złem świata i podniosła się niepewnie z poduszki. Poszła w kierunku Złotego Chłopca, ale zamiast ukucnąć obok niego, zwróciła się do Draco i szybko dotknęła niewielkiego wybrzuszenia w spodniach i od razu wróciła na swoje miejsce, czerwieniąc się jak piwonia. W sali dało się słyszeć cichy chichot, nagle przerwany głośnym „auł”, gdy Hermiona uciszyła Wolframa palnięciem w głowę. To trochę rozładowało atmosferę i teraz wszyscy śmiali się z młodego Malfoya, spoglądającego wilkiem na Hermione. Dziewczyna siedziała dumnie na swoim miejscu, po czym, jak przystało na dobrze wychowaną nastolatkę, pokazała mu język. - Ginny, teraz ty losujesz – powiedział Draco, a przed nią pojawiła się szklana kula ze złożonymi karteczkami. - Dobry pomysł braciszku – pochwalił Wolfram. Dziewczyna włożyła rękę do naczynia i wyjęła jedną z karteczek; rozwinęła ją i głośno powiedziała: - Fred, prawda czy wyzwanie. - Prawda siostrzyczko – uśmiechnął się rudzielec. - Niech będzie. To klasyka. Twój pierwszy stosunek : z kim, gdzie, kiedy i jak było. - To nie wierzycie w moją cnotę? – oburzył się jeden z bliźniaków, a kulka zajarzyła się czerwienią. – No co … tylko sprawdzałem … Blaise, moja czwarta klasa, łazienka prefektów, było szybko i nerwowo. - Facet? – zdziwiła się Ginny - Blaise stracił dziewictwo w trzeciej klasie? – spytał Wolfram zazdrosnym głosem. - Jakoś tak wyszło – odpowiedział uśmiechnięty Fred i przesunąwszy do siebie kulę z imionami, sam wylosował kolejną ofiarę. - Hermiona – odczytał z diabelskim zadowoleniem na twarzy. Dziewczyna jęknęła, a wtedy usłyszeli pukanie do drzwi. Odwrócili się i zobaczyli wchodzących do sali trzech mężczyzn. - Taka zabawa bez nas? – zaśmiał się Tom i wziąwszy poduszkę dosiadł się do kręgu. - On mnie zmusił – zaznaczył Lucjusz, wskazując na Riddla i również zajął miejsce wśród młodzieży. Snape stał ciągle w wejściu. - Na mnie nie patrzcie, nie zamierzam grać w tą irytującą grę dla napalonych nastolatków – warknął i założył ręce na piersi, w obronnym geście. - Severusie, wyluzuj – zachęcił Tom – Pokaż młodzieży, że nie jesteś starym zgredem. Mężczyzna prychnął na tą zniewagę, ale nie ruszył się z miejsca. - Severusie – spróbował jeszcze raz Riddle – pamiętasz te zdjęcia, które ktoś czystym przypadkiem zrobił ci w kąpieli, gdy żaliłeś się swojej gumowej kaczuszce? Chyba nie chcesz by zobaczyli je w Hogwarcie, a mam tu co najmniej dwóch dowcipnisiów, którzy chętnie skorzystaliby z okazji, aby je opublikować. Więc albo do nas dołączysz, albo przypadkiem mogą się one znaleźć w bagażu bliźniaków – zakończył uśmiechając się łagodnie. Snape ruszył w ich stronę, zgrzytając zębami, a obecni cudem powstrzymywali się, by nie wybuchnąć śmiechem. - To zagranie jest nieludzkie, nawet jak na ciebie – powiedział, wziął gwałtowanie poduszkę, rzucił ją między Harry’ego i Draco, tak, że chłopcy musieli się od siebie odsunąć i usiadł między nimi, w nienagannej, wyprostowanej pozycji. Blondyn wypowiedział coś bezgłośnie i w kuli pojawiły się dodatkowe karteczki. - Więc Hermiona, co wybierasz? – zapytał Fred wracając do zabawy. - Wyzwanie. - Idealnie, pocałuj osobę, obecną w tym pokoju, która najbardziej ci się podoba. W usta oczywiście – dodał szybko. Dziewczyna na początku bardzo się przestraszyła. Spróbowała ostatniej deski ratunku. - Fred, mogę odrabiać za ciebie wszystkie zadania domowe przez miesiąc jak mnie z tego zwolnisz, proszę. – powiedziała błagalnie, patrząc na rudzielca - Nie ma mowy! – oburzył się Wolfram – Zadanie to zadanie. - Co racja to racja – odparł rudowłosy, wpatrując się z wyczekiwaniem w pobladłą dziewczynę. -Hermi, to zabawa – zachęciła już Ginny, ciesząc się, że swoje upokorzenie ma już za sobą, szczególnie, że nie było wtedy w pokoju dorosłych. - Panno Granger i tak wszyscy wiedząc za kim wodzisz oczami, więc nie wyczekuj na jakieś wielkie zaskoczenie – odparł szorstko Snape – I on też nie będzie miał nic naprzeciwko – dodał, a dziewczyna szybko podniosła na niego oczy ze zdziwieniem. Ciągle patrząc się na swojego profesora, jakby dodawało jej to odwagi, podniosła się i podeszła do Toma i lekko pocałowała go w usta, chciała od razu uciec, ale mężczyzna złapał ją za rękę i przyciągnął bliżej do siebie. Pocałował ją mocniej i zdecydowanie z większą pasją niż miała zamiar zrobić to dziewczyna, lecz ona również oddała się chwili. Po kilkunastu sekundach odsunęła się od niego z buraczanym odcieniem twarzy i lekkim uśmiechem. - To teraz Hermiona będzie miała problemy z przedstawieniem swojego wybranka opinii publicznej – zauważył Fred. - Dlaczego? – zapytał Tom, udając niezrozumienie – Przecież jestem przystojny, kulturalny … - Skromny – dorzucił Snape - …odpowiednio bogaty, inteligent – wyliczał dalej – Kto zwróci uwagę na jakieś tam moje małe, niewinne wady jak na przykład chęć podbicia świata? Wróciła na swoje miejsce, korzystając z ogólnej wesołości, która sprawiła, że z jej osoby uwaga została zwrócona na niewinnie uśmiechającego się Toma i wylosowała następną karteczkę. - Harry – odczytała. - Prawda – odpowiedział szybko. - Kto z tego pokoju jest ostatnią osobą, którą chciałbyś pocałować? - Tylko jedna? – jęknął. Dziewczyna kiwnęła głową – Ron i pan Malfoy. Zgromadzeni zaśmiali się. - A dlaczego? – zapytał oburzony Ron, wywołując kolejną porcję chichotów. - Przecież mój ojciec jest podobny do mnie, więc nie powinno ci to sprawić problemu – zauważył Draco – wybierz rudzielca. - Właśnie w tym problem, że jest podobny. Wyobrażasz sobie jak kiedyś powie naszym znajomym, że pocałowałem go będąc z tobą? Ale masz rację. Jednak Ron. Twojemu ojcu nie sprawiło by to przyjemności, mam przynajmniej taką nadzieje, a skoro Ron… - Zamknij się – warknął rudzielec – wcale mi się nie podobasz – odparł buńczucznie, wywołując po raz kolejny wesołość wśród zebranych. - Widzisz nie było tak źle, Gryfiaku. Losuj – pośpieszył go Ślizgon. - Snape. – odczytał Harry, po wyjęciu karteczki z kuli. - Prawda – odpowiedział i zmrużył oczy patrząc na chrześniaka jakby chciał dodać, że pożałuje, jeśli zapyta go o coś nieodpowiedniego. Draco szepnął coś do ucha brunetowi, a ten się uśmiechnął i pokiwał głową. - Nie wolno podpowiadać – zauważył profesor, patrząc nienawistnie na Ślizgona. Domyślał się, że coś co ten popieprzony dzieciak może wymyślić, na pewno nie będzie przyjemne i łatwe w odpowiedzi. - A więc, korzystając z okazji i mając na uwagę twoje wcześniejsze protesty względem mnie i Draco, chciałem zapytać kiedy i z kim miał miejsce twój ostatni stosunek, ponieważ uważamy, że możesz po prostu czuć potrzebę i nam zazdrościć. – powiedział Złoty Chłopiec uśmiechając się z satysfakcją. Snape nie wiedział, że blondyn trafi idealnie w jego obecnie najczulszy punkt, dotyczący ostatniej nocy. - Niebywała elokwencja, Potter – odparł groźnie – więc chce ci powiedzieć, że niczego mi nie brakuje i dziękuję za twoją troskę. - Nie odpowiedziałeś na pytanie – zauważył Ślizgon. - Bo to nie wasza sprawa, ale skoro muszę uczestniczyć w tej głupiej grze, to miało to miejsce w przeciągu ostatniego tygodnia, więc jak widzicie, nie mam żadnych niespełnionych potrzeb. - To nadal nie pełna odpowiedź – zauważył Harry i aż cofnął się od siedzącego obok profesora, który miał w oczach rządze mordu. - Znajomy, nie znacie – odparł szybko, a kuleczka zajarzyła się czerwienią, wydając cichy świst. Dopiero teraz Severus zwrócił uwagę na obecność urządzenia. - Kto przytachał tu to cholerstwo? – warknął. - Severusie, znasz zasady. Prawda, albo zdjęcia trafiają do … BLIŹNIAKÓW? – odparł zbyt głośno i ze zbyt wielkim zdziwieniem by było to normalne. Rudzielce wstały i podeszły do swojego profesora, czepiając się jego ramion i uśmiechając się diabelsko. - Dwa rudowłose potwory – warknął do nich, próbując się ich pozbyć, a kulka przestała hałasować i przybrała swój naturalny kolor. Obecni popatrzyli na niego z niedowierzaniem. Tom i Lucjusz roześmiali się głośno, ale reszta trwała w stanie kompletnego zatrzymania i z głupimi wyrazami twarzy. Bliźniaki jak na potwierdzenie i jakby miały na celu jeszcze większe pognębienie swojego nauczyciela, przybliżyli się do niego. Fred pocałował go w szyję, a George polizał jego ucho. Mężczyzna po raz kolejny użył wewnętrznej magii, parząc bliźniaki, które odskoczyły, ale ciągle uśmiechały się do niego. - Dosyć tego – powiedział ostro – Byłem pijany, oni rozprowadzili po całej mojej łazience eliksir pożądania i zamiast stamtąd uciec, to siedzieli tam, gdy ja poszedłem wziąć prysznic. Niewiele pamiętam, a mam nadzieję zapomnieć o wszystkim, lecz te bestie chyba wzięły sobie na cel, gnębienie mnie do końca mojego marnego żywota. Więc jeśli nie przestaniecie – ostrzegł – jedno Oblivate i już was tu nie ma. - Severusie, nie mogę ci pozwolić na usunięcie ich wspomnień. Są zbyt unikatowe – zachichotał Tom, ale zaraz znów przybrał poważny wyraz twarzy – bliźniaki są zdolne, a chyba nie chcemy, by skoro są po naszej stronie, stracili swoje umiejętności. Wiesz, że to zaklęcie jest bardzo specyficzne i używane jedynie w ostateczności, ze względu na swoje skutki uboczne. A nie uważam, żeby wymazanie wspomnień o jak się domyślam, wspaniałym seksie, skoro wciąż się do ciebie zalecają, było uważane za sytuację krytyczną. - Tom, nie przeginaj i lepiej zajmij się tą przeklętą grą – odpowiedział Snape. - Ale przecież to twoja kolej na losowanie – zauważył Riddle, a Mistrz Eliksirów jęknął z irytacji. Rudzielce wróciły na swoje miejsce, nie spuszczając wzroku z obecnego obiektu ich sympatii. - Draco – odczytał i mściwie spojrzał na Ślizgona. - Prawda – odpowiedział tamten, patrząc wyzywająco na nauczyciela. - Opowiedz nam jak odkryłeś swoją orientację. Chłopak jęknął, a jego brat zaśmiał się nerwowo. - To przeze mnie – wypalił młody. - Już nic mnie nie zdziwi – jęknęła Hermiona, a Ginny pokiwała głową, zgadzając się z przyjaciółką. - To może ty nam to opowiesz – zwrócił się nauczyciel do czarnowłosego, a tamten przytaknął chętnie. Draco opadł na poduszkę, wciskając się w nią najbardziej jak mógł. - Wiecie jak to jest. Znalazłem kiedyś w sypialni rodziców, mając dwanaście lat, pewnie ciekawe przedmioty. Byli oni wtedy na jakimś balu, a zazwyczaj trzymali je pod kluczem, dlatego też uznałem, że muszą być albo niebezpieczne albo bardzo ciekawe. Nauczyłem się pewnego zaklęcia i udało mi się otworzyć zamek. Lucjusz jęknął. - Wziąłem przedmioty do swojego pokoju – kontynuował najmłodszy Malfoy – i próbowałem dojść do czego służą. Wcześniej, udało mi się obejrzeć pewien film z kolekcji ojca i po chwili uświadomiłem sobie, że mam przed sobą magiczny wibrator. - Coraz ciekawej – zauważył Tom – kontynuuj młody, obiecujemy, że tatuś nie wyciągnie konsekwencji ze względu na twoje dawne postępowanie, prawda Lucjuszu? Stary Malfoy wcale nie wyglądał na takiego, który miałby wybaczyć synowi swoje postępowanie, nawet gdyby miało ono miejsce sto lat temu. - No i skoro już go miałem… to chciałem zobaczyć jak działa. No i wiecie … W każdym razie wtedy wszedł Draco. Jego mina mówiła sama za siebie, ale zamiast mnie zbesztać czy coś, sam chciał spróbować. No i chyba mu się spodobało. - Jak chociaż słowo z tej durnej historii – powiedział blady Ślizgon – wyjdzie poza nasze towarzystwo, to osobiście zamorduję tą osobę gołymi rękami. A poza tym nad swoją orientacja zastanawiałem się wcześniej i byłem prawie pewny. Na dziewczyny nigdy nie zwracałem specjalnej uwagi i to wcale nie ten cholerny wibrator mnie uświadomił młody – warknął na brata. - A co ? – zapytał buńczucznie Wolfram. - Ty już dobrze wiesz kto – podkreślił, patrząc wymownie na Harry’ego. - Podobałem ci się w wieku jedenastu lat? – zapytał brunet z niedowierzaniem. - Może nie już wtedy, ale myślę, że po klubie pojedynków to na pewno. - Wtedy jak napuściłeś na mnie węża, potem myślałeś, że go na ciebie szczuje i wyzwałeś mnie od psycholi? - No wiesz, wężomowa jest cholernie seksowna. – odpowiedział blondyn, uśmiechając się. - No co ty nie powiesz, kochanie. – wysyczał Harry z uśmiechem. - Użyłeś wężomowy ? – zapytał zszokowany Draco. - Tak, a co? - Zrozumiałem co powiedziałeś – wyjąkał.- Twój głos był jakby bardziej zmysłowy, ale wiem co znaczyło. - A mnie rozumiesz? – zaszyczał Tom. - Teraz słyszałem syk – odpowiedział Draco, domyślając się co chciał sprawdzić Riddle. - Wasze połączenie jest coraz mocniejsze z dnia na dzień – wyjaśnił Snape – Zapewnie nie rozumiesz tego co mówi Harry, ale słyszysz w jego myślach co chce powiedzieć. Stąd też ta zmiana głosu, bo dzieje się to jednocześnie. - Kocham cię, Smoku – wysyczał Harry, a Draco uśmiechnął się w odpowiedzi. - Ja również, Gryfiaku. – powiedział na głos, nie zważając na zdziwione minę obecnych, którzy oprócz Riddla nie mieli pojęcia o co im chodzi. - Jesteście naprawdę wyjątkowi chłopcy – zauważył Tom i pokiwał z uznaniem głową. - Wracamy do gry? – odezwał się George, po chwili milczenia, a obecni pokiwali zgodnie głowami. – Draco losuj. - Lucjusz – odczytał i uśmiechnął się blondyn – powiedź mi więc ojcze, czy byłeś kiedyś z facetem i jeśli tak to podaj nazwisko? - Ty smarkaczu się tak nie szczerz, żadnego szacunku do własnego ojca… – narzekał, wywołując znów chichot u obecnych. - Wiesz, że cię to ojcze nie minie, więc się nie wykręcaj, tylko mów jak na spowiedzi – zwrócił mu uwagę Wolfram. - Wiecie, że mogę was jeszcze wydziedziczyć, prawda? – zapytał unosząc brew, ale groźba nie odniosła zamierzonego skutku i po głośnym westchnięciu odpowiedział – To był błąd młodości i wspólnie zgodziliśmy się w tej opinii z partnerem. I było to zanim zaręczyłem się z waszą matką – podkreślił, a po chwili wskazał głową na ponurego Snape’a. - Proszę, skończmy to już, nie chcę dowiedzieć się jeszcze więcej – powiedziała żałośnie Hermiona, powodując ogólną wesołość. - Zgadzam się z tobą – powiedział Tom – i nie ma to nic wspólnego z tym, że sam wolałbym nie paść ofiarą waszych niewyżytych, młodych mózgów. W każdym razie, nie jest jeszcze tak późno – powiedział patrząc na zegar, który wskazywał za dwie północ – może wypiłabyś ze mną jeszcze herbatę? Chętnie porozmawiałbym na temat naszych zajęć. Snape prychnął, ale zaraz sam wpadł w kłopoty, ponieważ bliźniacy chcieli się do niego wprosić pod pretekstem omówienia ich najnowszego wynalazku, którym głównym składnikiem miał być ważony przez nich eliksir pożądania. I mimo protestów profesora, trzymając go za dwie ręce pomogli mu wyjść z sali. Zaraz za nimi podążyli Tom z Hermioną, która chętnie przystała na propozycję nauczyciela, tylko trochę się przy tym rumieniąc. Wolfram namówił Rona, aby mógł odprowadzić go do siebie, z oczywistą nadzieją, że rudzielec go nie wyprosi i pozwoli zostać trochę dłużej, szczególnie, że już nie długo mieli oni wrócić do innych szkół. Draco zabrał Harry’ego do swojego pokoju, a w drodze do niego przyłączyli się do nich Neville i Ginny, którym blondyn miał przypomnieć drogę do ich sypialni. Rozstali się w korytarzu, a chłopcom udało się jeszcze usłyszeć, jak Longbottom proponuje dziewczynie wspólną grę w makao. Lucjusz został sam w sali i zawoławszy domowego skrzata, kazał uprzątnąć mu bałagan. Widząc po kolei wychodzące pary, zatęsknił za swoją żoną. OOO - Ależ Tom… – jęknęła cichutko Hermiona, gdy ten usiadł obok niej na kanapie. Położył rękę na jej udzie i popatrzył w oczy. – Nie powinniśmy… - Czujesz coś do mnie? – Zapytał, a jego oczy błyszczały z emocji. Nawet Hermiona nie podejrzewała, że ten mężczyzna, uważany przez społeczeństwo za potwora, może mieć więcej uczuć niż niejeden zwyczajny człowiek. - Nie wiem – powiedziała na początku, ale po krótkim zastanowieniu dodała cichutko – wiesz przecież, że tak… - To wspaniale – wyszeptał jej do ucha – bo ja zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – to powiedziawszy zatopił się w jej ustach. OOO - Ale Wolfram – Zaczął Ron, gdy chłopak posadził go na łóżku i sam usiadł mu na kolanach. Mimo wszystko czarnowłosy wyczuł, że rudzielec jest podniecony. – Ja w ogóle nie wiem, czy… - Och, zamknij się już – powiedział, a zaraz potem wbił się w usta chłopaka, który również oddał mu pocałunek. Po chwili oderwał się, by zaczerpnąć powietrza – Po prostu odpręż się a ja ci wszystko pokarzę. Zdecydować możesz się później – dodał z łobuzerskim uśmiechem. OOO - Harry – wyjęczał blondyn. Rozbierali się chaotycznie, chcą jak najszybciej poczuć swoje nagie ciała przy sobie – To co mówił Wolfram… - Nie przejmuj się – odpowiedział brunet – Wiesz, jak chcesz, to sami też możemy kiedyś wypróbować takie zabawki – powiedziawszy to pocałował mocno blondyna, rzucając się z nim na lóżko. Napięcie, które budowało się między nimi przez cały dzień, w końcu musiało dać o sobie znać. OOO - Makao! – powiedziała ucieszona dziewczyna, trzymając ostatnio kartę w rękach. - Ginny, nie możesz ciągle wygrywać. To wręcz nieprawdopodobne z logicznego punku widzenia – zauważył Nevil poważnym tonem, a w rękach trzymał prawie połowę tali. - No wiesz – zaczęła tłumaczyć się dziewczyna z łobuzerskim uśmiechem – wychowałam się z braćmi. - Oszukujesz! – wykrzyknął chłopak, uśmiechając się do niej – Powinienem się wszystkiego domyśleć. Nikt nie ma takiego szczęścia by wygrać siedem partii pod rząd. - Ale chyba się nie gniewasz ? – zapytała niewinnie, trzepocząc rzęsami. - Nie – odpowiedział wolno chłopak, nie odrywając od niej wzroku. Przybliżył się do niej nieco, a chwilę później karty rozsypały się po podłodze, niezauważone przez całującą się parę. OOO - Odczepcie się! – warknął Snape – Jeśli chodzi o ten eliksir … - Profesorku – zaczął George – ty chyba nie myślisz, że zaciągnęliśmy cię do pustej sypialni, po to by rozmawiać na temat składników jakiś mikstur. - Szczególnie, że opracowaliśmy już cały skład – pochwalił się Fred – jesteśmy w tym naprawdę dobrzy. - Więc powinieneś docenić nasze poświęcenie… - …i odpowiednio nas za nie nagrodzić. - Szczególnie, że nie tylko w eliksirach jesteśmy dobrzy. - A ty się z nami zgadzasz, wnioskując po wczorajszych jękach rozkoszy. Przybliżyli się do niego na niebezpieczną odległość, zdecydowanie przekraczając granice nauczyciel – uczniowie. - Wiecie, że mogę przez to wylecieć z roboty? – pokiwali głowami – A domyślacie się co powiedziała by na to wasza matka? Albo koledzy w szkole? Już nie mówiąc, że jesteście rodzeństwem! Ja naprawdę oszalałem… – podsumował cicho, gdy Fred pocałował go delikatnie w szyję, a George wziął się za odpinanie koszuli swojego nauczyciela. - Nikomu nic nie powiemy – powiedział jeden z bliźniaków, ale Snape nie mógł rozpoznać który, ponieważ myślami był już daleko stąd, najlepiej we własnym łóżku, z dwoma rudymi potworami, u boku.
Posted on: Sun, 18 Aug 2013 17:59:44 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015