Rozwód po polsku - jeśli Państwo myślą, że biorąc sobie - TopicsExpress



          

Rozwód po polsku - jeśli Państwo myślą, że biorąc sobie pełnomocnika do sprawy rozwodowej, który będzie antagonizował drugą stronę satysfakcjonująco rozwiążecie swoje życiowe problemy to możecie się gorzko rozczarować. W naszej ocenie sprawy rozwodowe powinny odbywać się nie przed Sądem, ale mediatorem, którego zadaniem by było wypracowanie jak najlepszego kompromisu. Jednak musiałby to być etap wstępny tj. zanim pozew rozwodowy trafi do Sądu i współmałżonka. Sama treść pozwu rozwodowego często przyczynia się do powiększenia sporu między małżonkami, którzy chcą się rozstać. Trzeba też zauważyć, że największym pokrzywdzonym niefrasobliwości rodziców, którzy pakują się w tryby machiny sądowej są małoletnie dzieci. Można też między bajki włożyć satysfakcję z dokopania niewiernemu małżonkowi, bo nawet wina w orzeczeniu rozwodowym nie daje wymiernych korzyści w świetle prania brudów w sądzie. Powstają wręcz kancelarie, które zarabiają na rozwodach czyli de facto jest to żerowanie na cudzym nieszczęściu zamiast efetywnej pomocy. Filmy amerykańskie i polskie również powielają chore stereotypy o walce w sądzie między małżonkami. W konsekwencji to najbardziej cierpią na tym dzieci, u których piętno rozwiedzionych, skłóconych rodziców zostaje na całe życie. Zapraszamy do przeczytania poniższego artykułu. kobieta.onet.pl/dziecko/male-dziecko/dzieci-rozwodnikow-chca-zostac-z-ojcem/9hm4f Mają po kilka, kilkanaście lat, a za sobą rozmowy z policją, badania w ośrodku psychologicznym i wystąpienia na sali sądowej. Nie pochodzą z rodzin patologicznych, tylko zwykłych, rozwiedzionych małżeństw. Ich jedyną winą jest to, że po rozwodzie chcą zamieszkać z ojcem. Polska rodzina się rozpada. Co roku w naszym kraju rozwód bierze blisko 70 tys. małżeństw. Oznacza to, że przy asyście prawników dogorywa związek co trzeciej pary, która przysięgała sobie wieczną miłość przed ołtarzem czy obliczem urzędnika. A gdy kończy się miłość, budzą się demony, które na salach rozpraw rozwodowych mają swoje, dobrze wygrzane, krzesła. Słowa Na rozwodzie najbardziej cierpią dzieci są na tych salach odmieniane przez wszystkie przypadki. Oczywiste, że najmłodsi uczestnicy rozwodowego dramatu zawsze płacą najwyższe koszty – to im rozpada się cały świat. A jeśli zamiast z matką, dzieci wolą zostać z ojcem, który stara się o przyznanie prawa do opieki bezpośredniej, ospały sądowniczy golem budzi się do życia i z iście golemią delikatnością usiłuje zrobić wszystko, by to uniemożliwić. Tak twierdzą ojcowie, których słowa potwierdza walczące z ich dyskryminacją na salach sądowych Stowarzyszenie Centrum Praw Ojca i Dziecka. A także statystyki, z których wynika, że w Polsce tylko 4 proc. spraw kończy się przyznaniem prawa do opieki nad dzieckiem ojcu (podczas gdy np. w Stanach Zjednoczonych ponad 50 proc. spraw sądowych o przyznanie opieki nad dzieckiem wygrywają mężczyźni). Dzieje się tak zazwyczaj w skrajnych przypadkach, np. gdy matka wykazuje silną niechęć do sprawowania władzy rodzicielskiej, albo jej stan psychiczny wyklucza opiekę nad dziećmi. Ojcowie mają płacić alimenty i spełniać się jako tatusiowie w wybrane weekendy miesiąca. Jeśli chcą czegoś więcej, muszą przygotować się na bezpardonową walkę. Najlepiej także, by do tej walki przygotowali również swoje dzieci. Chcę być z tatą Psycholożki powiedziały na sprawie głośno że obie córki w czasie badań mówiły że chcą mieszkać ze mną i że potwierdzają to wyniki ich badań. (…) Okazało się, że gdy młodsza rysowała rodzinę, to namalowała siebie, siostrę, mnie i dom. Starsza opowiadała później, że gdy pani wzięła rysunek, młodsza powiedziała, że chce jeszcze kogoś dorysować. Pani na to Kogo?. A młodsza córka: Chcę jeszcze narysować kota, też jest nasz i z nami mieszka. Pani spytała: Gdzie jest mama?. Młodsza: Wyprowadziła się, będę ją odwiedzać, ale chcę do taty. Przemysław Jocz znalazł się w gronie 4 proc. szczęśliwców, którym po rozwodzie sąd przyznał prawo do opieki nad dzieckiem. I jednocześnie się w nim nie znalazł, bo w jego przypadku dzieci zostały podzielone. Starsza, 17-letnia córka mieszka z nim. Młodsza, 8-latka z jego byłą żoną – mimo tego, że na testach psychologicznych w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym, które zalecił sąd podczas procesu rozwodowego, obie córki wyraźnie deklarowały, że chcą mieszkać z ojcem. – Czy sąd przyznał mi starszą córkę, bo sprawdził, że ją fajnie wychowam, że się do tego nadaję? Nie, jedyną przyczyną tego, że jesteśmy razem, jest fakt, że córka się strasznie uparła, że ze mną zamieszka i dosłownie wykrzyczała to na każdym spotkaniu z psychologiem i kolejnej rozprawie. Bo ile razy można powtarzać? – Przemysław Jocz ma za sobą walkę, w której własne dzieci były jego największym i często jedynym sojusznikiem. – Podczas trwającego trzy lata rozwodu sąd nie chciał uwierzyć, że one wolą być ze mną. Były wiele razy badane i przepytywane, na rozprawach wypowiadało się wielu psychologów, któryś w końcu powiedział, że dziewczyna ma 16 lat, jest prawie dorosła i chce mieszkać z ojcem, a jeśli się jej tego zabroni, to może się targnąć na siebie. Wysoki sąd wtedy uronił łzę nad biedną matką, która zostanie bez dziecka. Nie wyobrażam sobie, żeby tak samo zareagował w odwrotnej sytuacji, czyli pochylił się nad ciężkim losem ojca, z którym dziecko nie chce mieszkać. W polskim społeczeństwie pokutuje obraz matki Polki, kobiety, która zrobi wszystko dla świętego ogniska domowego, zrezygnuje z siebie, by dać to co najlepsze dziecku. Najwyraźniej obraz ten zamydla również oczy polskim sądom, które traktują ojca jako rodzica drugiej kategorii i w 96 proc. spraw przyznają opiekę nad dziećmi matce. Nawet, jeśli wola dzieci i zdroworozsądkowe przesłanki wskazują inaczej. Była żona, aktualny wróg Wiesz tato, że ona cię tak nienawidzi z mojego powodu. - Mhmm… - Tylko nie rozumie, że jej nie chcę, że jeśli mi każą z nią mieszkać, ucieknę do ciebie i uciekać będę za każdym razem. - Nie bój się… - A ty uważaj na siebie, jakby coś się tobie stało, będę chciała mieszkać z babcią, a nie z nią. Przemysław Jocz ma 39 lat, jest z wykształcenia politologiem i dziennikarzem. Pracuje w administracji samorządowej, był przez sześć lat rzecznikiem prasowym. Karateka, płetwonurek, członek WOPR. Własnymi rękami wybudował dom, w którym zamieszkała jego rodzina. Na koncie, poza ciągnącą się latami sprawą rozwodową, ma również kilkanaście oskarżeń o sadystyczne znęcanie się fizyczne i psychiczne, maltretowanie, gwałcenie, naużywanie alkoholu, dręczenie, prześladowanie, terroryzowanie dzieci. Wszystkie wnoszone przez byłą żonę, wszystkie umarzane na różnym etapie przez policję, prokuraturę bądź sąd ze względu na brak jakichkolwiek przesłanek do kontynuowania sprawy. – Zaczęło się tydzień po wspomnianym badaniu w RODK-u, podczas którego córki powiedziały, że chcą po rozwodzie być ze mną. Żona wnosiła sprawy m.in. oskarżając mnie, że planuję zastrzelić ją z karabinu – po raz pierwszy, potem kolejna sprawa, że planuję zastrzelić ją po raz drugi, trzeci, czwarty. To przekraczało granice absurdu. Przemysław czekał, że może ktoś w sądzie czy organach ścigania zainteresuje się faktem, że jego była żona złożyła kilkanaście zawiadomień o naruszania prawa i wszystkie były umarzane. – Głupio założyłem, że ktoś w sądzie powinien zauważyć, że te oskarżenia są nieprawdziwe, że to co robi moja jeszcze wtedy małżonka to składanie fałszywych zeznań. Liczyłem też, że może ona ochłonie, uspokoi się, przejdzie jej. Nie wnosiłem spraw przeciwko niej, bo usiłowałem stworzyć dzieciom namiastkę normalnego domu w tym szaleństwie, nie chciałem znowu ciągać ich po sądach, fundować im rozmów z policją i psychologami. Jak przyznaje, jego bierność obróciła się przeciwko niemu. – Od kwietnia tego roku nie mam kontaktu z młodszą córką. Była małżonka przeprowadziła się, nie odpowiada na telefony i maile, ukrywa się i uniemożliwia mi kontakt z dzieckiem. W październiku sąd ukarał ją grzywną w wysokości 1200 zł za naruszanie moich praw rodzicielskich i nie wywiązywanie się z jej obowiązków rodzicielskich wobec starszej córki, z którą też się nie kontaktuje. Czekam na uprawomocnienie wyroku, potem wystąpię o ściągnięcie grzywny i może uda się nakazem sądowym zmusić byłą żonę do umożliwienia mi kontaktów z dzieckiem. Dziś wie, że unikanie konfrontacji i niechęć do walki na sali sądowej z byłą żoną obróciły się na niekorzyść nie tylko jego, ale i jego dzieci: – Siostry nie mają ze sobą żadnego kontaktu od pół roku. Ja nie widziałem swojego dziecka, nie wiem, jakie ma koleżanki, na co chodzi do kina, nie mogę iść z nią na spacer – ona nie może przeżywać swojego życia ze mną. I choć nadal uważam, że każda godzina spędzona na sali sądowej w sporze z małżonkiem to krzywda robiona dzieciom i stracona godzina z własnego życia, wiem też, że nie można chować głowy w piasek i czekać, że jakoś to się ułoży. O większość rozwodów w Polsce występują kobiety – to nie wynika z umiłowania rodziny przez polskich mężczyzn, tylko z bierności. Apeluję do ojców, by walczyli o dzieci, nie uciekali od odpowiedzialności za nie. W moim poczuciu to nie homoseksualiści są najbardziej dyskryminowaną grupą w Polsce, tylko ojcowie. Naprawdę, pora to zmienić To ona dostała wyrok za utrudnianie mi kontaktów z Młodszą i za to, że olewa kontakt ze Starszą. - No, tak. Teraz rozumiem. - No i jeszcze jedna ważna sprawa. - No? - W wyroku rozwodowym jest napisane, że w naszej rodzinie była przemoc. - Tak? - Tak i że to ona była sprawcą. Fragmenty dialogów pochodzą z bloga Przemysława Jocza, który można znaleźć pod adresem: 7godzin15dni.blog.onet.pl Historia pewnego rozwodu Rok po odejściu żony Przemysław Jocz zaczął pisać bloga na temat rozwodu i wychowywania córek. To, co miało być anonimową autoterapią pomagającą się w uporaniu z bólem, stało się szybko platformą dla osób borykających się z podobnymi problemami. – Starałem się, żeby na blogu było coś i do płaczu i do śmiechu, żeby to był taki Mikołajek dla dorosłych. Gdy któregoś dnia zobaczyłem, że na mój blog weszło 75 tys. osób, pomyślałem, że to nie ja i mój problem jestem tu najważniejszy, że może moje pisanie pomaga też innym – mówi. – Dostawałem tysiące maili ludzi opisujących swoje problemy, przestałem się ukrywać, zacząłem pisać z myślą, że może ktoś, kto to przeczyta, powstrzyma się od robienia podobnego dramatu w swoim domu. W październiku ukazała się nakładem wydawnictwa Demart powstała na kanwie bloga książka Historia pewnego rozwodu. Jak opisuje ją autor: – W moim tekście nie ma ani grama obiektywizmu. W moim tekście są wyłącznie odczucia, emocje... i znacznie szerszy problem równouprawnienia. Ale najważniejsze w moim pisaniu jest to, czego długo nie miałem odwagi powiedzieć głośno – miłość do córek.
Posted on: Fri, 29 Nov 2013 15:48:02 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015