"TRZEBA POMÓC Korneliusz Udałow siedział w domu i oglądał - TopicsExpress



          

"TRZEBA POMÓC Korneliusz Udałow siedział w domu i oglądał telewizję. Na dworze było parszywie. Siąpił deszcz, hulał wiatr, mokre liście fruwały po ulicy. Słowem, pogoda była taka, w jaką dobry gospodarz psa z domu nie wypędzi. Żona Ksenia wzięła dzieci i poszła do przyjaciółki mieszkającej po drugiej stronie ulicy. A Udałow został. Program był tak nudny, że chciało się wyć albo wyłączyć odbiornik i iść spać. Ale Korneliusz był za leniwy, żeby wstać z fotela. Kiedy wreszcie zdecydował się i nacisnął guzik, w pokoju pojawiła się istota z trzema nogami, czerwonymi oczami i w okularach. - Dzień dobry- powiedziała po rosyjsku, ale z silnym obcym akcentem- wybaczcie mój wymowa. Ja uczyłem wasz język na gwałt. Nie niepokójcie się mój zewnętrzny wygląd. Ja można usiąść? Siadajcie-powiedział Udałow- Jak tam na dworze, siąpi jeszcze? Ja prosto z kosmos-powiedziała istota-leciał w siłowe pole.Deszcz nie moknie. -I po co wam taki kłopot?-zapytał Udałow. Ja wam jestem przeszkodzony? - Nie, i tak nie ma co robić. Opowiadajcie.Herbaty się napijecie? - To dla mnie być gwałtowna trucizna. Nie dziękuję. - Racja, jeśli szkodzi to nie pijcie. - Ja od herbata umierać w konwulsje - przyznał się gość. - Dobra, obędziemy się bez herbaty. Istota podkurczyła pod siebie wszystkie trzy nogi, wskoczyła na fotel i wyciągnęła przed siebie łapkę z mnóstwem pazurków. - Udałow - powiedziała z naciskiem-trzeba pomóc. - w porzadku-powiedział Udałow- czym możemy, pomożemy. Tylko żeby na dwór nie wychodzić. - Trzeba wychodzić na dwór - powiedziała istota. - Szkoda. - Ja proszę wybaczyć, ale najpierw zaczynajcie nas słuchać-powiedziała istota i wypuściła z otworu gębowego kłąb różowego, ostro pachnącego dymu- Przeziębienie-powiedziała-Bardzo daleka jest droga. Trzy tysiące rok świetlny i osiemset tam i z powrotem. Wielki nieprzyjemność. Zdychaj krupiki. - Szkoda-powiedział Udałow-To wasi krewni? - Ja wytłumaczę?-zapytała istota.Udałow skinął głową, a potem wziął arkusz papieru i długopis, żeby w razie czego od razu notować. Ja mam osiem minuta. Ja się nazywać Fywa. Ja jest z jedna planeta w constelation nader odległy, wasz astronom wie, a wy nie wie. Udałow zgodził się. -My są dawno przyleciane do was na Ziemia, brali doświadczenia i egzemplarze. Trochę pomagali budować piramida Cheopsa i pisać Mahabharata, hinduski epos. Bardzo traktowali z szacunkiem, obcy nie ruszali. Jeden raz wzięli wasze krupiki i zawieźli na nasza planeta. - Czekajcie-przerwał Udałow- Co to są krupiki? - Ja zapominaj wasz słowo. Malutki , szary, z uszami, siedzi pod choinką , skacze. Krupiki. -Zając-spytał Udałow? - Nie - zaoponowała istota- zając ja wiem, królik ja wiem, kangur wiem. Inny zwierz. nie bardzo ważny. Genetycy próbowali, wielkiego wyhodowali, nowy gatunek. Cała planeta w krupikach. Bardzo ważne w gospodarstwo. Krupiki zdychać. Kryzys ekonomiczny. Od rana jadać krupika. - Co to może być?-męczył się Udałow. Może skoczek pustynny?- Nie -odparła istota na myśl Udałowa- skoczek nie. wiele lat mijać. Trzy dzień do tyłu krupiki zaczynać chorować. I zdychać. wszyscy uczeni robią eksperyment. Środek nie ma. Środek tylko u was. Na Ziemia. Dziś rano mnie wołać i powiedzieć- Leć, Fywa, ratuj nasza cywilizacja. Ja biegle powiedział? - Zrozumiałem -odparł Udałow- Tylko mam pytanie:kiedy powiadacie, ruszyliście do nas? - Dzisiaj, Śniadanie zjadł i poleciał. -A ile, powiadacie, przelecieliście? -Trzy tysiące, świetlny rok. - Bzdury-powiedział Udałow- takich szybkości nauka nie zna. - Jesli lecieć prosto, nie zna-zgodził się gość- Tylko inny zasada. Ja lecę po czasie. - No, no, opowiadajcie-poprosił Udałow, który znatury był ciekawy i nigdy nie pominął okazji, aby dowiedzieć się czegoś nowego.- Jedna minuta opowiedział, bardzo krótko. Czas mało. My podróżować po czasie. Jedna chwila, tysiąc rok do tyłu. - No to wylądujecie na swojej planecie tysiąc lat wcześniej.- Jaki naiwność!Nie waż się czytać fantastyczna książka!Fantastyczny pisarz nauka nie zna, jeden od drugiego ściąga>twoja Ziemia w miejsce stoi?- Nie, lata dookoła Słońca. - A Słońce? - Też leci. - Tak , zwykły dyrektor budowa, a wie. Pisarz Wells, pisarz Parnow nie wie. Jaki wstyd!Skocz do jutra, skocz w godzinę jedną do przodu, wyskocz z komory i nie ma pod tobażadnej Ziemia. Ty już w kosmos, a Ziemia odleciał dalej, spod ciebie odleciał. Takj prosto. A jak na sto lat skocze w tył, albo do przodu, Ziemia za ten czas odleci daleko, daleko. A inny planeta albo gwiazda na to miejsce przyleciał. Ty wyskoczył już na inna planeta. Tylko liczyć trzeba.Bardzo duże obliczenie robić.Chybisz i zraz.- Klops-poprawił gościa Udałow, bardzo uradowany tym, ze okazał się mądrzejszy od znanych pisarzy-A do przodu też można skakać?- Nie odparła istota- czas jak ocean. Co było, jest czego nie było, jeszcze nie ma. Ty możesz w ocean skakaj, nurkuj, znowu się wynurzaj. Bardzo dobrze liczyć, sto lat nazad skakaj, jedna plantea. Jeszcze pięćdziesiąt lat w drugi strona, jeszcze planeta. Trzy razy skakaj i już na Ziemia. Tylko bardzo trudno. Każdy dzień nie wolno skakaj. BYwa,z e raz na sto lat można. CZasem trzy razy w godzinę. Zostało dla mnie trzy minuta, bo inaczej do domu nie trafię.-Dobrze-powiedział Udałow- wszystko jasne. A krupiki, tyo moze myszy? - Nie, myszy nie- powiedział gość- Pomagać będziesz? - Obowiązkowo- odparł Udałow. - w tówj miasto- powiedział przybysz- jest jeden środek. Czerwony kwiatek. Rośnie na okno. Jedna babka. - Ziele? - Nie, człowiek-babka. Ulica Merkatowa, dom trzy. Kwiatek trzeba zerwał i dawał mnie. Ja powiedział dziękuję w imieniu cała planeta. Krupiki też żyją. Też dziękuję. Jedna godzina czasu masz. Ja z powrotem lecę i kwiatek wziął. - A dlaczego sam kwiatka nie kupiłeś? - Nie wolno, babka bardzo straszy. Trzy noga ze mnie rosnąć. Nie wychodzi. w tobie całą nadzieja jest... Przy tych słowach przybysz rozwiał się w powietrzu, bo właśnie upłynęła ósma minuta. Najprawdopodobniej rozpoczął swoje skoki w czasie, aby powrócić do domu i tam zameldować, że nawiązał kontakt z Korneliuszem Udałowem, który zgodził się pomóc. Udałow przetarł oczy i popatrzył na fotel, w którym jeszcze przed chwilą siedziałprzybysz. Fotel miał po środku świeże wgniecenie. wizyta nie była snem, a skoro tak, trzeba będzie pomóc braciom w rozumie. Ale co to za krupiki? Może lisy? Może wilki? Udałow włożył płaszcz, wziął parasol i wyszedł na ulicę. Przybyszowi z jego polem siłowym było dobrze. a na Udałowa runął wściekły wiatr, ciężkie krople deszcze i skrzypienie drzew. Pod nogami taiły się czarne kałuże, a droga na ulicę Merkartowa wprawdzie nie była zbyt odległa, ale biegła z dala od centrum Wielkiego Guslaru. Zanim dotarł do do domu numer trzy, zdążył przemoknąć do nitki, w butach mu chlupało, woda ściekała za uszy i kołnierz. Domek by mały, z dwoma okienkami wychodzącymi na ulicę. Przytykał do niego drewniany płot z furtką. Udałow nie wszedł od razu na podwórze, lecz najpierw zapukał delikatnie w oświetlone okno. zasłonka odsunęła się na bok i okrągła, rumiana twarz staruszki zbliżyła się do szyby. Udałow uśmiechnął się do tej twarzy i otworzył furtkę. Odsunął mokry , zimny haczyk i nadstawił ucha. w domu było cicho. Na sąsiednim podwórku rozszczekał się mały psiak. Udałow podszedł do chwiejnego ganku i wszedł po trzech stopniach. Psina biegła wzdłuż płotu i zanosiła się szczekaniem, jakby pilnowała dwóch domów na raz. Udałow otworzył drzwi, które otworzyły się ciężko, ze skrzypliwym westchnieniem. - Jest tam kto? zapytał uprzejmie i wkroczył w ciemność. W tej samej chwili cos ciężkiego spadło mu na głowę i zamroczyło. Ostatnią myślą Udałowa było: krupiki to z pewnością wiewiórki. Przytomność odzyskał w białej izbie. Było jasno. Siedział na ławce, oparty plecami o ledwie ciepły, stygnący piec. Przed nim stał tęgi mężczyzna ubrany w piżamę i waciak. Mężczyzna trzymał w ręku maczugę, miał czerwony nos i smutne oczy. A jednak krupiki to wiewiórki, pomyślał Udałow, wracając do rzeczywistości i pomacał głowę. Na głowie był wielki guz. - Wybaczcie, jeśli coś nie tak-powiedział mężczyzna- mnie ciocia Niusza na pomoc zawołała. Myślałem, że to ten sam wrócił. W czarnych okularach. Przyczepił się, do okna sie dobija, grozi: oddaj, powiada , kwiatek. Obcokrajowiec pewnie. Bandyta. A do domu nie wszedł. Ciocia Niusza go przepędziła, a mnie zawołała. na pomoc. Bądź co bądź , mężczyzna w domu. Jestem jej sąsiadem z domu obok. wtedy Udałow, rozpędziwszy sprzed oczu różnokolorowe plamy, zauważył stojącą z boku zmieszaną babcię o rumianych policzkach. - Jestem kobieta samotną- powiedziała babcia- Mnie bez trudu można ograbić. - Słusznie - powiedział Udałow i zdenerwował się na przybysza, który nie powiedział najważniejszego: ze nie przyszedł wprost do Udałowa, lecz najpierw zjawił się tutaj, spróbował zdobyć kwiatek. I wszystko zepsuł. Mógłby przynajmniej powiedzieć. Nie powiedział i teraz głowa boli. Może być nawet wstrząs mózgu. To się zdarza, jeśli ktoś rąbnie maczugą. - Wody- powiedział Udałow. - Niusza, daj wody- powiedział mężczyzna i odłożył maczugę na stół. - A ty, Innocenty pilnuj go - powiedziała Niusza, wychodząc do sieni, gdzie z hałasem zaczerpnęła wody do kubka.- Nie gniewajcie się na nią-powiedział mężczyzna- Kobieta samotna, podejrzliwa. Ja wiem, że nie ma u niej nic do zabrania, ale ona myśli, że sama kogoś może zainteresować. Udałow zerknął na okno. Na parapecie stały doniczki z kwiatami. Jedna roślina była obsypana czerwonymi pączkami. - Właśnie, właśnie- mężczyzna zauważył jego spojrzenie- prze te nic nie warte kwiaty wszystko się pokiełbasiło. Babcia przyniosła kubek z wodą i podała Korneliuszowi. Kiedy pił, obejrzała go od przemokniętych stóp do skołtunionej głowy i nie wiadomo było, czy jego widok ją zadowolił. W każdym razie spojrzenie nadal miała nieufne. - Za jakim interesem przyszliście?- zapytała Udałowa. W innej sytuacji Udałow odłożyłby rozmowę do jutra. Pora na kupowanie kwiatka nie była najodpowiedniejsza. Ale teraz do powrotu przybysza zostało niewiele ponad pół godziny , z czego przynajmniej piętnaście minut zajmie droga do domu. - Przechodziłem ulicą- powiedział-zajrzałem w okienko i postanowiłem wstąpić. - Po co? - powiedziała babcia. - No to ja już sobie pójdę ciociu Niuszo -powiedział tęgi mężczyzna.- Nie Innocenty, poczekaj- zaoponowała babcia- nie zostawiaj mnie samej. Mężczyzna westchnął i rozłożył ręce, jakby usprawiedliwiał się przed Udałowem. - Cudowne kwiatki tu macie- powiedział wówczas Udałow - Znowu?-zapytała babcia. - A czy to ja jestem winien, że mnie te kwiatki też się podobają? - Może i winien. - Moja żona bardzo lubi rozmaite rośliny pokojowe - powiedział Udałow pośpiesznie, bo czas uciekał. Przybysz już podążał z powrotem na Ziemię, wymijając gwiazdozbiory i uskakując przed strumieniami meteorytów. - JUtro sa jej urodziny, dlatego postanowiłem kupić jej coś niecodziennego. Bądź co bądź szesnaście lat razem przeżyliśmy. Moja żona ma Ksenia na imię, Ksenia Udałowa. Ja tutaj, w Guslarze, pracuję jako kierownik przedsiębiorstwa budowlanego. - A jakże , słyszałem-powiedział mężczyzna- W razie czego pomoże ci, ciociu Niuszo, zdobyć materiały budowlane. - Pewnie, że pomogę, byle w granicach prawa - powiedział Udałow. Ciocia Niusza nieco odtajała. - A eternit masz? - zapytała. - Mam- powiedział Udałow, chociaż z eternitem zawsze były trudności. A kwiatek nie jest na sprzedaż - powiedziała ciocia NIusza. Wstąpcie do mojej sąsiadki, ona ma wspaniałe geranie. - Geranie to i ja mam- odparł Udałow- trzy doniczki. - Co ty człowieka męczysz- powiedział męzczyzna- - Sprzedaj mu kwiatek, on ci tego nie zapomni. - Nie zapomnę- powiedział Udałow- Sprzedajcie mi ten czerwony kwiatek. Zapłacę ile będzie trzeba. Przecież nie na darmo dostałem maczugą po głowie. Niby nic, a jednak ciężkie uszkodzenie ciała. Można złożyć skargę. - On ma prawo złożyć skargę- powiedział tęgi mężczyzna- Ma guza na potylicy. - A mam- - A przecież ciociu Niuszo, spełniałem twoje polecenie. Ciebie broniłem- tęgi mężczyzna najwyraźniej śpieszył się do domu. Ciocia Niusza posmutniała i rzekła: - Myślałam sobie, ze jak bede umierała, to sobie przed samą śmiercią na kwiatek przynajmniej popatrzę. On jest jedyny. Nikt więcej w mieście drugiego takiego nie ma. A poza tym wybirałam się pojechac do córki, do Archangielska. Droga daleka i nietania. - POdróż opłacę- powiedział Udałow- Ile trzeba? - Sto rubli - powiedziała babcia i zmrużyła oczy. Czekała, co Udałow odpowie na taką bezczelność. - Sto rubli nie da rady- powiedział Udałow. - Ciociu Niuszo , miej sumienie! -powiedział sąsiad. - To ja już lepiej prosto stąd pójdę do dyżurnej przychodni - zagroził Udałow- Miech mi zrobią obdukcję i oficjalnie opiszą wszystkie uszkodzenia ciała. - Trzydzieści pięć i ani kopiejki mniej- powiedziała babcia. - Przecież ty, ciociu Niuszo, sama sobie kręcisz stryczek ! - Będę musiał iść - powiedział Udałow. A ile dasz? - zapytała pośpiesznie babcia. - Dziesięć rubli dam. - Dziesięć mało, dziesięć sama doniczka kosztuje. - A ja doniczkę zostawię.- A mnie doniczka bez kwiatka niepotrzebna. - Dwanaście rubli. Więcej pieniędzy przy sobie nie mam. - A do przychodni nie pójdziesz? - Nie pójdę. - A eternit zorganizujesz? - Postaram się. Ciocia Niusza westchnęła i powiedziała - Bierz, Bóg z tobą. Udałow wyjął pieniądze. I tak dobrze, że je ze sobą zabrał. Odliczył dwie piątki, rubla i dziewięćdziesiąt kopiejek drobnymi. Ciocia Niusza wymogła na nim obietnicę, że następnego dnia przyniesie jej dziesięciokopiejkówkę i Udałow wreszcie mógł zabrać ciężką, zakurzoną donicę. Wyszedł na podwórko razem z sąsiadem. Sąsiad otulał się waciakiem i przestępował z nogi na nogę. Odprowadził Udałowa do furtki i otworzył mu. Babcia z wielkim hałasem założyła sztabę na drzwi. - Słuchaj- powiedział na pożegnanie tęgi mężczyzna- ty przecież łgałeś o tej swojej żonie. Dlaczego dałeś dwanaście rubli za zwyczajne zielsko? Powiedz, ja nikomu ani słowa. - Nie warto - odparł Udałow, odgarniając głową gałęzie, żeby nie właziły w oczy- I tak nie uwierzycie. Na pewnej planecie zdychają krupiki. Wyleczyć je można tylko tym kwiatkiem. I dlatego zwrócili się do mnie o pomoc. - Aha- powiedział mężczyzna- To brzmi całkiem prawdopodobnie. A kiedy Udałow był już dość daleko, mężczyzna krzyknął: - A co to są krupiki? - Nie wiem!- odkrzyknął Udałow- Szare , podobno puszyste i siedzą pod krzakiem. - Pewnie króliki- powiedział mężczyzna. - Całkiem możliwe - odparł Udałow i pobiegł w stronę domu, ślizgając się na gliniastym błocku i przyciskając do piersi ciężką donicę. Przybysz czekał na niego obok domu, na ulicy, pod drzewem. - Zdobyłeś? - zapytał wychodząc z cienia- Dziękuję gigantycznie. Dawaj tutaj. W domu ja nie mogłem. Twój żona przyszedł. Udałow postawił donice na ziemi. - Nie dowiedzieli się tam u ciebie, co to są krupiki? -zapytał. - Nie, nie zdążył- odparł przybysz- Taka tragedia. Całą nadzieja leży na ty i ja. Zaczął szybko obrywać z gałązek czerwone pąki. - A całej doniczki nie zabierzecie? - Z donicą nie da rady przez conitnuum czasoprzestrzenny. Nie ma taki możliwość. - Gdybym wiedział, sam bym oberwał. A krupiki to przypadkiem nie wiewiórki? - Nie. Ja poleciał. Wielki dziękuję. wiecie co, nasz planeta będzie stawiał wam jeden wielki pomnik. Trzy osoby wysoki. Ja już robił zdjęcie. Wy idziecie przez deszcz i burza, a w ręka macie czerwony kwiatek. - Dziękuję- powiedział Udałow.- Ale została do załatwienia jeszcze jedna mała sprawa, jeśli nie macie nic na przeciw. Rozumiecie, wyszła taka historia: wydałem na ten kwiatek wszystkie moje pieniądze, a mam jutro zapłacić składki. - O, jaki jest hańba dla nasza planeta! Oczywiście, wszystkie pieniądze ja ciebie dawaj. Całkiem zapomniałem. Masz , trzymaj. Dolar. Trzy tysiąc dolar. - Czyście zwariowali?- oburzył się Udałow- Po co mi dolary? Potrzebuje dwunastu rubli, a dokładniej jedenastu rubli i dziewięćdziesięciu kopiejek. Jeśli sądzicie, że zapłaciłem za ten kwiatek zbyt drogo, to weźcie pod uwagę, że nie miałem czasu targować się. A ten kwiatek wart jest najwyżej cztery ruble, i to razem z doniczką. - Ten kwiatek wart jest sto milion wasze ruble. - Wcale nie chcę na nim zarabiać. Dajcie mi przynajmniej z osiem rubli- poprosił Udałow. - Bierz dolar - nalegał przybysz- Innej pieniędzy nie mam. Za trzy roki znów pomyślny układ planeta, ja przyjechać i ciebie ruble dawaj. A tera bierz dolar. Udałow chciał jeszcze oponować, ale przybysz wepchnął mu do ręki plik nowiutkich banknotów i krzyknął: - Dziękuję! Zdjęcie pomnik przywiozę w następny wizyta. I zniknął. Udałow westchnął i poszedł do domu. Ksenia czekała na niego, nie kładła się spać. Powitała go wyrzutami i nie dała zdjąć płaszcza, dopóki się nie przyzna, z kim miał randkę. - Nie było żadnej randki- odparł Udałow, myśląc przy tym: A może krupiki to wręcz słonie, albo leopardy? Przecież nie wiadomo, pod jakim drzewem siedzi ten szary z dużymi uszami. Może pod baobabem? - Wystarczy wyjść z domu - denerwowała się Ksenia- żeby cię od razu gdzieś pognało. - Nie irytuj się - odparł Udałow, ciągle jeszcze myśląc o krupikach. - A co tym masz w ręku? zapytała Ksenia, patrząc na plik dolarów. - NIc takiego, zwykłe dolary - odparł Udałow i podał żonie pieniądze. Ale się doczekałam! - powiedział Ksenia i rozpłakała się.
Posted on: Fri, 30 Aug 2013 18:07:24 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015