Umysł Sollsta przedstawiał się w postaci dużej próżnej kuli - TopicsExpress



          

Umysł Sollsta przedstawiał się w postaci dużej próżnej kuli hermetycznie zamkniętej na świat zewnętrzny. Nie było to zubożeniem, gdyż nie wyłączał niczego, czego sam nie zawierał. Niczego nigdy nie było, nie ma, ani nie będzie w świecie na zewnątrz, nigdy nie było, nie ma, ani nie miało być niczego, co nie byłoby już obecne w świecie wewnątrz jako potencjalne, albo faktyczne, albo potencjalne wznoszące się do faktycznego, albo faktyczne opadające do potencjalnego. Nie wciągało to Sollsta w idealistyczną smołę. Był fakt umysłowy i był fakt fizyczny, jednakowo rzeczywiste, nawet jeśli nie jednakowo przyjemne. Rozróżniał między faktycznym a potencjalnym swego umysłu nie tak jak między formą, a bezforemną tęsknotą za formą, lecz jak między tym, czego miał doświadczenie i umysłowe, i fizyczne, a tym, czego miał doświadczenie wyłącznie umysłowe. Forma Kopniaka była przeto faktyczna, Pieszczoty – potencjalna. Umysł czuł, iż jego faktyczna część jest jasna i znajduje się niżej, wszakże bez powiązania tego z etycznym jojo. Doświadczenie umysłowe było odcięte od doświadczenia fizycznego, jego kryteria nie były kryteriami doświadczenia fizycznego. Zgoda pewnej części jego treści z faktem fizycznym nie decydowała o wartości tej części. Umysł nie działał i nie mógł być analizowany zgodnie z zasadą wartości. Składał się z jasnego przechodzącego w ciemne, tego co u góry i tego co niżej, lecz nie z dobrego i złego. Zawierał formy z paralelami w innej modalności i formy bez paraleli, a nie formy prawdziwe i fałszywe. Nie wyczuwał żadnego sporu między jasnym a ciemnym, nie było potrzeby, żeby jasne pożarło ciemne, lecz żeby raz być w jasnym, raz w półjasnym, raz w ciemnym. To wszystko. Sollst czuł się przeto rozdarty na dwoje, ciało i umysł. Musiały na siebie wzajemnie oddziaływać, inaczej nie wiedziałby, że mają ze sobą w ogóle coś wspólnego. Czuł jednak, że umysł był ciałoszczelny i nie rozumiał za pośrednictwem jakiego kanału następowało to oddziaływanie ani też, w jaki sposób zachodziły na siebie te dwa rodzaje doświadczenia. Zadowalał się tym, że żadne z nich nie wynikało z drugiego. Ani nie myślał Kopniaka ponieważ go czuł, ani nie czuł kopniaka ponieważ go pomyślał. Być może wiedza tak się miała do faktu Kopniaka, jak dwie wielkości do trzeciej. Być może poza przestrzenią i czasem istniał nieumysłowy niefizyczny Kopniak z całej wieczności, niejasno manifestowany Sollstowi w swych współzależnych modalnościach świadomości i rozciągłości, Kopniak "in intellectu" i Kopniak "in re". Lecz gdzie w takim razie była najwyższa Pieszczota? Sollst był rozdzielony, jedna jego część nie opuszczała nigdy tej umysłowej komory, która przedstawiała się w postaci kuli pełnej jasnego przechodzącego w ciemne, gdyż nie było wyjścia. Lecz ruch w tym świecie zależał od spoczynku w świecie na zewnątrz. Człowiek leży w łóżku i chce spać. Szczur jest za ścianą przy jego głowie i chce się poruszyć. Człowiek słyszy niepokój szczura: nie może spać; szczur słyszy ludzki niepokój: nie śmie się ruszyć. Albo są jednocześnie nieszczęśliwi – jeden niepokoi się, a drugi czeka; albo jednocześnie szczęśliwi – szczur w ruchu, a człowiek we śnie. Gdy zaniedbywał ciało, czuł jak odżywa w umyśle, uwolniony by poruszać się wśród jego skarbów. Ciało miało swój inwentarz, umysł miał swoje skarby. Były trzy strefy – jasna, półjasna i ciemna, a każda miała swoją specjalność. W pierwszej były formy z paralelami, promienna abstrakcja psiego żywota, elementy doświadczenia fizycznego gotowe do nowego uszeregowania. Tutaj Przyjemnością był odwet, przyjemność odwracania doświadczenia fizycznego. Tutaj Kopniaka otrzymanego przez fizycznego Sollsta, umysłowy Sollst wymierzał. Był to ten sam Kopniak, ale w poprawionym kierunku. Tutaj całe fizyczne fiasco stawało się wspaniałym sukcesem. W drugiej znajdowały się formy bez paraleli. Tutaj przyjemnością była kontemplacja. Ten system nie posiadał innej modalności, w której jego elementy mogłyby być wadliwie uszeregowane, dlatego też nie było potrzeby szeregować ich we właściwy sposób. Tu był Błogostan Sollsta i inne nieco mniej precyzyjne. W obu tych strefach swego prywatnego świata Sollst czuł się suwerennym i wolnym. W pierwszej do powetowania sobie, w drugiej do poruszania się tak, jak mu się podobało, od jednej piękności bez równej sobie do drugiej. Trzecia, ciemna strefa była przepływem form, wiecznym tworzeniem się i rozpadaniem form. Jasne zawierało uległe elementy nowej wielości, świat ciała rozłożony na części jak zabawka. Półjasne – stany spokoju. Lecz ciemne nie zawierało ani elementów, ani stanów, nic oprócz form powstających i kruszących się w cząstki powstające na nowo, bez miłości ani nienawiści ani żadnej zrozumiałej zasady zmiany. Tutaj było tylko przemieszczanie się i czyste formy przemieszczania się. Tutaj Sollst nie był wolny, był pyłkiem w ciemni absolutnej wolności. Nie poruszał się, był punktem w nieustającym i bezwarunkowym rodzeniu się i zanikaniu konturów. Matryca niewymiernego.
Posted on: Wed, 25 Sep 2013 15:44:50 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015