W moim życiu miało miejsce wiele wydarzeń, które pomału - TopicsExpress



          

W moim życiu miało miejsce wiele wydarzeń, które pomału odsuwały mnie od kościoła. Dlaczego jednak zdecydowałam się na założenie tej stronki? Oto moja historia: Pod koniec lipca w Szpitalu Bródnowskim zmarła mama mojego przyjaciela. Załatwiając formalności dotyczące pogrzebu dowiedzieliśmy się, że musimy dostarczyć do zakładu pogrzebowego m.in. zaświadczenie z parafii, do której należała zmarła, o tym że była katoliczką i można jej wyprawić tradycyjny chrześcijański pogrzeb z udziałem księdza. Udaliśmy się zatem do Parafii Św. Włodzimierza przy ul. Kondratowicza 2 na warszawskim Bródnie z aktem zgonu w celu otrzymania takiego zaświadczenia. Ksiądz, który miał dyżur w kancelarii od samego początku był bardzo nieuprzejmy, ale nie daliśmy się sprowokować i staraliśmy się zachowywać kulturalnie. Ksiądz wziął od nas akt zgonu, poszedł z nim na zaplecze i wrócił z kartą, z którą chodzą księża po kolędzie. Spojrzał na nią, po czym stwierdził, że "zmarła nie przyjmowała księży chodzących po kolędzie, a więc nie miała żadnego kontaktu z kościołem". W związku z tym ODMÓWIŁ wydania zaświadczenia. Na moje stwierdzenie, że można być wierzącym, ale nie praktykującym, stwierdził że "nie można być żyjącym a nie oddychającym". Na te słowa mój kolega bardzo się zdenerwował i wyszedł z kancelarii (żeby nie wybuchnąć...) natomiast ja poprosiłam księdza o podanie jego nazwiska. Po usłyszeniu mojej prośby ksiądz bardzo się zdenerwował i stwierdził, że nie poda i że mam natychmiast opuścić kancelarię. Krótko mówiąc nakrzyczał na mnie i wygonił za próg. Będąc jeszcze na terenie parafii zadzwoniłam na policję (997). Opowiedziałam dyżurnemu o sytuacji i zapytałam, czy mogą wylegitymować człowieka podającego się za księdza i co w ogóle mamy teraz zrobić. Policjant po konsultacji ze zwierzchnikiem stwierdził, że kościół i ksiądz nie podlegają władzy świeckiej/policji i że funkcjonariusze nie mogą zainterweniować. Dodał jednak, że jego zdaniem ksiądz nie postąpił zbyt grzecznie i poradził mi jechać szybko do Kurii i złożyć skargę. Tak też zrobiliśmy i prosto z kościoła pojechaliśmy do Kurii Warszawsko-Praskiej przy ul. Floriańskiej 2A. Niestety okazało się, że Kuria jest czynna tylko w dni powszednie w godz. 09:00-15:00 (o czym nie było informacji w internecie na stronie diecezja.waw.pl/kuria.php), więc nic nie załatwiliśmy. Pogrzeb miał się odbyć lada moment i nie mieliśmy już więcej czasu na chodzenie i "żebranie" o potrzebny papierek. Wróciliśmy do zakładu pogrzebowego, gdzie zdziwiliśmy swoją historią panią, która tam pracowała. Pani, chcąc nam pomóc, wykręciła jakiś numer i podała nam do telefonu... proboszcza parafii na Cmentarzu Północnym, gdzie miał odbyć się pogrzeb. Proboszcz porozmawiał z moim przyjacielem (synem zmarłej). Wypytał go czy mama była wierząca, czy chodziła do kościoła, dlaczego nie przyjmowała księdza po kolędzie itp. Po wysłuchaniu odpowiedzi stwierdził, że nie widzi przeciwwskazań do przeprowadzenia katolickiego pogrzebu i powiedział, że sam wyjaśni sprawę z naszą parafią a my mamy się nie denerwować, bo pogrzeb normalnie się odbędzie. Tuż przed pogrzebem poszłam do kancelarii, aby przybliżyć osobę zmarłą księdzu, który miał odprawić ceremonię. Dowiedziałam się wówczas, że nadal nie ma zaświadczenia z parafii, ale zgodnie z decyzją proboszcza cmentarza pogrzeb się odbędzie. Ksiądz PIOTR, bo to on odprawiał mszę, był księdzem w pełnym tego słowa znaczeniu. Był prawdziwym duszpasterzem Z POWOŁANIA. Podczas ceremonii zszedł z ambony, podszedł do ławki, na której siedziała rodzina zmarłej i przemawiał do niemalże każdego z osobna. Ile dał tym ludziom pociechy i ile zdjął z nich żalu i cierpienia, tego nie da się opisać słowami. Gdyby wszyscy księża tacy byli, wówczas cała moja tutaj pisanina nie miałaby racji bytu... Jakiś czas po pogrzebie emocje ucichły, ale niesmak po kontakcie z księdzem z parafii z Bródna pozostał. Opisałam historię do kilku gazet i jedna z nich zainteresowała się tematem. Redaktor zajmujący się sprawą najpierw spotkał się ze mną i z moim przyjacielem a później próbował się skontaktować z naszym proboszczem. Ten jednak powiedział, że nie ma o czym rozmawiać i rzucił słuchawką. Reporter skierował zatem zapytanie do Kurii, która przez dłuższy czas go zbywała. W końcu z ramienia Kurii odezwał się ksiądz Wojciech Lipka (ktoś na kształt rzecznika prasowego), który stwierdził że "Kuria nie rozmawia z wiernymi poprzez media.". Tylko że ja nie chcę z tym księdzem rozmawiać. Już raz zostałam wyrzucona za drzwi i to mi w zupełności wystarczy. To właśnie media chcą zdobyć pełny obraz sytuacji a on z racji pełnionej funkcji powinien przedstawić stanowisko Kurii. Brak odpowiedzi na pytania reportera świadczą jedynie przeciw Kurii i przeciw kościołowi. W związku z tym prawdopodobnie artykuł ukaże się jedynie na podstawie mojej rozmowy z reporterem. (Kiedy się ukaże, oczywiście o tym napiszę.)
Posted on: Fri, 13 Sep 2013 12:03:32 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015