Wielka wiara Skończyło się przed godziną główne wydanie - TopicsExpress



          

Wielka wiara Skończyło się przed godziną główne wydanie "Wiadomości". Ba, wydanie specjalne. Tak specjalne, jak specjalne są służby specjalne, a może nawet jeszcze bardziej specjalne. Od wydań specjalnych był oczywiście Piotr Kraśko, bardzo już zmęczony całodzienną pracą, siedzący teraz w garderobie, smętnie patrzący w lustro. Dzisiejszy program w całości poświęcony był narodzinom nowego pretendenta do angielskiej korony, Kraśko miał więc prawo być wyczerpany, bo musiał się zachwycać wszystkim co kilka sekund i nie mógł ani na moment zgasić uśmiechu. Twarz mu od tego zesztywniała, więc próbował ją sobie w tej chwili poluzować, sącząc szkocką. Wypił jedną szklaneczkę, potem drugą, potem trzecią, a potem kolejne. Alkohol wchodził w niego jak Trojanowska w melodię. Skończył na dziesięciu. Urżnął się porządnie, obraz przed oczami zaczął mu się zacierać, w lustrze nie widział swojej twarzy, tylko jakieś esy-floresy. Zaczął mówić do siebie: - Ale jestem sakramencko narąbany. Przypierdoliłem sobie równo. Nawet nie pamiętam, gdzie mieszkam. Będę spał w telewizji chyba. No bo co zrobię? No co ja biedny mogę? Taki biedny, biedniutki. Taki sam jak palec. Taki samotny i smutny. Golasek. Drobny i delikatny, jak to królewskie dziecko. Jak ten Kacperek. Bo to na pewno będzie Kacperek. To takie piękne imię, najlepsze na świecie, dużo lepsze od Szymka. Kacperek mi się kojarzy z jakimś prezydentem. Albo nawet z papieżem. To jest imię arystokratyczne, klasa średnia tak nie nazywa dzieci. To jest imię takie, że się w pale nie mieści, jakie to jest imię! To dziecko zasługuje na to imię. Bo to jest piękne imię. Ja tak mam na imię... Mamusia mi takie imię dała... Tatuś chciał, żebym się nazywał Marcin Luter, ale mama powiedziała: "Nie pierdol głupot, ma być Kacperek!". I zostałem Kacperkiem... A nie, pomyliłem się teraz... Bo ja jestem Piotruś... Mały Piotruś. Piotruś z Wilanowa. Jak ten były trener Barcelony. On też jest z Wilanowa. Tito z Wilanowa... To jest równy gość... Pobożny, pomysłowy, zawsze mi pożycza na fajki. I ja tam byłem kiedyś u niego. Londyn to piękne miasto. Dobrze tam będzie temu Kacperkowi, tam jest dostatnio bardzo, są dobre szkoły. On tam wyrośnie na ludzi, na wielkiego króla! Będzie jak Wilhelm Zdobywca albo jak Książę Józef Poniatowski. Albo jak Włodzimierz Czarzasty. Idę spać teraz. Papa! - Kraśko przechylił resztę szkockiej z gwinta i ześlizgnął się z krzesła. Po chwili spał smacznie, pokój wypełniło chrapanie głośniejsze niż kanonada z Grubej Berty. Nagle ktoś wślizgnął się do pomieszczenia. To był Paulo Coelho ubrany w mundur Królewskiej Marynarki Wojennej. Na głowie miał wielką czapkę admiralską skrojoną według staroświeckiego wzoru. Pochylił się nad sponiewieranym Kraśką i powiedział na głos: - Czasami uciekamy od siebie w obce światy. Lubimy żyć życiem innych. Interesują nas gwiazdy, postaci polityki i mediów, a zapominamy o sobie. Nasz los przestaje się dla nas liczyć, nie walczymy o siebie, nie przyznajemy się do swojego serca, a zachowujemy się, jakbyśmy ciągle grali w filmie. Nie warto tak robić. Lepiej pójść na spacer, pocałować dziewczynę albo poczytać mądrą książkę. Albo spędzić chwilę w samotności. Pomówić ze sobą. Powiedzieć sobie prawdę. Wierzyć w siebie - pogłaskał Kraskę po głowie. A on zerwał się nagle na równe nogi i krzyknął: - Srać mi się chce! - i wybiegł na korytarz. Coelho nie miał wątpliwości, że Kraśko w siebie wierzył. To jest wielka wiara, mieć przekonanie, że się zdąży dobiec do klopa w takim stanie.
Posted on: Tue, 23 Jul 2013 19:40:54 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015