Świadectwo: „CZTERY KROKI Z DUCHEM ŚWIĘTYM" Mam na imię - TopicsExpress



          

Świadectwo: „CZTERY KROKI Z DUCHEM ŚWIĘTYM" Mam na imię Darek, mam 42 lata, z wykształcenia jestem ekonomistą. Mam żonę oraz dwójkę dzieci, syna oraz córkę. Od kilku miesięcy należę do Wspólnoty Matki Bożej Rzeszowskiej Odnowa w Duchu Świętym. Oj sam to ja sobie do tej Wspólnoty nie trafiłem, po prostu jestem, a jak to kiedy indziej dam świadectwo. Od trzech lat, po bardzo drastycznych wydarzeniach moje życie zaczęło się całkowicie zmieniać, coraz bardziej dynamicznie, dosłownie w każdym jego aspekcie, mogę rzec: od ciemności do wolności – proces trwa ….. , a jego inicjatorem jest Pan Bóg – dzisiaj to wiem. Aby zaświadczyć jak Pan Bóg postępuje ze mną przez Ducha Świętego chcę przedstawić jeden z wielu przykładów doświadczeń jego działania. Kika tygodni temu mogłem uczestniczyć w Warsztatach Ewangelizacyjnych organizowanych w Rzeszowie, prowadzonych przez „Mocnych w Duchu”. Przed warsztatami nie zdawałem sobie do końca sprawy z tego co będziemy tam robić, w sercu wiedziałem i czułem ewidentną chęć uczestniczenia w nich, odczuwałem to jakby to miał być mój kolejny konieczny etap duchowego rozwoju, po prostu chciałem. Udałem się tam pomimo tego iż wcześniej przed zapisami już wiedziałem, że trzeba będzie wyjść na ulicę do ludzi (nie wiem skąd ta informacja do mnie dotarła – może miało mnie to zniechęcić), ale co tam, może tego nie trzeba będzie robić, bo i po co wychodzić na ulicę, do ludzi ..? - pomyślałem. Warsztaty bardzo mi się podobały w swej treści, w całości chciałem otworzyć serce na działanie Ducha Świętego od samego początku, jednak nadszedł moment kiedy prowadzący oznajmił że kulminacyjnym punktem podsumowującym nasze spotkanie będzie wyjście na ulicę lub dowolne miejsce, gdzie jest dużo ludzi celem przekazania dobrej nowiny, odbycia rozmowy z przygodnym napotkanym człowiekiem celem oznajmienia mu: PAN BÓG CIĘ KOCHA! W tym momencie serce zadrżało a umysł oczywiście poddał te słowa analizie, analizie i analizie, na moment wkradł się niepokój: ja, jak dam radę?... ale mam mocną wiarę, no bez przesady, żałosny chłopie czego masz się obawiać… – tak się podsumowałem. Warsztaty trwały od 9-17, więc od czasu do czasu takie myśli się przewijały, lecz równomiernie rosło w sercu umocnienie i spokój. Duch Święty po prostu opiekował się mną i zadbał abym pozbył się wszelkich obaw czy wstydu. No więc po modlitwie i błogosławieństwie ruszyliśmy w teren, mieliśmy pracować w parach lecz na początku jednak pracowaliśmy w czwórkę (złota czwórka). U swojego boku do wykonania zadania miałem delikatną piękną istotkę Danusię, która podczas rozmów ogarniała mnie modlitwą, miła, charakterna i wrażliwa na Boga osoba. Przyznam że byłem bardzo umocniony i zmotywowany, nie poznawałem siebie, spokój w sercu mnie zadziwiał i nie mogłem się tym uczuciem nadelektować (przyznam się że kilka razy testowałem ten stan gdyż chciałem go potwierdzić przed potencjalnym walnięciem w ścianę w postaci wstydu, odrzucenia, strachu czy niepewności - niestety tak zrobiłem gdyż moje dotychczasowe ciągle zasklepiające się rany serca dawały znać o sobie na poziomie umysłu. Tym samym zostałem umocniony, wszystko co złe prysło, piękne), nic nie było wstanie tego zakłócić, dosłownie nic! Pierwszy krok w mojej głowie i sercu to kierunek do człowieka, właściciela firmy, który ma przełożenie na dużą ilość zatrudnionych pracowników i taka myśl: wszak wtedy gdy Pan Bóg zadziała dzisiaj u tego człowieka to i zatrudnieni i ich rodziny mogą z czasem to działanie odczuć… (Duch Święty przypomniał mi pewien fragment strategii dzięki, której znalazłem się w Wspólnocie – ale to na inną okazję). Oczywiście biurowiec zamknięty, parking pusty, tylko samochód właściciela na parkingu. Podchodzi pan ochroniarz i wyjaśnia, że nikogo nie zastaliśmy. W tej samej sekundzie myśl: kurde to sobota, ale dałeś Darek..., ogarnął mnie delikatny wstyd przed moją ekipą, lecz z drugiej strony błyskawiczna odpowiedź, że skoro jest tu ten ochroniarz, to widocznie tak miało być i to z nim trzeba porozmawiać i jemu przekazać piękną nowinę. Przedstawiłem się, wyjawiłem mu że jestem chrześcijaninem i że jestem tu dla niego, przekazałem mu, że Pan Bóg go kocha. Człowiek osłupiał, lecz po kilku sekundach dodał, że także jest wierzącym człowiekiem a jego wyraz twarzy niesamowicie wypogodniał. Z rozmowy wywnioskowałem, że jest mu ciężko pod kątem materialnym. Zaprosiłem go do wieczornej, na koniec tego dnia, modlitwy i ofiarowanie Panu Bogu w prostych męskich słowach swojej sytuacji, gdyż Pan Bóg chce coś w jego życiu zmienić. Bardzo podziękował i odpowiedział, że tak też zrobi. Kiedy pożegnaliśmy się widziałem w oczach tego człowieka radość i wdzięczność. Kiedy wyjeżdżaliśmy ochroniarz szedł sobie spokojnie, z nogi na nogę, z pochyloną głową, nie zwracał już uwagi na nic, był zamyślony. Niesamowicie się ucieszyłem. Drugi krok to kierunek Galeria, oczywiście dużo ludzi, więc będzie łatwo kogoś spotkać. Lecz nigdzie przez około dwadzieścia minut nie mogliśmy znaleźć miejsca parkingowego, od najwyższych do najniższych poziomów parkingu. Więc wjechaliśmy na parking obok galerii, oczywiście zakaz wjazdu, bo to miejsca dla dostawców towarów i oczywiście znowu ochroniarz, lecz już bardzo zdecydowany, aby nas przegonić, wszak wykonywał dobrze swoje obowiązki i miał rację. Lecz skoro jest kolejny ochroniarz, to dlaczego by nie porozmawiać z nim. Człowiek bardziej energiczny od pana z „kroku pierwszego” więc i jego odbiór był bardziej emocjonalny. Kiedy dowiedział się, co chcemy mu przekazać i kim jesteśmy, nie dość że kazał spokojnie parkować przez 30 minut to ciągle się uśmiechał, dziękował i wskazał nam boczne służbowe wejście do galerii. Oznajmił nam że na pewno po męsku w wieczornej modlitwie zwróci się do Pana Boga. Radosny, wesoły, przyjazny, uczynny, energiczny, zdecydowany człowiek. Kiedy wychodziliśmy z galerii to nawet był zaskoczony, że dłużej nie chcemy parkować, gdyż zawsze jak on będzie to możemy. A Wiesia to mu dała czekoladkę. Trzeci krok to już wewnątrz budynku galerii i już we dwoje z Danusią, gdyż się podzieliliśmy na dwójki (zgodnie z procedurą). Udaliśmy się na spacer w kolorowym blasku reklam, w pewnej chwili zauważyłem siedzącego wśród wielu osób mężczyznę, wiek ok 40 lat, pochylony, zamyślony. Można było wywnioskować że to przedstawiciel „klasy średniej”. Postanowiłem, że przysiądziemy się do niego. Pozwolił usiąść obok i na to jak się przedstawiliśmy z imienia i nazwiska oraz że jesteśmy chrześcijanami pojawił się na jego twarzy uśmiech. Po tym, gdy powiedziałem mu, że jesteśmy tu dla niego, aby mu przekazać że Pan Bóg go kocha od razu zaznaczył, że jest wierzący, ale w pewne aspekty nie wierzy i że długo mógłby o tym rozmawiać lecz teraz nie ma czasu i nie chciałby nas przekonywać do swoich racji. Wyjawił nam, że nie wierzy Niepokalane Poczęcie i nieomylność papieża. Pomyślałem wtedy, że mam na szyi medalik Niepokalanej i jestem jej rycerzem, a św. Franciszek i bł. Jan Paweł II to moi idole, ta myśl bardziej mniej utwierdziła w tym, że właśnie ten człowiek potrzebuje pomocy Jezusa. Przekazaliśmy mu, że Pan Bóg go kocha i właśnie dla niego chce coś zrobić. Zaproponowaliśmy mu, aby wieczorem się pomodlił prostymi własnymi słowami ofiarując Panu Bogu swoje wątpliwości, o których nam opowiedział i aby któregoś dnia odwiedził dom Boży u Bernardynów. Odpowiedział że na pewno wieczorem się pomodli i że kiedyś może odwiedzi Bazylikę. Kiedy się żegnaliśmy z nim, wstał, a na jego twarzy promieniowała radość, oczy miał szeroko otwarte, podziękował że zainteresowaliśmy się nim i przekazał nam : was też Pan Bóg kocha – myślałem że z radości serce mi wyskoczy i będzie obok. Czwarty krok to starsza pani z wnuczkiem w wieku ok 6 lat .Wtedy do akcji wkroczyła Danusia, która do tej pory wspierała mnie modlitwą, czułem to, czułem moc płynącą od Boga. Na piękne słowa pani oniemiała i było jej bardzo trudno coś z siebie wykrztusić, nie uciekła lecz słuchała trzymając za rękę rozbrykanego malca. Mogła odejść, szukać mamy chłopczyka lecz ciągle stała i słuchała, uśmiechając się. Kiedy skończyliśmy z nią rozmowę podziękowała dyskretnie. Odeszliśmy w drogę powrotną z poczuciem godnego wypełnienia tego, co mieliśmy wykonać. Ogarnęło nas niesamowite uczucie radości i spokoju. Podsumowując chcę jasno zakomunikować, że to co nam się wydaje niemożliwe staje się możliwe dla nas w nieopisanym przekraczającym nasze ludzkie wyobrażenie pod takim warunkiem, że będziemy przepełnieni Duchem Świętym. Jego działanie w nas powoduje, że stajemy się dosłownie narzędziem Boga, narzędziem, które nie obawia się żadnych przeciwności, którego serce jest spokojne, które nie musi się martwić co zrobić lub powiedzieć w danej sytuacji, bo słowa i czyny przychodzą w momencie, w którym jest to właśnie potrzebne i stosowne. Tak działał we mnie w tych czterech krokach Duch Święty, to jest dopiero przygoda! Ja ludziom o BOGU?? TAK!!! Nauka jaką otrzymałem i sobie przyswoiłem po tych „czterech krokach” jest dla mnie ważna i cieszę się z niej. A mianowicie: Darek „dokończ remont …..” zacznij od najniższego poziomu, od parkingu i ochroniarzy, od małych rzeczy, potem idź wyżej na piętro gdzie czeka ktoś średni, a na prezesów jeszcze poczekaj, bo nie ten czas (to była sobota więc w firmie go nie było, a skoro tam najpierw pojechałem to znaczy że tam też mam kiedyś wrócić) i musisz jeszcze nad sobą popracować, aby temu sprostać. Aby dokonywać dużych rzeczy trzeba najpierw się przygotować. Nigdy sam bym tego nie dokonał, nigdy, lecz z Duchem Świętym tak. Dodać chcę i muszę, że działaliśmy w grupkach, można rzec od dużej wspólnoty modlącej się na warsztatach do maleńkiej dwuosobowej wspólnotki działającej w terenie, to co nas wszystkich na poszczególnych etapach charakteryzowało to jedność, miłość i modlitwa, biliśmy nie do ruszenia - wspólnota. Radość, wdzięczność ludzi których spotkaliśmy stała się moją radością. Wierzę, że Pan Bóg w sobie wiadomy sposób działa w sercach tych ludzi i że otworzyli je szerzej dla NIEGO. CHWAŁA PANU! Darek
Posted on: Fri, 23 Aug 2013 13:30:00 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015